Orła cień (część II), czyli co pozostanie po Małyszu?

Osiem lat temu niespodziewanym triumfem w Turnieju Czterech Skoczni Adam Małysz rozpoczął swoją trwającą kilka lat dobrą passę. Polacy, spragnieni sukcesów rodaków, pokochali skoki narciarskie i skromnego chłopaka z Wisły. Małysz był wszędzie - w telewizji, prasie, na billboardach, znaczkach pocztowych, kubkach i nawet... etykietach wódki. To było kiedyś. Dziś wciąż nie doczekaliśmy godnego następcy mistrza.

W tym artykule dowiesz się o:

Po tragicznej śmierci Aloisa Lipburgera, tuż przed Mistrzostwami Świata w Lahti w 2001 roku, ster w austriackiej kadrze przejął Toni Innauer. Nie radził sobie jednak jako trener i wycofał się ze stanowiska, został dyrektorem sportowym Austriackiego Związku Narciarskiego. Chciał doprowadzić do perfekcji szkoły sportowe - fabryki medali i dobrych trenerów. Jedna z takich "wytwórni" znajduje się w Stams, gdzie kształcili się między innymi Gregor Schlierenzauer, Martin Hoellwarth, Richard Schallert, Stefan Horngacher i Alexander Pointner, który obecnie jest głównym szkoleniowcem reprezentacji. Gdy obejmował to stanowisko miał nieco ponad 30 lat. Teraz, w wieku 38 lat, ma aż czterech podopiecznych w czołowej "10" Pucharu Świata i grupę młodych, perspektywicznych zawodników, których zazdrości mu cały narciarski świat.

Czy problemem jest trener?

Tezę o zbyt młodym wieku Łukasza Kruczka obala także przykład Martina Kuenzle - obecnego trenera Szwajcarów, który jest tylko rok starszy od Simona Ammanna - dominatora pierwszej części sezonu. Wcześniej Kuenzle odpowiedzialny był za występy skoczków w Pucharze Kontynentalnym. Jako zawodnik nie odniósł praktycznie żadnych sukcesów, należał do kadry C. Z zawodu jest... murarzem. Decyzja powołania go na to stanowisko była mocno ryzykowna, jednak jak pokazał początek sezonu - ryzyko opłaciło się. Simon Ammann jest obecnie liderem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Oddajmy sprawiedliwość Kruczkowi. Argument o jego marnej zawodniczej karierze jest... żadnym argumentem. Sukcesów nie odnieśli ani wspomniany Martin Kuenzle, ani Reinhard Hess, Mika Kojonkoski, Berni Schoedler, czy Tommi Nikunen - były trener Finów. Skoczkami podobnego pokroju byli Alexander Pointner i Wolfgang Steiert. Polak ma potrzebne papiery, dyplom to jednak nie wszystko. Latami był asystentem, ale nigdy samodzielnie nie układał planów treningowych i nigdy na jego barkach nie spoczywał ciężar szkolenia całej reprezentacji. - Łukasz Kruczek? Chyba jeszcze za wcześnie, żeby został pierwszym szkoleniowcem. Może jak ja skończę karierę - powiedział Adam Małysz przed końcem ubiegłego sezonu. Jaki więc cel przyświecał Apoloniuszowi Tajnerowi? Nie brakuje głosów, że chce być "nadtrenerem" i wciąż kierować polskimi skokami.

Kto tu rządzi?

Czy Kruczek jest tylko marionetką w rękach Tajnera? Wątpliwości potwierdził na antenie stacji nSport Lech Nadarkiewicz: - Takiego kryzysu w polskich skokach już dawno nie było. Nie chodzi tylko o kadrę "A", ale także o zaplecze reprezentacji. Większość decyzji nadal podejmuje Apoloniusz Tajner, a Łukasz Kruczek słucha jego poleceń. Tajner powinien być ciałem doradczym, a nie decyzyjnym. Jaka przyszłość czeka Kruczka? Być może zostanie zwolniony. Tak było w przeszłości, kiedy wyniki nie były odpowiednie. Wielkim błędem było pozbycie się Hannu Lepistoe, który powinien pracować z kadrą do najbliższych IO - powiedział wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego.

Nie tylko Małysz potrzebuje naprawy

Po tym jak Mika Kojonkoski skrytykował norweskich skoczków i zagroził odejściem, Polacy chętnie widzieliby legendarnego szkoleniowca u siebie. Fin nie jest dla polskich skoczków odpowiednim kandydatem. Większość kibiców czeka na cudowne naprawienie Małysza, natomiast Kojonkoski jest wyznawcą teorii, że dobra drużyna jest warta więcej, niż suma każdego z jej członków z osobna. Po objęciu stanowiska w Norwegii nie zdecydował się na przeprowadzkę, wciąż mieszka w Finlandii i dojeżdża tylko na zgrupowania i konsultację, a treningi prowadzą norwescy szkoleniowcy. Pełni w zasadzie rolę koordynatora, analizuje postępy wszystkich poszczególnych norweskich kadr, odpowiada za ich postępy. Nie bierze na siebie winy za słabe skoki podopiecznych, upatruje jej w ich niesubordynacji i niesprawnym systemie. - Norwegia jest gorsza niż konkurenci w pracy nad rozwojem skoczków. Z dnia na dzień tego się nie zmieni. Potrzebna jest nowa filozofia szkolenia i metody treningowe, a aby to osiągnąć należy pracować nie tylko ze skoczkami, lecz też z trenerami, których należy odpowiednio wykształcić. Należy wypracować całoroczny system treningowy dla 13-15 letnich skoczków - powiedział dziennikowi "Dagbladet". Obecnie zadowolony jest jedynie z postawy 19-letniego Kennetha Gangnesa, który jednak miał inny cykl treningowy, ukończył bowiem gimnazjum sportu elitarnego w Lillehammer – odpowiednik austriackiego Stams. - Dzisiaj już nie ma przypadków tylko efekty wieloletniej konsekwentnej pracy z młodzieżą. Na to postawiła Austria i stąd ma tylu młodych, dobrych skoczków - dodał Kojonkoski. Na długodystansowy plan postawiła Rosja i już widać efekty. Rosyjscy skoczkowie, trenowani przez duet Wolfgang Steiert-Berni Schoedler, po latach kryzysu zaczynają być widoczni na międzynarodowej arenie.

Trenerska praca na dwóch etatach: Małysz i reszta

Problem braku systemu podkreślał Heinz Kuttin: - Różnice między polskimi i austriackimi skoczkami? To nie jest kwestia mentalności, umiejętności czy talentu, ale systemu. Polakom go brakuje i w tym cały problem. W Austrii młodzi zawodnicy trenują od juniora w tym samym systemie co dorośli, dlatego Austriak Morgenstern już wygrywa konkursy Pucharu Świata, a jego rówieśnik Mateusz Rutkowski dopiero dobrze się zapowiada. Na pewno wśród młodych skoczków znalazłby się przyszły następca Małysza, jednak Związek musiałby podjąć decyzję o tworzeniu systemu. To kwestia wielkich pieniędzy, potrzeba wielu trenerów - powiedział Gazecie Wyborczej. Podobne zdanie ma Hannu Lepistoe: - W tym momencie polskie skoki narciarskie to tylko Adam Małysz. Tak nie może być. Z powodu wadliwego systemu szkolenia w reprezentacji brakuje młodszych od niego zdolnych zawodników. Są Kamil Stoch i Stefan Hula, ale miedzy nimi a Adamem jest aż 10 lat różnicy. W tym czasie nie pojawił się nikt, kto mógłby dołączyć do drużyny. Powinien powstać nowy system.

Nie wykorzystaliśmy "małyszomanii"

W ciągu ostatnich dwóch lat do klubu Wisła Ustronianka, w którym karierę rozpoczynał Adam Małysz, zgłosiło się zaledwie trzech chłopaków. Na początku wielkich sukcesów Polaka zgłaszała się co roku nawet setka chętnych. Problemem jest nie tylko brak zainteresowanych, ale i brak trenerów, którzy zmuszeni są przeprowadzać treningi różnych grup wiekowych w jednym czasie. Chętnych do pracy jednak nie widać. Przede wszystkim brakuje jednak obiektów. Akt erekcyjny pod budowę skoczni w Wiśle prezydent Aleksander Kwaśniewski podpisał w 2003, natomiast otwarcie nastąpiło 5 lat później, zatem oddanie skoczni imienia Adama Małysza opóźniło się o dwa lata, a koszt budowy wzrósł z 10 do 47 milionów złotych. Zdania na temat sportowej areny są podzielone. Wybudowano nowoczesny obiekt i nie wiadomo, czy za kilka lat będzie miał kto z niego korzystać. Skocznie w Łabajowie i Wiśle Centrum są w fatalnym stanie i powoli treningi z nich stają się niebezpieczne. Do listy dużych skoczni można dopisać jeszcze tylko Wielką Krokiew. Zakopane jest jedyną bazą szkoleniową z prawdziwego zdarzenia. Poza obiektami K120 i K85, są tam także skocznie K65, K35 i K15, wybudowana w 2004 roku. Skoczni normalnych jest 4: w Lubawce, Karpaczu, Szczyrku i Zakopanem. Tylko dwie ostatnie spełniają normy Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). Skocznia na Kruczej Skale i Orlinek wymagają gruntownej przebudowy. W Zagórzu stosunkowo niedawno powstały K40, K20, K10. Skakać można także w Gilowicach, jednak w obydwu miejscowościach brakuje przynajmniej skoczni normalnej. Potencjał ma skocznia w Karpaczu. W 2000 roku jej punkt K przesunięto z 47 na 85 metrów, rok później odbyły się tam Mistrzostwa Świata Juniorów. W Karpaczu znajduje się też obiekt K35, jego konstrukcja jest już jednak zupełnie przestarzała. Miasto mogłoby stanowić dobrą bazę treningową, bowiem całkiem niedaleko znajdują się skocznie narciarskie w Harrachovie i Libercu. Podsumowując, w Polsce jest około 30 obiektów różnej wielkości (w tym 2 skocznie duże i 4 normalne). Dla porównania w Czechach jest około 50 skoczni (w tym 1 mamucia, 2 duże, 5 normalnych), a w Niemczech około 200. W 2005 roku został wdrożony program rozwoju skoków narciarskich, który zakładał budowę i modernizację małych skoczni, a także utworzenie wojewódzkich ośrodków szkolenia. Jedynym echem jest coroczny cykl LOTOS Cup, podczas którego, zgodnie z hasłem przewodnim, szuka się następców Mistrza. Temat budowy kolejnych obiektów ucichł.

Nauczmy się kochać wspomnienia

Adam Małysz, niezależnie od wyników które jeszcze uzyska, na stałe wpisał się w historię sportu. Odnosił sukcesy zarówno pod okiem Czecha Pavla Mikeski, jak i późniejszych szkoleniowców: Apoloniusza Tajnera, Heinza Kuttina i Hannu Lepistoe. Dostał od Boga prawdziwy dar - taki fenomenalny talent zdarza się niezwykle rzadko. Ma wrodzone predyspozycje - szybkość reakcji, czucie powietrza, dobrą budowę. Przez lata szedł na skocznię, wygrywał i nikt nie potrafił wytłumaczyć dlaczego i przełożyć jego dobrej formy na rezultaty kolegów z kadry. Podobnie jest teraz - żaden ze specjalistów z otoczenia Polaka nie potrafi wyjaśnić, czemu skacze tak, jak skacze. Małysz zdał sobie już sprawę z tego, że Kruczek nie zna rozwiązania jego problemów. Sam podjął decyzję - zrezygnował ze startu w Bischofshofen i poleciał do Finlandii, aby pod okiem Hannu Lepistoe przygotować się zarówno do Mistrzostw Świata w Libercu, jak i do Pucharu Świata w Zakopanem, który odbędzie się w dniach 16-17 stycznia 2009 roku. Polak chce sprawić na Wielkiej Krokwi niespodziankę wiernym fanom, którzy przybędą pod Giewont. Tylko ilu ich będzie? Już Letnia Grand Prix pokazała zdecydowany spadek zainteresowania - na Wielkiej Krokwi pojawiło się dwa razy mniej kibiców, niż jeszcze kilka lat temu. Sporo osób oglądało konkurs spoza stadionu. Jakie wnioski wyciągnęli organizatorzy? Przygotowali na zimę kolejną podwyżkę cen - najtańsza wejściówka na jeden dzień kosztuje 60 PLN, droższa 70 PLN, płatny jest też wstęp na kwalifikacje.

Adam już nic nie musi

Czy z końcem kariery Adama Małysza nastąpi koniec skoków narciarskich w Polsce? Falsus utinam vates sim... Zarówno kibicom, jak i ludziom odpowiedzialnym za rozwój narciarstwa w Polsce, brakuje cierpliwości. Austria - imperium skoków, musiała czekać na triumf reprezentanta kraju w Turnieju Czterech Skoczni aż 9 lat. Łaska kibiców na pstrym koniu jeździ. Ci sami, którzy kiedyś gratulowali Polakowi spektakularnych sukcesów, teraz polecają mu zakończyć karierę. Kibice zostali postawieni w nowej sytuacji. Po latach rewelacyjnych występów skoczka, to najwyższy czas, aby pokochać wspomnienia, nauczyć się pokory i umiaru. Drugiego Małysza nie będzie już nigdy. Gra wciąż toczy się o przyszłość skoków w Polsce. Czy będzie miał kto walczyć w Pucharze Świata, czy może podobnie jak w kombinacji norweskiej, pozostanie nam Puchar Kontynentalny, w dodatku bez większych osiągnięć? Czy skocznia w Wiśle Malince stanie się częścią bazy treningowej, czy może pozostanie wybudowanym za życia pomnikiem Małysza?

Zatrudnienie nawet najlepszego zagranicznego szkoleniowca nie gwarantuje zdobycia złotego medalu olimpijskiego. Dziwią pochopne decyzje Polskiego Związku Narciarskiego. Hannu Lepistoe został zwolniony po "słabych wynikach", gdy Małysz zajął 4. miejsce w Turnieju Czterech Skoczni, pozycję w czołowej "10" Mistrzostw Świata w lotach i 12. miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Te "słabe wyniki" wydają się w tym roku granicą nie do przeskoczenia - w przenośni dla Łukasza Kruczka i dosłownie dla jego podopiecznych. Polski Związek Narciarski wstrzymuje się od komentarzy. Do Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym pozostało półtora miesiąca. Wtedy będzie można spodziewać się pierwszych oficjalnych ocen pracy polskiego trenera.

Ja wierzę, że Małysz wciąż potrafi. Potrzebuje tylko opieki dobrego szkoleniowca. Do głównego celu - Igrzysk Olimpijskich w Vancouver, na szczęście pozostało trochę czasu. I nawet jeśli się nie uda - trudno. On już nie musi nic udowadniać.

Komentarze (0)