Gapiński swoją walecznością i pogodą ducha dawno zaskarbił sobie sympatię kibiców w Częstochowie i obrazu jego znakomitej dyspozycji w minionym sezonie nie zatrze kilka wpadek. - Poza małymi wpadkami, które wymaże z pamięci, to sezon był wyśmienity. Na pewno było lepiej niż przed rokiem i z tego mogę się cieszyć - podkreśla.
Brązowy medal w pewnym stopniu osłodzi kibicom gorycz porażki z Unibaxem Toruń w półfinale. Oczekiwania względem zawodników były bowiem nieco większe. - Na pewno było nas stać na wielki finał. Przede wszystkim mecz u nas z Unią Leszno pokazał, że nie byliśmy zgraną drużyną, bo wychodziliśmy ze startu na 5:1, a bieg kończył się odwrotnym wynikiem. Jarek Hampel, czy Leigh Adams nas rozdzielali. Ten mecz mogliśmy wygrać chociażby sześcioma punktami i jechać z Polonią może w półfinale i teraz byłaby odmienna sytuacja. Musimy się cieszyć z tego medalu, bo zdobyliśmy go dzięki ciężkiej pracy. Chociaż to mamy na otarcie łez - dodaje Gapiński.
Po spotkaniu prezes częstochowskiego klubu, Marian Maślanka podkreślił, że nie wyobraża sobie swojego zespołu w przyszłym sezonie bez Tomasza Gapińskiego. Rozmowy na temat przedłużenia kontraktu podążają ponoć w dobrym kierunku i niewykluczone, że na dniach zakończą się powodzeniem. - Po raz kolejny powtarzam, że jesteśmy w trakcie rozmów. Cały czas rozmawiamy z prezesem Maślanką. Być może w przyszłym tygodniu podczas Pucharu Gorących Serc podpisze kontrakt. Mamy tydzień czasu i może się wszystko wyjaśni - zapewnia zawodnik.
Obecne rozgrywki dobiegły końca dla częstochowskiego klubu, bynajmniej jednak nie dla Tomasza Gapińskiego, którego czeka jeszcze występ w finale Złotego Kasku w Zielonej Górze. - Na pewno jadę tam walczyć o jak najlepszy wynik, aby jakimś miłym akcentem zakończyć tegoroczny sezon. Akurat ostatnio tor był twardy w Zielonej Górze i może dlatego zrobiła się taka maz. Mogliśmy jednak jechać - kończy reprezentant "Lwów".