Matteo Boncinelli, bo nim mowa, powoli przestaje być postacią anonimową w Europie, jednocześnie udowadniając, iż coś takiego jak scouting w Polsce po prostu nie istnieje. Podczas gdy angaż w lidze U24 znajdują zawodnicy od kilku sezonów nie potrafiący poprawnie złożyć się w łuk, Włoch na próżno szuka szansy, by się pokazać. A kto już miał okazję widzieć go na torze, wie że warto!
Rzadko zdarza się, by zawodnik, tak krótko trenujący speedway, stawał na podium mistrzostw kraju, choćby w pojedynczych rundach. Matteo ta sztuka udała się po 14 miesiącach od pierwszego treningu. Rzadko zdarza się, by w drugim sezonie startów zdobyć 6 punków w eliminacjach mistrzostw świata juniorów, zwłaszcza zaliczając po drodze defekt i upadek. I nieczęsto bywają juniorzy, którzy na "dzień dobry" potrafią wyjść z grupy eliminacyjnej Zlatej Stuhy w Pardubicach, startując z połamanymi żebrami i na jedynym sprawnym motocyklu.
Przed państwem 160 centymetrów talentu prosto z Włoch, Matteo Boncinelli!
W debiutanckim sezonie 2023 Boncinelli poza startami w ojczyźnie, pokazał się kibicom w Słowacji, Czechach, Słowenii i na Węgrzech, zaliczając nieco ponad dziesięć spotkań i kilka treningów. Gdzie się nie pojawił, zostawał bohaterem dnia. "Dzieciak kompletnie nie potrafi startować, ale to co wyprawia na dystansie, to jest sztos!" pisali na forach kibice. I dokładnie tak jest. "Bączek" przegrywa wszystkie wyjścia spod taśmy, a potem pokazuje wielką odwagę i zaskakująco dobre panowanie nad motocyklem.
- Mój problem polega na tym, że okazji do startów mam jak na lekarstwo. Zawody we Włoszech i okazjonalne turnieje w Europie, to zdecydowanie za mało, aby się rozwijać. Jest wrzesień, a ja mam za sobą trzy treningi i kilka turniejów. W ten sposób nigdy nie wejdę na wyższy poziom - tłumaczy w rozmowie z nami Włoch.
- Wciąż łączę starty na flat tracku z klasycznym speedwayem, bo szukam kontaktu z motocyklem, tak często, jak to możliwe. Kocham ścigać się w każdej odmianie motosportu, ale mam świadomość, że na profesjonalną karierę mogę liczyć jedynie w żużlu, bo tylko w tym sporcie są prawdziwe pieniądze.
Pierwszy zawodowy kontrakt Matteo podpisał w lipcu, debiutując w niższej lidze w Danii. - Byłem z wizytą u Briana Kargera, który tuninguje mój silnik. Akurat w klubie ze Slangerup pojawił się wakat, więc zaproponowano mi start. To jednorazowy występ, ale chyba nie zaprezentowałem się źle i mam nadzieję bywać tam częściej.
ZOBACZ WIDEO: Ważna deklaracja prezesa Unii w kwestii budżetu klubu. Tyle będzie trzeba wydać na awans
Rzeczywiście, siedem punktów w debiucie i pierwszy wygrany bieg, wróżą nieźle. Zwłaszcza, jeśli dodajmy, że taki kozak jak Mikkel Andersen zdobył 10 oczek, a solidny Nicklas Aagaard 8.
Do końca roku "Bączkowi" zostało jeszcze kilka występów we Włoszech, kilka na flat tracku i ponowny start w legendarnym pardubickim turnieju, kończącym sezon.
- Ale ja go nie chcę zakończyć w Pardubicach! Marzy mi się jeszcze start w Polsce - wziąłbym obojętnie co, nawet zaproszenie na trening. Muszę pokazać się nad Wisłą, by zawalczyć o kontrakt na sezon 2025. To mój cel. Nie można zostać profesjonalnym zawodnikiem nie startując w Polsce. Tylko tu mogę się rozwijać, uczyć i stawać lepszym. Jeśli ktokolwiek chciałby dać mi szansę, bardzo proszę o kontakt na Facebooku. Obiecuję: nie zmarnuję jej! - mówi Matteo.
Czy znajdzie się chętny, który zaufa pochodzącemu z żużlowych peryferiów, talenciakowi? Jeśli tak, z pewnością nie pożałuje. Ambicją i wolą walki Matteo można obdzielić połowę polskich, rozpieszczonych młodzieżowców. A jeśli któryś prezes naprawdę na niego postawi, pomoże zbudować profesjonalne zaplecze, otoczy opieką trenerską, to... Sami zobaczycie!
My tymczasem, już za kilka dni, zapraszamy na wywiad z Matteo, w którym opowie o sobie znacznie więcej.