W nim Czesi zgromadzili 27 punktów, co okazało się za małym dorobkiem, aby dostać się do strefy medalowej. Strata do drugich i trzecich po serii zasadniczej Australijczyków i Szwedów była jednak bardzo niewielka i wyniosła tylko trzy punkty. Gdyby odwróciła się kolejność w jednym z wyścigów, to Czesi - podobnie jak w rywalizacji juniorskiej w Speedway of Nations 2 - byliby sprawcami sporej sensacji w wielkim finale.
- Zdecydowanie jeden bieg, który okazał się kluczowy, to ten z Australijczykami. Gdybyśmy z nimi wygrali, to startowalibyśmy w barażu zamiast nich. Ja jestem bardzo zły na siebie za ten wyścig, bo akurat miałem wtedy pierwsze pole startowe. Ono w finale nie było najlepsze, bo później drugie okazało się bardzo korzystne. Wierzyłem jednak w to, że wyjdzie mi start z tego pierwszego pola i tak się nakręciłem, że niewiele zabrakło, a wjechałbym w taśmę. Wykonałem taki ruch, że gdy puściłem i wcisnąłem sprzęgło, to wtedy podniosła się taśma, więc sam się ukarałem. Po tym biegu otrzymałem ostrzeżenie. Bardzo tego żałuję, bo źle to rozegrałem, zdecydowanie zostając na starcie - tak Vaclav Milik ocenił decydujący moment finału Speedway of Nations w rozmowie z WP SportoweFakty.
Jeśli spojrzymy na wyniki w tych zmaganiach w ubiegłym sezonie, to reprezentację Czech za tegoroczną batalię należy tylko pochwalić. W poprzednim roku zajęła ona bowiem ostatnie miejsce wśród wszystkich krajów, które startowały w tych zawodach.
ZOBACZ WIDEO Dowhan odpowiada Synowcowi. "Mamy inne zdanie"
Poprawa była bardzo wyraźna
- Podsumowując nasz występ mogę powiedzieć, że było bardzo dobrze. W zeszłym roku byliśmy na 15. miejscu, a w tym na piątym, co jest już z pewnością dużym sukcesem. Świetnie współpracuje mi się z Jankiem Kvechem. Jest to bardzo ambitny, młody chłopak, szybki na torze. Ogólnie dobrze mi się z nim jeździ parą. Ja jestem zadowolony z tego wyniku Czech. To prawda, że zabrakło nam niewiele, ale ten finał był bardzo wyrównany, więc było nieźle - dodał lider czeskiej reprezentacji.
Nasz rozmówca wspomniał, że w finałowej rywalizacji pole najbliżej krawężnika nie było najlepsze. Przeciwnego zdania był natomiast po półfinale, który na obiekcie w Vojens Speedway Center odbył się dwa dni wcześniej. Czy to zatem znaczy, że ustawienia z turnieju półfinałowego przed turniejem decydującym o medalach można było wyrzucić do kosza?
- Nie do końca, bo ten tor na początku był prawie taki sam, jak wcześniej. Później zaczął padać deszcz i im więcej go było, to według mnie pierwsze pole startowe zostało dużo bardziej odmoczone niż to drugie. Było ono już takie mokre, bardziej śliskie i nie trzymało tak dobrze. Wtedy zaczęło "chodzić" drugie pole. Powiem jednak, że ten tor nie był taki dramatycznie inny niż poprzednio. Wiadomo, że zewnętrzna część nie była już tak korzystna, bo leżało tam dużo wody. Z ustawieniami jednak w moim wypadku było mniej więcej podobnie - ocenił Milik.
Byli lepsi od jednych z głównych faworytów
Czesi z pewnością nie mają się czego wstydzić. Do strefy medalowej zabrakło im w tym roku bardzo niewiele, do czwartego miejsca stracili zaledwie punkt, a ostatecznie w finale wyprzedzili reprezentacje Finlandii oraz Polski. W zajęcie przez nich wyższego miejsca od Biało-Czerwonych chyba mało kto wierzył przed samym finałem.
- Bardzo cieszymy się z tego, że wyprzedziliśmy w tych zawodach Polskę. Jak już jednak wspominałem, w tym turnieju drużyny były tak naprawdę niezwykle wyrównane. Zdecydowanie ten start był najważniejszym elementem. Tam na torze leżało tyle wody, że gdy ktoś nie wyjechał dobrze ze startu, to leciała na niego taka szpryca, że trudno było nawet pozbywać się zrzutek, ponieważ była ona naprawdę ciężka. Wydaje mi się, że w tym finale najbardziej decydowały starty - podkreślił nasz rozmówca.
Postawa reprezentacji Czech w rywalizacji w Speedway of Nations w tym sezonie to z pewnością powód do dumy dla kibiców czeskiego speedwaya. Być może zatem kondycja "czarnego sportu" u naszych południowych sąsiadów nie jest aż taka zła, a w przyszłości może być jeszcze lepsza.
Przed młodzieżą jest przyszłość
- Mogę powiedzieć, że żużel w naszym kraju nie upada i nie umiera. Bardzo mnie to cieszy, bo teraz akurat jeszcze dochodzą do nas chłopaki z motocykli w klasie 250cc. Rozmawialiśmy właśnie z trenerem i menedżerem, że trzeba ich dalej pilnować, bo bardzo ambitni chłopacy startują teraz na sprzęcie o tej niższej pojemności i należy zrobić wszystko, żeby ten żużel w Czechach rozkręcił się bardziej. Teraz naprawdę pokazaliśmy, że w finale dało się jechać przeciwko takim znanym zawodnikom. Większość z nich startuje w Grand Prix, więc wydaje mi się, że to jak na razie dobry wynik - słusznie zauważył Milik.
W finałowej rywalizacji wystąpiło aż 12 z 15 zawodników startujących w tym sezonie w cyklu SGP (nie licząc kontuzjowanego w ostatniej chwili Taia Woffindena). Lider Czechów pokazał, że jest w dyspozycji, która pozwalała mu na równą rywalizację z większością z nich. Zdobył 18 punktów, a tego dnia lepsi od niego byli tylko Bartosz Zmarzlik i Oliver Berntzon (po 20) oraz Jack Holder (19).
- W finale byłem na czwartym miejscu pod względem zdobytych punktów. Dla mnie to jest niesamowity wynik, bo ci zawodnicy jeżdżą w Grand Prix. Pokazałem, że da się z nimi wygrywać. Ja zresztą wcześniej już to robiłem. Teraz zatem widać, że wracam do formy - skomentował.
Za rok będzie trudniej
Zapytaliśmy dodatkowo Milika o przyszły sezon, w którym do kalendarza - raz na trzy lata - wraca Drużynowy Puchar Świata. Wtedy to do rywalizacji potrzebnych będzie czterech seniorów i jeden rezerwowy junior, a każdy zawodnik będzie walczył w swoim wyścigu sam, w przeciwieństwie do formatu stosowanego w Speedway of Nations.
- Rozmawialiśmy z Jankiem o tym, że teraz bardzo się zgraliśmy. Po prostu fajnie nam się razem jechało i jedynie szkoda, że tak krótko, bo znowu nastąpi zmiana. Będzie na pewno trudniej. Naprawdę mamy zamiar nad tym pracować, musimy się jednak do tego dostosować. Jeśli chodzi o ten format, nie jest to kwestia przyszłego roku, ale kolejnych lat. Jak wspominałem, w klasie 250cc rozwija się kilku chłopaków, ale ich dalszy postęp jest kwestią kilku sezonów. Wiemy, że w tych zawodach w biegach startuje po jednym zawodniku z drużyny i do tego dochodzą kolejni ci, którzy są w światowej czołówce. Przez to w Drużynowym Pucharze Świata na pewno będzie nam trudniej - podsumował Vaclav Milik.
Stanisław Wrona, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Mieli organizować Speedway of Nations, a tymczasem... zbankrutowali
Pojechali mecz z jednym własnym zawodnikiem. Dostali solidne lanie