- Nie wszyscy będą mogli tam pojechać. Te igrzyska będą wojskowe, użyłbym takiego sformułowania - trudno będzie się tam poruszać zarówno dziennikarzom, jak i zawodnikom czy działaczom - mówił podczas konferencji wiceprezes.
Używając takiego epitetu, działacz miał na myśli m.in. kontrole, których w Soczi będzie zapewne sporo. - To wynika, jak sądzę, z sytuacji panującej w tym regionie. Użyłem takiego słowa, bo wojska i ich milicja będą rygorystycznie przestrzegały sprawdzania wszystkiego. Poza tym, komitety narodowe mają ograniczoną liczbę akredytacji. W zależności od tego ilu zawodników jedzie, taki się stosuje przelicznik - tłumaczy w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Andrzej Wąsowicz.
Czy to pomoże w utrzymaniu porządku podczas igrzysk czy sprawi raczej, że zawody można będzie nazwać wręcz reżimowymi? - Trudno powiedzieć. To jest kraj podobno demokratyczny, a boją się o bezpieczeństwo zawodników. Myślę, że żadne igrzyska do tej pory nie miały tak ścisłej ochrony. Analiza sytuacji geopolitycznej wskazuje na to, że czegoś takiego można się spodziewać. Mamy takie sygnały i trzeba się z tym pogodzić - zaznacza wiceprezes.
Mimo niepokoju, działacz Polskiego Związku Narciarskiego nie obawia się o to, że sytuacja może wpłynąć na samych zawodników. - Ja się wybieram na te igrzyska z prezesem i musimy zrobić wszystko, znając język rosyjski, żeby zawodnicy bezstresowo docierali na miejsce swoich startów. Musimy stworzyć taką atmosferę, aby ich to nie obciążało - kończy Andrzej Wąsowicz.