Nazywając rzeczy po imieniu, Daniela Jeleniewskiego chce Unia Tarnów i najprawdopodobniej tylko ten klub złożył zawodnikowi ofertę przewyższającą to, co lublinianin otrzymuje we Wrocławiu. Nawet jeżeli żużlowiec złożył w biurze Speedway Ekstraligi wniosek z prośbą o rozwiązanie wiążącego go kontraktu, nie rozstrzyga to jeszcze sprawy. Bez zgody WTS-u wszakże, nie ma mowy o odejściu Jeleniewskiego ze stolicy Dolnego Śląska.
W zeszłym tygodniu menadżer zawodnika, Andrzej Gieroba już w bardziej pojednawczym tonie zapewniał, że nic tak naprawdę nie jest jeszcze przesądzone, że nie mówią Wrocławiowi "nie", a decyzję uzależnią od osiągnięcia z klubem "satysfakcjonującego" porozumienia. Dodał również, że oprócz kwestii finansowych, tyleż samo istotne są - nienazwane wprost - "inne czynniki". Jakież to inne sprawy miał na myśli "menago" zawodnika? O lepsze hotele, nowego busa, czy smaczniejszy catering Danielowi Jeleniewskiemu raczej nie chodzi... Czy jest to po prostu sygnał w kierunku włodarzy wrocławskiego klubu zachęcający do renegocjacji kontraktu zawodnika, przynajmniej na pułapie porównywalnym do owej intratnej oferty innego klubu? Zapewne tak. Jak się jednak okazuje, teamowi Jeleniewskiego niespecjalnie śpieszno do podjęcia oficjalnych rozmów z macierzystym klubem.
- Ja nie wiem o co tak naprawdę chodzi z Jeleniewskim, ale pewnie wkrótce się dowiem. - mówi dla SportoweFakty.pl prokurent WTS Krystyna Kloc. - Zawodnik z nami na te tematy, ani na żadne tematy finansowe nie rozmawia, ale to, że próbuje rozwiązać kontrakt i odejść do innego klubu, to nie jest tajemnicą. Dlaczego to robi - proszę jego o to zapytać. Ja rozumiem, że dostaje po prostu lepsze warunki finansowe. We Wrocławiu nikt nie będzie podlegał szantażom zawodników i nie ma absolutnie takiej opcji. Kontrakt jest wynikiem konstruktywnej rozmowy między stronami i gdzieś musimy się znaleźć pośrodku. Jeżeli taka konstruktywna rozmowa kończy się konsensusem - to jest wszystko OK. Jeśli jednak takiej rozmowy w ogóle się nie prowadzi, to trudno, żeby coś załatwić do końca. Daniel Jeleniewski nie prowadzi z klubem rozmów, natomiast prowadzi jakieś swoje rozgrywki, których ja szczerze powiem nie rozumiem. Prawdopodobnie chce odejść. A że z niewolnika nie ma pracownika... Będziemy się z trenerem teraz zastanawiać co zrobić. Przecież kto kogo będzie zmuszał?
Czy w tej skomplikowanej i, można już powiedzieć, napiętej sytuacji istnieje jeszcze szansa na to, żeby Daniel Jeleniewski wyjechał w nowym sezonie na tor w kevlarze w żółto-czerwonych barwach? - Trudno mi jest w tej chwili to jednoznacznie oceniać, gdyż, tak jak wspominałam, zawodnik nie prowadzi z nami rozmów. Wcześniej ustaliliśmy, że w momencie, kiedy będzie pewne, że dostaniemy licencję, siądziemy do rozmów, bo Daniel nie chciałby jeździć w I lidze. Jeżeli usiądziemy jeszcze do stołu, to co innego, jeżeli jednak woli prowadzenia tych rozmów tak, jak teraz nie będzie, to można sobie dopowiedzieć resztę samemu - kończy wątek pani prezes.
Tymczasem cała sytuacja nie pozostała bez echa w stosunku wrocławskich kibiców do zawodnika, dotąd przecież tak we Wrocławiu lubianego. Pojawiły się głosy, że Jeleniewski bezlitośnie wykorzystuje dogodny moment do podyktowania swoich warunków, niedoceniając tego, ile zawdzięcza wrocławskiemu klubowi, w którym się w ostatnich dwóch latach wypromował. Pani prezes stowarzyszenia WTS zdaje się rozumieć nastroje fanów. - Kibice mają prawo do swoich emocji. Na pewno jednak prawdziwy kibic musi być z drużyną na dobre i na złe. I kiedy nasz drużyna była w dole tabeli, kiedy uratowaliśmy się w barażach, to ja nie przypominam sobie takiej sytuacji, na Olimpijskim, czy gdziekolwiek na wyjeździe, żeby kibice wrocławscy gwizdali lub skandowali jakieś nieprzychylne okrzyki pod adresem któregoś z zawodników. Nie było takiej sytuacji. Co to dla mnie teraz oznacza? Dla mnie to znaczy, że kibice są z drużyną na dobre i na złe. Wtedy, gdy wynik sportowy zależy nie od nich - kibiców, i nie od działaczy klubu, tylko od zawodników, w tej sytuacji zawodnik, który w tym klubie spędził udane dwa lata, który tak naprawdę został wzięty z II ligi, a Wrocław dał mu szansę odbudowania się, w tej sytuacji wykorzystywać jakieś nadarzające się okoliczności... Jeżeli zawodnicy, wszyscy - polscy i zagraniczni, nie zrozumieją wreszcie, że muszą szanować pracodawcę jakim jest klub, muszą szanować kibiców, muszą szanować środowisko w jakim funkcjonują, póty będzie źle. Wszyscy musimy się nauczyć wzajemnie szacunku do siebie - apeluje na zakończenie sterniczka wrocławian.