Brak dzikiej karty dla Polaka, przy wyróżnieniach dla bardzo słabych Kaia Huckenbecka i Jana Kvecha, stało się bezpośrednią przyczyną wojny polskich działaczy z przedstawicielami FIM i promotorem mistrzostw świata Warner Bros. Discovery Sports. Co ciekawe, sam zawodnik nie zamierza się specjalnie dystansować od całej sytuacji.
- Szkoda, że władze Grand Prix tak traktują PZM. Nie wiem z czego to wynika, ale ewidentnie jest jakiś problem. Moim zdaniem w GP powinni jeździć najlepsi zawodnicy na świecie, w tym Emil Sajfutdinow i Artiom Łaguta pod neutralną flagą - przyznał Maciej Janowski w Magazynie PGE Ekstraligi na WP SportoweFakty.
- Jedynym kryterium w mistrzostwach świata powinna być klasa sportowa. Uważam, że PZM nie jest dobrze traktowany i nie dziwię się próbom wywarcia nacisku. Zgadzam się z tym, że jeśli władze GP nie szanują Polaków, to może warto odpuścić organizację rundy GP w Warszawie. PZM musi czuć swoją wartość - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Orzeł z innym prezesem zyska nową jakość? Jest jeden warunek
To jednak nie koniec możliwych "sankcji", bo mówi się o tym, że wciąż realne jest także choćby uderzenie w zawodników poprzez wprowadzenie w PGE Ekstralidze limitu zawodników z Grand Prix. Taka regulacja spowodowałaby, że żużlowcy musieliby wybierać, gdzie chcą jeździć, a część z nich musiałaby pogodzić się z mniejszymi zarobkami w Metalkas 2. Ekstralidze lub zrezygnować z walki o mistrzostwo świata.
- Choć na razie nie zaprzątam sobie tym głowy, to już wiem, że można być czołowym zawodnikiem świata i nie jeździć w GP. Emil czy Artiom udowadniają to doskonale. Dla każdego zawodnika i tak priorytetem jest PGE Ekstraliga, bo tu się zarabia. Grand Prix to głównie prestiż i możliwość spełniania marzeń - mówi Janowski.
Jeśli pomiędzy polskimi działaczami, a władzami GP nie dojdzie do kompromisu, to w kolejnych latach naszym żużlowcom może być jeszcze trudniej awansować do GP. Ostatnia zmiana sprawiła, że w eliminacjach będziemy mieć tylko trzech reprezentantów, czyli tyle samo, co znacznie słabsi żużlowo Ukraińcy, Włosi, czy Amerykanie. Dodatkowo finał GP Challenge odbędzie się na dość niesprzyjającym Polakom torze w Holsted. Na dzikie karty też raczej nie ma co liczyć.
- Już wiem, że jeśli chcę wrócić do Grand Prix, to muszę zrobić to poprzez eliminacje. Miniony sezon pokazał mi, że istnieje życie poza mistrzostwami świata. Jeżeli organizatorzy mnie tam nie chcą, no to trudno. W trakcie sezonu dostawałem sygnały, że jest duża szansa na dziką kartę. Wyczuwałem, że to może być mydlenie oczu. Wydawało mi się jednak, że jako rezerwowy pokazałem, że jestem gotowy do regularnej jazdy. Gdy jednak nie dostałem dzikiej karty, to nie byłem szczególnie zszokowany - mówi wrocławianin.