Tradycyjnie już wszystko co najciekawsze podczas giełdy transferowej rozegrało się na długo przed rozpoczęciem listopadowego okna. Teraz prezesom i zawodnikom pozostaje dopełnienie formalności i wpisanie wcześniejszych ustaleń na oficjalnych dokumentach PGE Ekstraligi.
Wielkich sensacji i zwrotów akcji w listopadzie nie należy się spodziewać, bo stawki zawodników w ciągu ostatnich kilku miesięcy poszły tak bardzo do góry, że trudno uwierzyć, by jakiś klub stać było jeszcze na przelicytowanie rywali i przekonanie jakiejś gwiazdy do zmiany decyzji.
Czołowi zawodnicy swoich drużyn zarobią w przyszłym sezonie przynajmniej milion złotych za podpis na kontrakcie i przynajmniej 10 tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Przy dobrej dyspozycji oznacza to szansę na zarobienie nawet 3,4 mln złotych.
ZOBACZ Było blisko transferu Holdera do Cellfast Wilków! "Władze Unii wstrzymały oddech"
Rekordowe szaleństwo rozpoczęło się od informacji o transferze Bartosza Zmarzlika. Najlepszy zawodnik świata jest bohaterem tego okna transferowego, bo po 12 latach występów w Moje Bermudy Stali Gorzów zdecydował się odejść do Motoru Lublin. Trzykrotny mistrz świata już teraz może być pewny, że uda mu się zarobić przynajmniej 4,5 mln złotych w ramach kontraktu, a dodatkowo ma także szansę na lukratywne umowy sponsorskie. Bez względu na ostateczną wysokość umowy, już teraz można być pewnym, że Polak stanie się najlepiej zarabiającym zawodnikiem w historii tego sportu.
Aktualny mistrz świata mógł się jednak poczuć zawstydzony, gdy czytał ostatnie doniesienia z rynku transferowego. Największym szczęściarzem okazał się bowiem Jason Doyle, który co prawda ma za sobą kilka słabszych sezonów, ale nie przeszkodziło mu to w podpisaniu gigantycznego kontraktu.
Zawodnik złamał obietnicę daną w Lesznie i niedługo parafuje w Krośnie umowę, która w środowisku jest wyceniana nawet na 1,3 mln złotych za podpis i 13 tysięcy złotych za punkt. Gdyby Cellfast Wilkom Krosno udało się awansować do czołowej czwórki sezonu, a Australijczyk ścigał się na poziomie Bartosza Zmarzlika, to w przyszłym roku może teoretycznie zainkasować blisko pięć milionów złotych.
Powodów do niezadowolenia nie ma też choćby Anders Thomsen, który przez kontuzję stracił najważniejszą część sezonu, ale mimo to niedługo podpisze kontrakt gwarantujący mu stuprocentową podwyżkę. Zresztą byli koledzy Zmarzlika ze Stali Gorzów szybko otarli łzy po odejściu lidera, bo dzięki jego decyzji, każdy z nich mógł liczyć na gigantyczny wzrost zarobków. Kluby zasypały ich ofertami, a działacze Stali, chcąc utrzymać nadzieje na utrzymanie, musieli spełnić ogromne wymagania. Skorzystał nie tylko Thomsen, ale także Martin Vaculik, który za rok powinien bez trudu zarobić 3 miliony złotych.
Choć prezes Motoru Lublin Jakub Kępa może się pochwalić transferem dekady, to nie udało mu się zbudować wymarzonej drużyny. Chwilę nieuwagi wykorzystali bowiem przedstawiciele zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa i to oni najbardziej wzmocnili skład transferami. Częstochowianie utrzymali trzon drużyny, a niedługo ogłoszą przyjście Mikkela Michelsena i Maksyma Drabika. Obaj będą kosztować grubo ponad 5 milionów złotych, ale mają sprawić, że pod Jasną Górą znów będą walczyć o mistrzostwo Polski.
Paradoksalnie, najmniej aktywna podczas giełdy transferowej była Betard Sparta Wrocław, a mimo to, to właśnie ten zespół rozpocznie przyszłoroczne rozgrywki jako zdecydowany faworyt. Wrocławianie pozyskali Piotra Pawlickiego, ale trudniejszą batalię musieli stoczyć o przywrócenie do jazdy Rosjanina z polskim paszportem, Artioma Łagutę. Ostatecznie, będą mieli lepszy zespół niż w 2021 roku, gdy sięgali po złote medale DMP.
Jak co roku w najtrudniejszym położeniu znalazł się beniaminek. Cellfast Wilki Krosno awansowały do elity, gdy teoretycznie wszystkie karty były już rozdane, ale działacze nie poddali się i przez ponad miesiąc wysyłali oferty do niemal wszystkich zawodników PGE Ekstraligi.
To był test na lojalność, bo krośnianie przebijali oferty swoich ligowych rywali nawet o milion złotych (tak było w przypadku Jasona Doyle'a i wielu innych liderów). Krzysztof Kasprzak skusił się na transfer, bo okazało się, że w kilka tygodni jego wartość na rynku podskoczyła do góry o 63 procent. Ostatecznie mówi się, że zamiast 500 tysięcy za podpis i 5 tysięcy złotych za każdy punkt, może zgarnąć odpowiednio 800 i 8 tysięcy złotych.
Nie ma drugiej takiej dyscypliny, w której wynagrodzenia dla zawodników szybowałyby w górę w tak zawrotnym tempie. Jeszcze trzy lata temu najlepszy zawodnik ligi dostawał nieco ponad 1,5 mln złotych, a zadowoleni mogli być wszyscy, którzy zarabiali powyżej miliona. Dziś w grze są kwoty ponad trzykrotnie wyższe.
Przyczynił się do tego nowy kontrakt telewizyjny, który gwarantuje klubom do podziału 60,5 mln złotych rocznie. Jednak nawet rekordowa umowa nie pokryje przyszłorocznych wydatków klubów, a prezesi będą musieli się mocno nagłowić, skąd wziąć potrzebne środki. Władze ligi zapewniają, że podczas przyszłorocznego procesu licencyjnego nie będzie taryfy ulgowej, a kto nie rozliczy się ze wszystkich zobowiązań, ten nie otrzyma licencji.
Gigantyczne podwyżki dotyczą jednak nie tylko uczestników PGE Ekstraligi, bo rekordowo było także w eWinner 1. Lidze, gdzie najlepsi zarobią 400-500 tysięcy za podpis i cztery tysiące złotych za punkt. W II lidze jest niewiele gorzej, bo zdarzają się tam kontrakty na poziomie 150 tysięcy złotych i 2,5 tysiąca złotych za punkt.
Oczywiście wymienione wyżej zarobki zawodników nie trafią wprost do ich kieszeni, bo każdy z żużlowców jeżdżących w PGE Ekstralidze, musi samodzielnie sfinansować sobie zakup sprzętu, dojazd na mecze oraz opłacić mechaników. W zależności od klasy żużlowca mowa o wydatkach pomiędzy 400 tysięcy, a milion złotych.
Czytaj więcej:
Ich żegnaliśmy w ostatnich latach
O fali bankructw mówią już nawet władze rozgrywek