Oczywiście największa presja jest w meczach o dużą stawkę. Zatem jak daje sobie z nią radę Robert Kościecha. - Nie jest łatwo. Presja jest bardzo duża, ze strony kibiców, sponsorów i działaczy. Mecz na trybunach ogląda kilkanaście tysięcy osób, dużo więcej słucha relacji w radiu lub ogląda w TV. Każdy z nas ma swój sposób. W dniu meczu staram się wyciszyć od rana. Raczej mało rozmawiam z kimkolwiek, co może niektórych zdziwić, bo mam opinię wesołego człowieka. Także już na samym stadionie staram się zamknąć w sobie i skoncentrować. A podczas zawodów bywa różnie. Jak idzie dobrze, to emocje puszczają, człowiek się pomału wyluzowuje. Jeśli jest słabo, to każdy jest rozdrażniony - powiedział srebrny medalista Drużynowych Mistrzostw Polski z 2009 roku dla gazety "Nowości".
Z kolei Tomasz Chrzanowski uważa, że czym większa presja tym jego wyniki są lepsze. - Zauważyłem taką prawidłowość, że im mam większy stres, tym lepiej wypadam w zawodach. Czasami sam go nawet w sobie jeszcze podkręcam. Nie do końca jest to oczywiście dobre dla moich najbliższych, bo oni przez to cierpią. Potem ten stres z każdym biegiem opada. Gorzej dzieje się, gdy, z niewiadomych przyczyn, jestem za spokojny, rozluźniony. Wówczas trudniej jest mi się skoncentrować i przez to cierpi wynik sportowy. Generalnie jednak radzę sobie jakoś ze stresem. Czasami tylko denerwują mnie różne rzeczy - najbardziej się irytowałem, gdy jeździłem w Grand Prix. Przegrywałem na mecie nieraz minimalnie i nie wiedziałem, jakie poprawki nanieść w motocyklu. A czasu na nie było bardzo mało - stwierdził wychowanek toruńskiego klubu.