- Wierzyłem, że jeżeli uda nam się w Zielonej Górze zrobić 40 punktów, to o wynik spotkania rewanżowego możemy być spokojni. Udało się nawet zrobić więcej punktów, jednak w Toruniu było już o wiele gorzej. No ale jeżeli zawodnicy gospodarzy do 10 biegu nie wygrywają żadnego startu, to nie można liczyć na dobry wynik zespołu na dość trudnym torze, który po opadach deszczu nie nadawał się do walki na całej szerokości. Dlatego po przegranym starcie trudno było cokolwiek zdziałać. W niedzielę liczył się start, a my nie wygrywaliśmy startów i to jest główna przyczyna porażki. Myślę również, że może zawodnicy Unibaxu troszeczkę zlekceważyli rywala - ocenił spotkanie finałowe Ekstraligi dla SportoweFakty.pl Mirosław Kowalik.
W finałowych spotkaniach zawiodła cała drużyna Unibaxu, która po rundzie zasadniczej wydawała się być głównym faworytem do złotego medalu. - Zawiodła cała drużyna. Każdy z zawodników mógł zdobyć więcej punktów. Ta uwaga dotyczy zwłaszcza Adriana Miedzińskiego i Wiesława Jagusia. Chyba tylko Ryan Sullivan zdobył tyle punktów ile powinien. Ja bym tutaj doszukiwał się przyczyny w zbyt długiej przerwie w rozgrywkach. Falubaz lepiej potrafił ten okres wykorzystać - wyjaśnił Kowalik.
Po raz kolejny w spotkaniach finałowych okazało się, że łatwiej jest bronić zdobytą w pierwszym spotkaniu przewagę, niż odrabiać straty. - Regulamin jest jaki jest. Pierwszy mecz był ustalony w Zielonej Górze i przecież Unibax uzyskał bardzo przyzwoity wynik. Presja była wywierana na obie drużyny. Nie podchodziłbym do tego, że lepiej jest jechać pierwszy mecz u siebie - zakończył były zawodnik Apatora Toruń.