Zawodnicy leżeli na torze, czekając na drugą karetkę... kilkadziesiąt minut! W związku z długim oczekiwaniem, wezwano śmigłowiec. Tu pojawił się drugi problem, śmigłowiec przyleciał, ale okazało się, że obaj zawodnicy są za młodzi. Trwały więc targi, co z nimi zrobić. Targi... a Dyczko znajdował się w stanie krytycznym. - Miał uszkodzenia wielonarządowe - podkreśla z rozmowie z TOK FM doktor Irena Sarnowska.
Ostatecznie zawodnicy trafili do odległego szpitala dziecięcego. - Transportowanie ich, szczególnie Adama, który był w krytycznym stanie, przez całe miasto do naszego szpitala, nie mającego neurochirurgii, właściwie nic nie daje - przyznaje dyrektor szpitala dziecięcego Jacek Profaska.
Urzędnicy wojewody sprawdzają, dlaczego obaj młodzi zawodnicy nie zostali odtransportowani do najbliższego szpitala - przy ul. Lutyckiej. - Podejrzewamy, że była to decyzja dyspozytora medycznego, w związku z tym mamy pewne wątpliwości - mówi TOK FM Waldemar Paternoga z Centrum Zarządzania Kryzysowego, które chce wyjaśnić również, dlaczego na transport do szpitala żużlowcy czekali kilkadziesiąt minut.
Co najgorsze, młody wychowanek PSŻ-u Poznań Adam Dyczko nadal nie odzyskał przytomności. - Jego stan wciąż jest bardzo ciężki, utrzymujemy go w śpiączce farmakologicznej. Być może za kilka dni lekarze podejmą próbę wybudzenia żużlowca - informuje doktor Sarnowska.