Po bandzie: Dobrucki nie foruje Woźniaka [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: reprezentacja Polski po zdobyciu złotego medalu mistrzostw Europy. Stoją od lewej: Szymon Woźniak, Dominik Kubera, Jarosław Hampel, Rafał Dobrucki, Bartosz Zmarzlik i Bartłomiej Kowalski
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: reprezentacja Polski po zdobyciu złotego medalu mistrzostw Europy. Stoją od lewej: Szymon Woźniak, Dominik Kubera, Jarosław Hampel, Rafał Dobrucki, Bartosz Zmarzlik i Bartłomiej Kowalski

- Tak się w sporcie utarło, że gdy trener drużyny koszykarskiej zamierza dokonać zmiany, to po prostu jej dokonuje. Z kolei opiekun drużyny żużlowej musi uzyskać zgodę… zawodnika - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Czytam, że Rafał Dobrucki niesłusznie pominął Janusza Kołodzieja, wręczając dziką kartę na eliminacje do Grand Prix 2024 Szymonowi Woźniakowi. Czytam i się nie zgadzam. Choć sprawa rzeczywiście dotyczy dwóch SPORTOWCÓW. Takich pisanych dużymi literami.

Kołodziej często raczy nas na torze żużlową poezją, a tzw. długie proste udoskonalił do granic możliwości. Każdorazowo, gdy wchodzi w wiraż, ma jeden cel - jak najszybciej uczynić z niego prostą. To jednak artysta, a ci bywają kapryśni. Tzn. nierówni.

Woźniak? Jeśli Kołodziej jest artystą, to Szymon, rzeczywiście, rzemieślnikiem. Takim jednak do bólu solidnym. Który sezon rozpoczął bardzo obiecująco. Który w Złotym Kasku, będącym krajową eliminacją do globalnej rywalizacji, znalazł się tuż przed Kołodziejem. I który wreszcie jest od swojego kolegi z toru o blisko dekadę młodszy. Dokładnie rzecz biorąc, o dziewięć lat.

ZOBACZ WIDEO: Legendarny mistrz świata w teamie zawodnika Apatora. "Muszę się uszczypnąć"

Wiek nie powinien być decydującym kryterium przy tego typu dylematach. Choć wydaje się jednak działać na korzyść Woźniaka. Mianowicie Kołodziej ma szansę wrócić do cyklu Indywidualnych Mistrzostw Świata najwcześniej jako czterdziestolatek, a takie postacie rzadko się honoruje dzikimi kartami. O czym Janusz świetnie wie, w końcu nigdy nie był w oczach światowych władz gwiazdą pierwszej wielkości, zasługującą na coś za darmo. By znaleźć się w elicie, musiał na to osobiście zapracować. Poprzepychać się, wykonać kilka długich prostych.

Jednego jestem pewien. Może nie wyjść, niemniej Woźniak wyjdzie z siebie, by dotrzeć do Grand Prix. Kto wie, może nawet zrobi po drodze coś jak artysta, a nie tylko mistrz rzemiosła. W każdym razie to nie selekcjoner Dobrucki foruje tego zawodnika. To zawodnik sam sobie na te fory zapracował.

A poza tym... Rafał Dobrucki raz już pominął Woźniaka i miało to swoje konsekwencje. Mianowicie przed sześcioma laty, gdy był trenerem Betard Sparty, w domowym meczu ze Stalą Gorzów wolał skorzystać z zastępstwa zawodnika, zamiast dać szansę wyrywającemu się z ławki rezerwowych Woźniakowi. I nie dość, że wrocławianie przegrali 44:45, to podrażniona ambicja Szymona kazała mu zmienić po sezonie barwy. Co do dziś starają się zdyskontować w Gorzowie.

O ile Kołodzieja i Woźniaka należy wrzucić do worka sportowców pełną gębą, o tyle poza zbiorem pozostaje - bez względu na aktualną formę - Maksym Drabik Poświęciłem mu ostatnio kilka ciepłych słów i choć przyjąłem wiadomość z niedowierzaniem, to ucieszyłem się, gdy dowiedziałem, że przekazał selekcjonerowi Dobruckiemu, iż interesuje go jazda w Grand Prix. I że wystąpi w Złotym Kasku. Po czym znienacka znów go dopadły kłopoty osobiste, kilkanaście godzin po występie ligowym. By chwilę później ustąpiły i nie przeszkodziły Drabikowi w podróży do Szwecji. Szkoda prądu.

Widać, żużel to niezwykle skomplikowany sport, co zresztą miniony weekend potwierdzał wielokrotnie. W Bydgoszczy odwołano mecz z Wybrzeżem pomimo pięknych okoliczności przyrody, a także nadzoru komisarza toru i przewodniczącego jury. Z kolei w Ostrowie zakończono spotkanie po ośmiu biegach, choć możliwość przerywania spotkań w tym momencie rywalizacji stworzono raczej na wypadek sytuacji nagłych i gwałtownych. Tymczasem w Ostrowie nic takiego nie miało miejsca. Ba! Tor na półmetku wydawał się nieco bezpieczniejszy niż początkowo. Zbyt nagła i zbyt gwałtowana była tylko decyzja o rozpoczęciu tego dziwowiska.

No ale w żużlu rzadko kiedy decyzje podejmują ci, co powinni. Czego dowiodła kuchnia meczu For Nature Solutions Apatora z ZOOleszcz GKM-em i pytanie menedżera Janusza Ślączki, czy Wadim Tarasienko pojedzie jako rezerwa taktyczna. Przecież ten zawodnik nie ścigał się cały zeszły rok, a i wiosną miał jeszcze zakaz. Na Motoarenie odjeżdżał dopiero drugie spotkanie w sezonie, o niczym innym nie powinien teraz marzyć, a menedżer pyta go, czy machnie cztery dodatkowe kółka. Gdy na torze leży jakieś 20 tys. zł.

Tak się jednak w sporcie utarło, że gdy trener drużyny koszykarskiej zamierza dokonać zmiany na parkiecie, to po prostu jej dokonuje. Z kolei opiekun drużyny żużlowej musi uzyskać zgodę… zawodnika. Podobnie jest zresztą przy wyborze pól na biegi nominowane. Myśl taktyczna polega wówczas na zadaniu odważnego pytania - "z którego chcesz jechać?" lub też na równie zdecydowanym postawieniu sprawy i zapytaniu "który z was wybiera pierwszy?" W efekcie przed 15. wyścigiem we Wrocławiu, decydującym o losach meczu spartan z Tauron Włókniarzem, uniwersalny tego dnia Drabik staje na polu pierwszym, a Jakub Miśkowiak, budujący swoją karierę na ucieczkach spod taśmy, na trzecim. Choć, owszem, nie sprawdzimy już, czy cokolwiek by to zmieniło.

Nie bardzo też rozumiem rozczarowanie Glebem Czugunowem po meczach w Krośnie i Toruniu. Otóż nie trzeba być licencjonowanym analitykiem, by wejść w posiadanie wiedzy, że na torach trudniejszych zwyczajnie nie daje on sobie rady. Czego zresztą nie ukrywa, przyznając się po męsku do słabości.

I nie mogę się też zgodzić, że porażka Fogo Unii w Lublinie była wstydliwa. Owszem, wynik jest dla gości bolesny, niemniej postawą na torze walczyli o lepszy. Nie poddawali się po zwolnieniu taśmy, lecz w wielu przypadkach kapitulowali dopiero przed kreską.

Ten mecz pokazał po prostu siłę Platinum Motoru, który tym razem pojechał już na swoim torze, a nie w warunkach pustynnej burzy, jak przeciwko Betard Sparcie. A przed ostateczną rozgrywką w fazie play-off będzie też miał okazję do kilku treningów na Stadionie Olimpijskim. Przy okazji Drużynowego Pucharu Świata w końcówce lipca i na finiszu rundy zasadniczej PGE Ekstraligi - na początku sierpnia.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Mistrzostwo Włókniarza naznaczone tragedią. Zginął, wracając z parapetówki
- Kudriaszow już po amputacji nogi. "W końcu pojawił się uśmiech. Zaczynam nowe życie"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty