Za kilka lat doczekamy się zespołu złożonego ze swoich - rozmowa z Markiem Bąkowskim

Z wiceprezesem BTŻ Polonia i jednocześnie członkiem Rady Nadzorczej ŻKS Polonia Bydgoszcz S.A. Markiem Bąkowskim rozmawialiśmy na temat sytuacji w bydgoskim klubie oraz zbliżającego się sezonu.

- Nieco ponad rok minął od powstania spółki ŻKS Polonia Bydgoszcz S.A. Jak Pan ocenia działalność klubu po roku funkcjonowania w nowych warunkach organizacyjnych?

- Był to rok, w którym spadliśmy z ekstraligi, ale nie chciał bym, żeby ten fakt zniekształcił ocenę działalności spółki. Jako Rada Nadzorcza oceniamy na bieżąco pracę prezesa i skrzywdził bym go, gdybym powiedział, że ta ocena jest negatywna. Oczywiście patrzymy głównie przez pryzmat finansów, a polityka finansowa jest prowadzona idealnie, wręcz wzorcowo. Tam gdzie można, są ograniczone koszty, jest zatrudnionych minimum osób i z tego Rada Nadzorcza jest zadowolona, tak samo jak udziałowcy spółki, czyli BTŻ Polonia i miasto Bydgoszcz. Ocena pracy zarządu jest, mimo takiego wyniku sportowego, oceną bardzo dobrą.

- Mimo dobrego początku rozgrywek, drużyna Polonii po raz pierwszy w historii spadła do niższej ligi. Jakie wg Pana były główne przyczyny niepowodzenia?

- Splot kilku spraw. Po pierwsze, w przeciwieństwie do lat ubiegłych, mieliśmy dużo pecha - kontuzje Andreasa Jonssona, Krzysia Buczkowskiego, przegrane mecze u siebie, których nie powinniśmy przegrać. A wiadomo, że kiedy przegrywa się mecz po meczu, to trudno o dobrą atmosferę w zespole, wkradają się nerwy, niepotrzebne emocje, i to wszystko nie służy zawodnikom. No i niestety finał był taki, jaki był. Mając takie doświadczenie, jak w tej chwili, może my jako działacze, zarząd, zawodnicy, byśmy na to wszystko trochę inaczej zareagowali, ale niestety - skończyło się tak, jak się skończyło. Zabrakło troszeczkę szczęścia, trochę odpowiedniej atmosfery - trudno, musimy przełknąć tą gorzką pigułkę i spojrzeć z wielką nadzieją na sezon 2008. Nam wszystkim - działaczom, zawodnikom, a przede wszystkim kibicom - jest potrzebna radość ze zwycięstw, bo tego teraz brakuje. Jeżeli się wygrywa, jest odpowiednia atmosfera i nakręca się taka pozytywna spirala. W ubiegłym roku niestety, przegrana jedna za drugą, mimo sytuacji czasami wręcz wymarzonych, które nam los przynosił - pojechaliśmy do Rzeszowa, gdzie nie przyjechał Nicki Pedersen, w Tarnowie Peter Ljung miał kontuzję - nie potrafiliśmy też tego wykorzystać. Los nas po prostu skarcił. I może nawet nie bolało najbardziej to, że spadliśmy, ale to, że po raz pierwszy w historii.

- W tym roku zespół, po raz pierwszy po 57 latach nieprzerwanych startów w najwyższej lidze, wystąpi w rozgrywkach I ligi. Jaki to może mieć wpływ na zainteresowanie występami Polonistów ze strony bydgoskich kibiców?

- Tego się właśnie obawiamy. Już w rozmowach z naszymi dotychczasowymi sponsorami mamy takie doświadczenie, że chcą dalej wspierać bydgoski żużel, ale przeznaczyć na ten cel troszeczkę mniejsze pieniądze. Cały czas wierzymy, że prawdziwy kibic nie odwróci się od drużyny i nie będzie wybierał sobie meczów, tylko będzie regularnie przychodził na stadion. Wierzymy, że główny nasz sponsor, jakim są oczywiście kibice, dopisze i pieniążki, jakie zostały zapisane w rubryce "wpływy z biletów", nie będą mniejsze niż w ubiegłym roku.

- W przedsezonowych planach praktycznie nikt nie wyobraża sobie innego scenariusza, niż awans Polonii do Speedway Ekstraligi. Czy nie obawia się Pan, że tak duże ciśnienie może zaszkodzić zawodnikom?

- Kiedy Rada Nadzorcza udała się na zgrupowanie do Wałcza, żeby razem z całą drużyną spędzić trochę czasu i zjeść wspólnie kolację, przewijała się ta nuta, żebyśmy my jako działacze nie podkreślali tego na każdym kroku, że liczy się tylko awans. My wiemy, że chcemy awansować, zawodnicy to doskonale wiedzą i na tym powinniśmy zaprzestać mówienie o celach. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, jaki jest cel, zawodnicy też sobie doskonale zdają z tego sprawę i bardzo chcą awansować - wierzmy, że to nam się uda.

- W drużynie udało się utrzymać trzon z poprzedniego sezonu, a do tego sprowadzono Christiana Hefenbrocka i Simona Steada. Czy ten zespół stać na zdominowanie rozgrywek w I lidze?

- To co zauważyliśmy w rozmowach z chłopakami, to nie przemawia przez nich jakaś pycha. Nikt nie deklaruje, jak to miało miejsce kilka lat temu w innym klubie, że wygramy 60 meczów. My, może idąc słowami i myślami Adama Małysza, chcemy wygrać jeden mecz, potem następny, i tak po kolei - do zwycięstwa, jakim będzie awans do ekstraligi. Wydaje mi się, że ta drużyna, przynajmniej na papierze, jest drużyną mocniejszą niż w ubiegłym sezonie. Chwała chłopakom - Andreasowi, Rafałowi, Krzysiowi - że, mimo różnych propozycji, niejednokrotnie ciekawszych, zostali w bydgoskim klubie, że nie zostawili bydgoskiego klubu w momencie, kiedy spadliśmy. Niektórzy kibice już rozdawali karty personalne - co z tym działaczem zrobić, co z tym zawodnikiem zrobić. Najważniejsze, że trzon zespołu się utrzymał, a to rokuje bardzo dobrze na sezon 2008.

- Jaki będzie wg Pana rozwój wypadków w I lidze? Które drużyny będą nadawać ton rozgrywkom i czy któryś z rywali będzie w stanie zagrozić Polonistom?

- Moje czysto prywatne zdanie jest takie, że analizując składy, trzy drużyny powinny nadawać ton rozgrywkom 1-ligowym - Gdańsk, Ostrów i Bydgoszcz. Oczywiście w trochę gorszej sytuacji jest Ostrów, mając na starcie -7 punktów, a przy rundzie finałowej, w której liczą się punkty z rundy zasadniczej, wydaje mi się, a wręcz jestem przekonany, że o pierwsze miejsce i bezpośredni awans do ekstraligi będą walczyły drużyny z Gdańska i Bydgoszczy. Wierzę, że szczęśliwym zwycięzcą będzie Bydgoszcz, ale to jest tylko sport i wszystko zweryfikuje tor, postawa zawodników. Wszystkim zawodnikom ze wszystkich drużyn życzę, żeby szczęśliwie, bez kontuzji odjechali ten sezon i żeby czysta sportowa rywalizacja na torze zweryfikowała wartość drużyn i ta drużyna, która okaże się najlepsza, awansuje do ekstraligi.

- Jest Pan członkiem Rady Nadzorczej ŻKS Polonia Bydgoszcz S.A. Jaki wpływ na działalność spółki mają osoby wchodzące w skład Rady?

- Rada Nadzorcza jest tak naprawdę organem reprezentującym wspólników, czyli miasto Bydgoszcz i Bydgoskie Towarzystwo Żużlowe. Oczywiście jest organem kontrolującym, sprawdzającym, "patrzącym na ręce" zarządowi. Również troszeczkę chcemy pomagać, ponieważ nie jest to firma stricte handlowa, tylko klub sportowy. Dlatego - przewodniczący pan Rakoczy, ja osobiście i przedstawiciel miasta Roman Woźniak - czujemy się kibicami i działaczami, czyli też oprócz kwestii nadzorującej, sprawdzającej, pilnującej interesów wspólników, również chcemy, jak tylko możemy i potrafimy, wspomagać zarząd klubu poprzez nawiązywanie kontaktów z różnymi firmami, instytucjami, które mogą finansowo, i nie tylko, wesprzeć bydgoski żużel.

- Pozostaje Pan nadal wiceprezesem BTŻ Polonia Bydgoszcz. Jak wygląda podział obowiązków między spółką, a stowarzyszeniem?

- BTŻ jest z jednej strony większościowym udziałowcem w spółce. Druga sprawa, ta ważniejsza, to jest kwestia szkolenia młodych adeptów sportu żużlowego, budowa mini-toru, która na przełomie roku poszła bardzo do przodu, w czym pomogła też sprzyjająca pogoda. BTŻ zatrudnił pana Marka Bukowskiego na stanowisko dyrektora ds. marketingu, który ma jakby spinać wszystkie prace związane z mini-torem. Wierzę, że już wiosną ten mini-tor będzie gotowy. W większości przypadków osoby działające w BTŻ to są oczywiście osoby działające czysto społecznie. Tak naprawdę tylko pan Marek Bukowski jest na etacie, ale też na takiej zasadzie, że jest to de facto stanowisko samo finansujące się, gdyż otrzymuje on pieniądze w momencie pozyskania sponsorów.

- Głównym zadaniem BTŻ Polonia jest szkolenie młodzieży. Jak ono w tej chwili przebiega?

- Szczerze mówiąc jest to pytanie do Jacka Woźniaka, który został trenerem tej grupy. Mamy w tej chwili 5 osób - pominę już nazwisko wszystkim dobrze znanego Szymona Woźniaka, ale w tej grupie są chłopacy, z których za jakiś czas będziemy się wspólnie cieszyli. Wierzymy, że poprzez uruchomienie mini-toru, napływ chłopaków do żużla będzie większy. Mamy świadomość, że jednak w tej chwili, w erze internetu, komputerów, itp. nie będzie tylu chętnych, co w latach 60-tych czy 70-tych, ale wierzymy, że mini-tor spowoduje, że będzie to większa grupa chłopaków. Trener, poprzez pierwsze próby, zweryfikuje przydatność tych chłopaków, a później poprzez systemowe szkolenie, wyszkoli przyszłych juniorów, a następnie seniorów Polonii Bydgoszcz. Bo w żużlu dla kibica idealna jest sytuacja, kiedy zawodnicy w drużynie są z jednego miejsca. My w tej chwili mamy co prawda zespół międzynarodowy i po raz pierwszy jest taka sytuacja, że obcokrajowców jest w składzie więcej niż Polaków, ale wierzę, że właśnie poprzez mini-tor, poprzez szkolenie swoich chłopaków, doczekamy się za kilka lat zespołu, gdzie trzon będą stanowili "swoi".

- Po wielu latach nieudanych prób, w końcu ruszyły z kopyta prace nad powstaniem w Bydgoszczy mini-toru z prawdziwego zdarzenia. Na jakim etapie są obecnie te prace i kiedy można się spodziewać pierwszych zawodów mini-żużlowych na naszym stadionie?

- Jeżeli dobrze pamiętam, to latem rusza liga mini-żużla, i do tego czasu musimy być przygotowani. Prace ziemne zmierzają ku końcowi, wiem, że już niebawem będzie nawożona mączka, bandy będą też niebawem montowane. W ostatnim okresie te prace, które ślimaczyły się przez 2-3 lata, nabrały naprawdę bardzo dużego przyspieszenia ja wierzę, że w połowie roku 2008 będzie u nas nie tylko słychać ryk motorów z tego dużego stadionu, ale też z mini-toru.

- W tym roku została zgłoszona do rozgrywek w mini-żużlu drużyna Polonii. Kto wchodzi w skład zespołu i na co stać tych młodych chłopców?

- Szczerze mówiąc, jest to duża niewiadoma. Kadra składa się z pięciu zawodników - Szymona Woźniaka, Adriana Ojczenasza, Mirosława Koniecznego, Mikołaja Curyło i Patryka Brauna. Na co ich konkretnie stać to pytanie bardziej do Jacka Woźniaka. Dla mnie w tej chwili najważniejsze jest to, żeby była ta drużyna, mogła się na swoich "śmieciach" ścigać, ale fajnie też, że ich rozgrywki przyjmą taki oficjalny charakter.

- Do tej pory bydgoską „perełką” był Szymon Woźniak. Czy któryś z pozostałych zawodników ma szansę pójść jego śladem?

- Jest jeden chłopak, bardzo niski, który nie sięga nawet nogami do ziemi, ale na motocyklu ma już bardzo ładną sylwetkę. Na razie nie będę jednak zdradzał, który to zawodnik.

- W tym roku drużyna bydgoskich żużlowców-amatorów wreszcie uzyskała zgodę na występy na stadionie Polonii. To chyba będzie pewne urozmaicenie dla bydgoskich kibiców?

- Oczywiście. Do tej pory amatorzy mieli do nas pretensje, że nie chcemy ich tu wpuszczać, ale problem polegał na tym, że ich rozgrywki nie miały formy oficjalnej i nikt w klubie nie chciał brać odpowiedzialności za - nie daj Boże! - jakiś wypadek. Bo co innego ścigać się na jakimś polu, to taka osoba bierze na siebie odpowiedzialność, a osoby z klubu, wpuszczając na tor amatorów, biorą na siebie odpowiedzialność. I dopiero kiedy amatorski żużel został formalnie zarejestrowany, to wtedy proszę bardzo - w końcu po to jest tor, żeby tutaj jeździć. Ci, którzy mają do tego stosowne uprawnienia, mogą bez przeszkód się ścigać na naszym torze.

- Podczas spotkań takich jak „żużlowe piątki” działacze i zawodnicy mają możliwość wyjaśnienia kibicom wielu nurtujących ich spraw, o których często zwykły fan nie ma pojęcia. Jak pan ocenia tego typu inicjatywy?

- Jestem mile zaskoczony frekwencją i zainteresowaniem kibiców, bo przez dobrą godzinę zadawali nam pytania, a mogło ich być jeszcze więcej. Okres zimowy, kiedy zawodnicy w większym wymiarze czasu są na miejscu i mają więcej czasu dla siebie, powinien być właśnie w ten sposób wykorzystywany, by bariera między żużlowcem a kibicem była jak najmniejsza. Takie spotkania są też po to, by wyjaśnić wiele niejasności, dlatego fajnie, że bydgoski fan-klub podjął się organizacji tego typu spotkań. Wiem, że do rozpoczęcia sezonu odbędzie się jeszcze kilka takich spotkań, dlatego też wszyscy, którzy chcą zadać zawodnikom i innym osobom związanym z klubem pytania, będą mieli taką możliwość. Z drugiej strony dla wielu kibiców bliskość spotkania się z zawodnikami jest czymś ważnym. Często jest tak, że znają ich tylko ze zdjęć, na torze widzą ich tylko w kombinezonie, w kasku, nie mogąc dojrzeć nawet twarzy. Dlatego tego typu spotkania są jak najbardziej wskazane i tylko pochwalić inicjatywę!

- Serdecznie dziękuję za rozmowę!

- Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie wszystkich kibiców!

Komentarze (0)