Żużel. Po bandzie: Rycerze zakonu cnotliwości [FELIETON]

- Średniacy zaczęli żądać milionów za podpis, a podczas negocjacji żużlowcy zachowują się jak gangsterzy. No ale w kinie sensacyjnym widzowie kochają gangsterów. Z łatwością ulegają ich urokowi - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber
Maksym Drabik na prowadzeniu WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Maksym Drabik na prowadzeniu
"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Biedni ci kibice speedwaya. A jacy naiwni. Nie posiadają się ze szczęścia, gdy im zawodnik przy okazji prezentacji pomacha. Albo złoży dłonie w kształcie serduszka. Doszukują się w tym jakichś mistycznych związków, niewidzialnej siły, która łączy obie grupy: sportowców i fanów.

W ostatnich dniach, jeszcze przed poniedziałkowym oświadczeniem, rozgorzała dyskusja, czy Zmarzlik zostanie w Gorzowie. A przecież powiedział jasno i wyraźnie, że ma kontrakt do 31 października. I ani słowa o chęci pozostania nie było. Bardziej dosadnie nie mógł przekazać światu, że wypisuje się ze Stalowej Rodziny. Do czego zresztą ma prawo.

ZOBACZ WIDEO Zdradził problemy trójki liderów Unii. Niespodziewane kłopoty

Czy Michelsen zostanie w Lublinie? No nie zostanie. Przecież powiedział, że w tej chwili jest zawodnikiem Motoru i na tym tylko się skupia. Zwróćcie uwagę, że to taka żużlowa przypadłość – otóż jeśli zawodnik zamierza dać nogę z obecnego klubu, to mówi, że nie myśli o przyszłości, bo liczy się tylko tu i teraz. Zamierza się skupić na pracy, a cała reszta go interesuje. No tak, przecież profesjonaliści w ogóle nie myślą o przyszłości! To te pismaki wymyślają tylko głupoty. Nie czytajcie tego, nie klikajcie! Tego, że Michelsen ustalił warunki kontraktu z prezesem Kępą, a później zaczął się od nowa licytować, też nie bierzcie do siebie. To łgarstwo. Profesjonalista? Takie rzeczy?! W biały dzień?! Nie wierzcie, że to normalna praktyka i rutynowe działania w rozmowach z klubami.

Patrzyłem na Leona Madsena, jak pięknie podczas prezentacji aktywizował częstochowską publikę. Jakżeż ona musi go kochać. I vice versa!

W Gorzowie mecz położył Bykom niedawny kapitan, Piotr Pawlicki. Przy stanie 43:41 nie oglądał już nawet na żywo, z trybun, ostatniego wyścigu. Spoko, wytłumaczymy to sobie jakoś. Na przykład możemy sobie wyobrazić, że to z nerwów o końcowy rezultat. A że zapomniał też podejść pod sektor leszczyńskich kibiców? Że już od kilku tygodni wije sobie nowe gniazdko? Nie, to tylko jakiś fatalny zbieg okoliczności.

Jeszcze jakiś czas temu mecze Gorzowa z Lesznem reklamowano jako męskie przepychanki Zmarzlika z Pawlickim. Dziś to już czasy minione, co pokazuje, jak bardzo się te kariery rozjechały. Jednak przy stole, taki paradoks, wciąż obaj są kozakami i obaj rozdają karty.

Dalej. Słucham Dominika Kubery po meczu w Częstochowie. Uparł się, że został skrzywdzony przez sędziego, bo ten nie wykluczył Madsena za przekroczenie dwoma kołami wewnętrznej linii. Cóż, wątpliwości nie rozwiało żadne ujęcie kamery, przy czym w mojej ocenie tylna opona nie straciła kontaktu z krawężnikiem. A musicie też wiedzieć, że komisarz Tomasz Walczak sprawdzał to naocznie i potwierdził słuszność decyzji sędziego.

Ja tego Kuberę bardzo lubię - za charakter, postępy, ambicję. Jednak tym razem szukał winnych wszędzie wokół, tylko nie w sobie. A tak wolnego Kubery, jak w niedzielę pod Jasną Górą, nie widziałem chyba od roku. Dawał się wyprzedzać jak nigdy w ostatnim czasie, tracąc mnóstwo pozycji. I to było przyczyną jego niepowodzeń, a nie brak wykluczenia dla Madsena, który nic tam przy krawężniku nie zyskał. Został zamknięty i tyle. A w sportowej walce wyprzedził Dominika dopiero cztery kółka dalej.

Przy okazji - zawsze kibicuję, by tych wykluczeń za przekroczenie dwoma kołami krawężnika było jak najmniej. Bo tego typu przewinienie nie jest zwykle efektem chęci oszustwa czy cwaniactwa, lecz zazwyczaj próbą uniknięcia zderzenia z rywalem. By nie wjechać mu na plecy i nie staranować. Dodajmy, próbą nie dającą żadnej sportowej korzyści. No, co innego, gdy zawodnik tę korzyść odniesie i rywala wyprzedzi – wtedy nie żal go wyrzucać. Takie są reguły gry.

Kubera zawsze pokazywał charakter na torze, tym razem, zupełnie niepotrzebnie, gdzie indziej szukał wytłumaczenia swoich słabości. No ale żużlowcy tak już mają – każdy zawsze niewinny.

Posłuchałem też w niedzielę Drabika. Muszę przyznać, że Mateusz Kędzierski podk… wił pana Maksyma niczym stary dziennikarski wyga – dopiero ostatnim pytaniem, żeby nie zostać z niczym… Ewidentnie miał plan i się go trzymał, tzn. powiózł rywala w płot dopiero z wyjścia na ostatnim łuku. Strach podchodzić do tych zawodników, najlepiej już z daleka na kolanach.

I tak oto otworzyło się lipcowe okienko transferowe. Znienacka i na oścież. Średniacy zaczęli żądać powyżej miliona za podpis i nie brak głosów, że podczas negocjacji żużlowcy zachowują się jak szantażyści, a nawet gangsterzy. No ale w kinie sensacyjnym widzowie kochają gangsterów. Z niezwykłą łatwością ulegają ich urokowi.

Wojciech Koerber

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×