Dominatorem był Pieszczek i czekamy na jego następców - II część rozmowy z Zenonem Plechem

W drugiej części rozmowy Zenon Plech mówi o szkoleniu w Gdańsku oraz o innych swoich inicjatywach w tym mieście. Zostało również miejsce na wspomnienia z czasów, kiedy Plech był żużlowcem Wybrzeża.

Michał Gałęzewski: Jak wyglądało w ubiegłym sezonie szkolenie na mini torze w Gdańsku, prowadzone przez pańską fundację?

Zenon Plech: Mimo niektórych zarzutów, to nieprawda, że nie szkoliłem odpowiednio młodzieży. Mam dziennik zajęć i mogę udowodnić, że treningi odbywały się od momentu, w którym została podpisana umowa z MOSiR-em. Doprowadziłem do porządku tor przy bardzo małej pomocy ze strony sponsorów. Treningi odbywały się we wtorki i czwartki. Na dzień dzisiejszy w gdańskim mini żużlu jest około 15 adeptów.

Ilu z tych adeptów ma zdawać w przyszłym sezonie mini żużlową licencję?

- Na 2010 rok mam przygotowanych 2-3 zawodników do licencji, która odbędzie się na początku sezonu. Fundacja jest członkiem rzeczywistym Polskiego Związku Motorowego i może być również klubem sportowym. Będziemy starali się jak najszybciej podpisać umowę z miastem, aby szkolenie było cykliczne, co najmniej tak jak było do tej pory. Chciałbym nadmienić, że na każdym treningu jest zabezpieczenie w postaci karetki, sanitariusza i lekarza. O to chodzi, bo nic nie powinno być robione wbrew przepisom.

W ubiegłym sezonie dominatorem na mini torze był gdańszczanin Krystian Pieszczek i wszyscy trenerzy bardzo go chwalą. Wróży mu pan karierę?

- Jeździ bardzo dobrze i życzymy mu rozwoju. Ma 14 lat i może już uczestniczyć w zajęciach na dużym torze. Jest to fajny chłopak, który zdobył w mini żużlu wszystko, co mógł. Tak było wcześniej z Mateuszem Kowalczykiem, czy z Szymonem Woźniakiem. Teraz dominatorem był Pieszczek i czekamy na jego następców. Trzeba powiedzieć, że duże pieniądze w sprzęt zainwestował jego tata, co też pomogło mu w rozwoju.

Jak wyglądała sprawa prowadzenia treningów na mini torze w Gdańsku?

- Ja mam uprawnienia do treningów i do prowadzenia wszelkich rozgrywek, a treningi prowadził głównie Jarek Olszewski, gdyż ja byłem w Bydgoszczy i trudno, żebym prowadził jeszcze tu zajęcia. Wszystko było poukładane i na przyszły sezon też wszystko ułożę. Zobaczymy, jak będzie wyglądała współpraca. Muszę jeszcze porozmawiać z rodzicami adeptów, bo rodzic musi być na każdym treningu. Jest to kwestia czterech najbliższych miesięcy.

Od tego roku obok fundacji szkolić ma również kolejny podmiot - GKS Wybrzeże S.A. To chyba dobrze, bo będzie można dzięki temu organizować więcej treningów dla młodych gdańszczan?

- Uważam, że obiekty MOSiR-u są otwarte dla każdego. Jednak skoro ja jestem najemcą, to jeżeli ma się tutaj odbywać jakikolwiek trening, to tylko z pełnym zabezpieczeniem.

Odbyły się już jakieś rozmowy z Wybrzeżem w sprawie koordynacji treningów?

- Takie rozmowy się jeszcze nie odbyły. Ja mam umowę do kwietnia i rozmawiam z dyrekcją MOSiR-u, aby ją przedłużyć. Pozostaje kwestia na kogo spadnie odpowiedzialność utrzymania tego toru. Generalnie nie widzę żadnych przeszkód, tylko jak już wcześniej wspomniałem, powinno to mieć ręce i nogi. Nie powinno być tak, że dziecko trenuje, a nie ma zabezpieczenia medycznego.

W Gdańsku są prowadzone jakieś nabory, czy po prostu każdy może się zgłosić?

- Na okrągło prowadzimy zapisy. Wygląda to tak, że z rodzicem przychodzi dziecko, które skończyło 8 lat. Jeśli ma pozytywne wyniki z przychodni sportowej i jest zgoda obojga rodziców, to trener się z nim przejedzie na motocyklu, pokaże co i jak, a potem zaczynają się treningi. Bywają przypadki, w których dziecko się przewróci i mówi, że już nie chce jechać. Jesteśmy jednak jedyną szkołą w Polsce, w której praktycznie cały sprzęt należy do fundacji. Chcemy, aby nasi podopieczni wyrośli na dobrych obywateli, dlatego o wszystkich wyczynach informujemy szkołę.

W dorosłym żużlu reaktywuje się Wanda Kraków. Czy w mini żużlu również powstają nowe ośrodki?

- Zainteresowanie dużych ośrodków jest małe. Widzę ile jest licencji i ile nowych osób przybywa w mini żużlu. Kiedyś było ich aż nadto, a teraz nie można znaleźć 16 zawodników na turnieje indywidualne, a nawet Puchar Polski i mistrzostwa kraju.

Poza mini żużlem zorganizował pan w Gdańsku galę lodową. Jak pan ją ocenia?

- Jako impreza sportowa wypaliło to super i było kilka naprawdę ciekawych pojedynków. Z mojej strony mogę jednak powiedzieć, że nawaliłem z reklamą. Myślałem, że więcej ludzi przeczyta informację w internecie. Niestety po wiadomości na portalu SportoweFakty.pl nie wszyscy o tym wiedzieli. Wzmianki na telebimie przed Halą Olivia też mogłyby być częstsze, bo jest to dość ciekawa i oryginalna reklama. Podałem również informację do Radia Gdańsk, ale nie wiem jak często było to tam emitowane. Dziękuję kibicom, którzy wiedzieli i przyszli. Dziękuję również zawodnikom, którzy brali w tym udział. Jest to coś, co powinno na stałe wpisać się do kalendarza imprez gdańskich.

Czyli kolejnej gali można spodziewać się w nowym roku?

- Tak, bo jestem już umówiony z zawodnikami, którzy tym razem przyjechali na hasło. Mam tylko pretensje do Kowalika, który mógł zadzwonić dzień wcześniej, że jest w Zakopanem i nie wie, czy dojedzie. Wówczas załatwiłoby się to w inny sposób. Tymczasem telefonowałem do niego w dniu gali o godzinie 10.30 i oznajmił mi, że jest na Zakopiance, więc jak on mógł w ogóle zdążyć? To jakieś nieporozumienie, że były zawodnik i trener stawia organizatora w takiej sytuacji.

Widział pan żużlowe graffiti w tunelu obok stadionu Wybrzeża?

- Tak, bardzo mi się ono podoba. Jest super, gratuluję pomysłodawcom. Moja podobizna jest dobrze wykonana, nawet ostatnio byłem pokazać ją małżonce i dzieciom. Wszyscy stwierdzili, że fajnie to wygląda. Historia gdańskiego żużla miała bardzo ciekawych zawodników, brakuje mi tam Mariana Kaisera.

Wkrótce ponownie otwiera pan lodowisko na mini torze...

- Tak, to prawda. Chcemy zorganizować lodowisko na mini torze żużlowym. Mamy akceptację dyrektora MOSiR-u. Wiemy, że nie ma w okolicy żadnego lodowiska i chcemy to zmienić. U mnie jest to nieodpłatne, czynne będzie od poniedziałku do piątku od godziny 16 do 20, a w weekendy prawdopodobnie od 11 do 20. Chcemy, aby już w ten weekend dzieci i okoliczni mieszkańcy z tego skorzystali.

Ostatnio pojawiła się informacja, że da się wyremontować halę Wybrzeża...

- No właśnie i jestem zaskoczony, bo jeszcze kilka tygodni temu słyszałem, że w lutym ma być przeznaczona do rozbiórki. Ja jestem w stanie pokazać certyfikat jakości tej hali sprzed 10 lat i to jest aż niemożliwe! W tej chwili zastanawiam się, pod co wydaje się ekspertyzy: pod zamawiającego czy pod stan autentyczny.

Czy gdy pan jeździł w Wybrzeżu jako zawodnik, to integrowaliście się z przedstawicielami innych sekcji?

- Takim dniem był zawsze poniedziałek. Nie było co prawda hali, ale wszyscy - żużlowcy, bokserzy, piłkarze ręczni, koszykarze - spotykali się na basenie oraz w saunie przy ulicy Wajdeloty. Były to wspaniałe czasy, przyjaźń, koleżeństwo. Każdy śledził w gazetach wyniki kolegów z innych sekcji.

Czy w dzisiejszych czasach idea klubów wielosekcyjnych również mogłaby się sprawdzić?

- Byłoby to wspaniałe, jednak budżety poszczególnych sekcji muszą się różnić i powinni zarządzać nimi prezesi. Na pewno inne wymagania mają żużlowcy, gdzie na ich mecze przychodzi po 10 tysięcy widzów, a inne piłkarze ręczni, koszykarze, czy judocy, których sekcja jest dotowana. Powinna powstać olbrzymia spółka akcyjna o nazwie na przykład Wybrzeże Gdańsk, która sprzedałaby udziały poszczególnym sekcjom.

Komentarze (0)