Jan Mihalik podobnie jak wielu słowackich żużlowców marzył o tym, by iść śladami Martina Vaculika i w przyszłości zostać jednym z najlepszych jeźdźców świata. Choć walczył ambitnie i dawał z siebie zawsze sto procent, to nigdy nie udało mu się zapisać w historii czarnego sportu, choćby na krajowym podwórku.
Słowak już jakiś czas temu zakończył swoją karierę, jednakże miłość do motocykli u niego nie wygasła. I to ona przysporzyła mu sporych kłopotów. Kilka miesięcy temu Mihalik miał wypadek drogowy, który z sekundy na sekundę zmienił życie - jego oraz jego rodziny o 180 stopni.
Mihalik walczy o powrót do zdrowia. Potrzebne są mu m.in. pieniądze, a do wsparcia swojego byłego kolegi z toru zachęca m.in. Martin Vaculik.
ZOBACZ WIDEO: Takie gole to rzadkość. Jego skutki mogą być bolesne
Wszystko zaczęło się 25 czerwca
"Dzień, który miał być zwykłą przejażdżką motocyklem, okazał się momentem zmieniającym nasze życie. Jadąc główną drogą, nagle z bocznej drogi na mój pas wjechał samochód. W tym momencie nie miałem innego wyjścia, jak tylko włączyć hamulec awaryjny, aby uniknąć kolizji. Ale to nie wystarczyło. Wpadłem w poślizg, straciłem kontrolę nad motocyklem. Próbowałem uniknąć najgorszego, ale upadłem tak nieszczęśliwie, że uderzyłem prosto w znak drogowy" - pisze Mihalik w opisie zrzutki, która dostępna jest TUTAJ.
"Wiedziałem, że coś jest nie tak. Ból był nie do zniesienia. W wyniku uderzenia złamałem kręg L1, którego fragmenty utkwiły mi w rdzeniu kręgowym. Oprócz silnego obrzęku rdzenia, który powodował drętwienie obu kończyn dolnych, miałem złamany obojczyk i odmę opłucnową. Bolało mnie całe ciało, ale największy ból wynikał z niewiedzy, co będzie dalej" - kontynuuje Mihalik.
"Ratownicy długo nie byli na miejscu wypadku. Ze względu na powagę moich obrażeń przetransportowano mnie samolotem do szpitala w Bańskiej Bystrzycy, gdzie natychmiast przeprowadzono operację. Trudną operację, ale zespół lekarzy spisał się znakomicie. Podczas tych długich godzin walczyłem tak naprawdę o to, aby móc dalej żyć, choć czekały mnie duże zmiany" - pisze.
24-latek nie ukrywa, że po operacji dużo czasu spędził w szpitalach - w Levicach, Bratysławie, a następnie w ośrodku rehabilitacyjnym w Kovacovej. Potrafi już samodzielnie siedzieć, wstawać z wózka i wsiadać na niego. Jest w stanie sam się ubrać, czy samodzielnie zjeść, jednakże inne podstawowe czynności wymagają wsparcia innych osób.
"24 września po raz pierwszy od wypadku udało mi się wstać i postawić pierwsze kroki, choć przy pomocy szyn i drążków. Obecnie jestem na drodze powrotu do zdrowia, która nie będzie łatwa. Jednak dzięki szybkiej interwencji i profesjonalizmowi lekarzy dostałem drugą szansę.
Były zawodnik poprzez internetową zbiórkę zebrał już ponad 5,5 tysiąca euro. Jak sam przyznaje - każda wpłata pozwala mu pokryć koszty sprzętu, zabiegów i specjalistów, których potrzebuje, aby jak najszybciej stanąć na nogi.
Żebranina w naszym kraju to standard nie na rudego ruska to na Slovaka albo na stare konie czy osły już to jest męczące.