Daniel Ludwiński: Jak ocenia Pani letnie przygotowania? Czy jest z nich Pani zadowolona? W porównaniu z poprzednimi latami nie brakowało zmian, jak choćby zgrupowanie w Nowej Zelandii, które było nowością.
Justyna Kowalczyk: Zmiany mimo wszystko miały charakter kosmetyczny, tak bym to nazwała. Pracy jak zwykle było bardzo dużo, ale niezmieniony pozostał jej wytrzymałościowy charakter. Szukamy po prostu nowych rozwiązań, w Nowej Zelandii trenowałam dwa razy dziennie na śniegu, była cisza, spokój, tam gdzie byłam nie ma nawet sklepów. W Sierra Nevada dopisała pogoda, co jest dość ważne dla nas, bo prawie wszystkie treningi odbywają na zewnątrz. Ćwiczył ze mną latem Maciek Kreczmer, to już jest akurat dość duża zmiana. Bardzo mi pomógł, był ze mną na trzech obozach i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Latem miałam ciężką kontuzję kolana, trwało to wszystko przez praktycznie cały okres przygotowawczy, ale doktor Śmigielski parę razy zrobił swoje czary-mary i jest dobrze.
W poprzednich latach zarówno Pani jak i trener Aleksander Wierietielny mówiliście, że ćwiczenia w okresie przygotowawczym są tak prowadzone, żeby optymalna forma przyszła na imprezę docelową - mistrzostwa świata, igrzyska olimpijskie. W tym sezonie takich zawodów nie ma, na przełomie roku jest za to Tour de Ski. Czy miało to wpływ na letnie treningi?
- Mamy bardzo ważne zawody w lutym, może nie pod koniec, ale w środku miesiąca - Puchar Świata w Polsce. Dla mnie będzie to najważniejszy start w całym sezonie. Przygotowania do jednej imprezy docelowej nie ma, aczkolwiek chciałabym żeby na zawodach w Jakuszycach udało mi się pobiec tak, jak umiem najlepiej.
Wiele zawodniczek z czołówki zakończyło karierę - Petra Majdić, Arianna Follis, Marianna Longa. Wygląda na to, że będzie Pani walczyć przede wszystkim ze Skandynawkami.
- Jest Charlotte Kalla, mistrzyni olimpijska, jest Aino-Kaisa Saarinen, są Norweżki. Te wszystkie dziewczyny mają duże talenty, mają świetne ekipy. Jeszcze cztery lata temu nie było Norweżek na podium, teraz są główną siłą. To się cały czas zmienia, są młode Finki, są kolejne młode Norweżki. Taki jest już sport, nie ograniczałabym się więc do trzech dziewczyn. Szkoda, że niektóre skończyły kariery, biegałam z nimi przez tyle lat. Będzie mi więc kogoś na pewno brakowało w biegowym peletonie, ale te miejsca się szybko zapełnią. Mam nadzieję, że ja też będę w tej ścisłej czołówce.
Ostatnio była Pani na zgrupowaniu w Ramsau, gdzie przebywało też wiele innych reprezentacji. Kto jak się prezentuje?
- Widziałam Niemki, prezentują się naprawdę dobrze, na przykład Nicole Fessel. To jest coś co widzisz – nie ma jeszcze wyników, nie ma sprawdzianów, ale widzisz jak dziewczyny się ruszają. Tak samo Evi Sachenbacher-Stehle też wygląda już teraz bardzo dobrze. Jest to jednak trening na lodowcu, 3000 metrów nad poziomem morza. W każdym razie dziewczyny biegają i wyglądają lekko.
Przed rozpoczęciem Pucharu Świata ma Pani wystartować w Beitostoelen w zawodach FIS. Tam jednak w tej chwili są problemy ze śniegiem.
- W Beitostoelen nie ma śniegu, nie ma go też w górach, więc nie ma skąd go przywieźć. Najprawdopodobniej zrobimy więc tak jak w zeszłym roku. Na 80 procent pojedziemy do fińskiego Muonio, powyżej koła podbiegunowego.
Tour de Ski ponownie został wydłużony, teraz te zawody liczyć będą już dziewięć etapów. Czy to dobra decyzja?
- Na pewno dodano dobry bieg. 3 kilometry stylem klasycznym to coś dla mnie, ale okaże się to tak naprawdę dopiero w trakcie Touru, gdy zobaczymy jak będziemy reagować na tak ciężki wysiłek.
W lutym Puchar Świata po raz pierwszy odbędzie się w Polsce. W Szklarskiej Porębie pobiegnie Pani w sprincie stylem dowolnym oraz na 10 kilometrów stylem klasycznym. Czy jest Pani zadowolona z tego, że będą to właśnie te konkurencje?
- Tak, dziesięć kilometrów "klasykiem" to jest jedna z moich konkurencji, na pewno taka, w której najczęściej w życiu wygrywałam, lub byłam na podium. Sprint "łyżwą" to już nie jest dla mnie jakaś rewelacja, ale czemu nie, trzeba się starać, startować, a ja przygotowałam się latem również siłowo, co powinno przynieść jakieś przełożenie także na sprinty.
Dzień później w Szklarskiej Porębie na Szrenicy odbędą się zawody World Uphill Trophy. Konsekwentnie deklaruje Pani, że nie wystąpi w tych zawodach, przeciwko którym była przeciwko?
- Jeżeli są to zawody komercyjne to niech będą, może być wszystko co popularyzowałoby biegi narciarskie. Byłam natomiast przeciwko temu, żeby odbywały się one w takiej formie w ramach Pucharu Świata. A jeśli chodzi o to co będzie dzień po Pucharze Świata w Szklarskiej Porębie – będę wtedy, licząc od dzisiaj, trzeci dzień w domu (śmiech).
W Davos po raz pierwszy od kilku lat dłuższe dystanse, 15 kilometrów kobiet i 30 kilometrów mężczyzn, rozegrane zostaną w Pucharze Świata z indywidualnym startem. W Skandynawii ponownie rozpoczęła się więc dyskusja co lepsze – tradycyjny start co trzydzieści sekund, czy biegi ze startu wspólnego. Biegać trzeba wszystko, ale jak jest w Pani przypadku - woli Pani walkę z czasem czy ramię w ramię z rywalkami?
- Dla mnie jest to wszystko jedno. Ja akurat dystansu 15 kilometrów "łyżwą" nie lubię, ale są w Pucharze Świata dystanse które się lubi bardziej, są takie które mniej. Trzeba biec, trzeba startować, a takie dyskusje jak ta dla mnie są dla mnie bez sensu.
Czy wystąpi Pani we wszystkich zawodach Pucharu Świata, czy też niektóre odpuści?
- Nie pobiegnę w Duesseldorfie, jak co roku, oraz w Mediolanie, czyli w tych dwóch miejskich sprintach.
Tak samo planuje zrobić Marit Bjoergen.
- Mamy widać podobne zdanie (śmiech)
Gdy w trakcie mistrzostw świata w Oslo Adam Małysz ogłosił zakończenie kariery powiedziała Pani przed kamerami telewizyjnymi, że w nowym sezonie będzie odczuwała większą presję związaną z tym, że teraz oczy kibiców będą zimą skierowane głównie na Panią. Czy rzeczywiście teraz presja będzie większa?
- Myślę, że większej presji niż ta, która była w 2010 roku na igrzyskach olimpijskich w Vancouver nie dostąpi szybko żaden polski sportowiec. Ja już przeszłam przez najcięższe. Teraz może być więc już tylko lepiej.
Trzykrotnie zdobyła Pani Puchar Świata. Rekord należy do Jeleny Wialbe, która triumfowała pięć razy. Myśli Pani czasem o rekordach takich jak ten, lub o wygraniu Pucharu Świata czwarty raz z rzędu, czego jeszcze nikt nie dokonał?
- Nie, nie myślę o tym. Może kiedyś, koło czterdziestki, będę patrzyła na to pod kątem rekordów, na razie daleko mi do tego (śmiech).
Petter Northug w nowym sezonie chce szukać nowych wyzwań - planuje występ w maratonach takich jak Bieg Wazów czy Marcialonga. Pani miała okazję pobiec na długim dystansie w Nowej Zelandii. Czy myślała Pani kiedyś o tym, żeby wystąpić również zimą w którymś z najsłynniejszych narciarskich maratonów?
- Jeżeli będę chciała walczyć o Kryształową Kulę to jest to niemożliwe. Zbiegają się terminy zawodów Pucharu Świata oraz maratonów Worldloppet, a po drugie taki bieg bardzo dużo kosztuje i trzeba się po nim długo regenerować. Nie ukrywam jednak, że jako biegaczka narciarska bardzo chciałabym kiedyś wystartować w Biegu Wazów.
W nowym sezonie chce w nim pobiec na przykład jedna z Pani norweskich rywalek, Vibeke Skofterud.
- No właśnie. To jest coś pięknego, coś co jest bardzo ważne dla każdego biegacza narciarskiego. Myślę, że jeszcze kiedyś jako zawodniczka, może już nie tak topowa, zdecyduję się na start w tym biegu.
Wiosną o maratonach Worldloppet mówiła Pani przyjaciółka, Walentyna Szewczenko. Czy to prawda, że w nowym sezonie ma zamiar biegać głównie na długich dystansach?
- Tak, jest ona obecnie w austriackim teamie długodystansowym i będzie chciała pobiec w przynajmniej siedmiu maratonach. Te starty będzie w wolnych terminach łączyła z biegami Pucharu Świata.
Vegard Ulvang z Międzynarodowej Federacji Narciarskiej powiedział ostatnio, że FIS będzie dążyć do tego, aby wszystkie konkurencje klasyczne - skoki, biegi i kombinacja norweska - jak najczęściej odbywały się w tej samej miejscowości w jeden weekend. Pani mówiła jednak kiedyś, że nie jest zwolenniczką takiego rozwiązania.
- Jeśli robi się to na siłę to wtedy biegacze muszą mieszkać na przykład sześćdziesiąt kilometrów od tras a to jest to na pewno za dużo. Jeżeli będą to jednak takie ośrodki jak Kuusamo, Lahti, Oslo, czy Lillehammer, gdzie jest duże zaplecze hotelowe, to nie będę miała nic przeciwko. Myślę, że w FIS zdają sobie z tego sprawę, myślą o tym, żeby wszystko było jak najlepiej, i jeśli będą robić takie wspólne Puchary Świata to na pewno będzie to organizowane na najwyższym poziomie.
Starty w zawodach to jedno, ale wraca Pani również na uczelnię - otworzyła Pani przewód doktorski.
- Na pewno jest to dla mnie jakiś kolejny etap w życiu. Chcę przeprowadzić analizy, zawrzeć je w mojej pracy, mam nadzieję, że to się przyda w pracy trenerów. Jest to na pewno kontynuacja tego, co będzie się działo po życiu sportowym. Pisać będę na AWF w Krakowie, jest tutaj największy znawca biegów narciarskich, pan profesor Szymon Krasicki. Jest dla mnie wielkim zaszczytem, że zgodził się być moim promotorem. Pisać będę o tym co się zmieniło w obciążeniach treningowych po wprowadzeniu techniki łyżwowej do biegów narciarskich, chcę przedstawić różnice w obciążeniach między osobami z czołówki i spoza niej, są one bardzo duże. To do czego zmierzam to pokazanie jak bardzo ważny jest trening siłowy w treningu biegacza narciarskiego, a to bywa zaniedbywane, niektórzy tego nie wykorzystują i nie wchodzą o stopień wyżej.