Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Nie bankietowałeś? Czuj się zawieszony!

Coraz bardziej podoba mi się polski speedway. Dawniej, gdy zawodnik gdzieś zabankietował, to groziła mu kara. Teraz jest odwrotnie. Naprawdę, świetna sprawa.

W tym artykule dowiesz się o:

Polski Związek Motoropodobny zagroził, że który z żużlowców "zaproszonych" na IV Galę (i późniejszy, zapowiedziany bankiet też, jak rozumiem) Sportu Żużlowego do Zielonki tam się nie stawi, ten będzie z całą surowością ukarany. I jego klub. Naprawdę, świetna sprawa. To ja od razu proszę PZM, żeby wystawił mi zaświadczenie, którym mógłbym się wybronić przed żoną, że jeśli nie będę balował na wrocławskich dyskotekach, zostanę zawieszony jako potencjalny szkółkowicz WTS-u! Z drugiej strony, błagam naszą granatowomarynarkową centralę żużlową, żeby za moją nieobecność na gali w Zielonej Górze, nie karać WTS-u, bo mnie pani prezes Krysia zabije! Myślałem zresztą, że to tylko grzeczne zaproszenie, a nie rozkaz z adnotacją "obecność obowiązkowa"! Czytam na forach internetowych, że sławnego Tomka Golloba też tam nie było (ponoć wybrał Szwecję, jak tu i ówdzie plotkują). No to obaj teraz mamy przekichane! A za nieobecność na takim "Złotym Kasku", rozegranym w sezonie '2008 we Wrocku, żadnego ściganta jakoś nie ukarali!

Kryzys savoir vivre'u

Dopadła mnie trauma w związku z tym, że mój przyjaciel i rajdowy partner jest poszukiwany listem gończym za rzekome zabójstwo. Szok, nie nadaję się więc teraz na balety. Swoją ponurą miną nie chcę psuć dobrej zabawy innym. Przeto przepraszam organizatorów za nieobecność i dziękuję za zaproszenie. Inna sprawa, że kryzys gospodarczy zabija zasady savoir vivre'u. Za dawnych dobrych czasów na takie uroczystości – oficjałki i bankiety zapraszano zawsze "wraz z osobą towarzyszącą". Tak wypadało. Ja wiem, że trudno się dobrze napić i zabawić z domowym żandarmem na plecach, lecz przynajmniej na chacie piekła nie ma, ani innego Grunwaldu.

Od esperalu do opla astry

W sumie to dobrze, że gala odbyła się w Zielonce, która teraz jest stolicą polskiego żużla, a Żyto tam latoś obrodziło, że ho ho! I w ogóle, na punkcie speedwaya mają w grodzie Bachusa pozytywnego świra. Inna sprawa, iż różowa Dodzia zaśpiewałaby, że królowa jest tylko jedna, a za taką dość powszechnie uważana jest od wieków Unia Leszno. Chwilowo złożona sportową niemocą.

Pijaru i marketingu nigdy nie za wiele, ale ta cała gala trąci mi od samego początku jakąś taką sztucznością i socjalistyczną propagandą sukcesu na siłę (a teraz nawet małomiasteczkowością), choć założenia zapewne ma słuszne.

Mistrzowi Polski juniorów, sympatycznemu miejscowemu młodziakowi Patrykowi Dudkowi oraz... aktorowi serialu "39 i pół", Tomaszowi Karolakowi wysoka (he, he, czyżby Piotruś Szymański ze szwagroszczakiem?) kapituła przyznała nagrody "Per aspera ad astra", czyli po naszemu: przez ciernie do gwiazd lub przez trudy do celu, przez cierpienie do gwiazd. Złośliwi tłumaczą to inaczej: od esperalu do opla astry lub od przedszkola do Opola.

Dudek jest fajny chłopak, sympatyczny, utalentowany, ale cóż on takiego wycierpiał na swej drodze po juniorski tytuł? Czyż taka nagroda nie należała się np. Rafiemu Dobruckiemu, który ze złamanym kręgosłupem osiąga rewelacyjną formę? A porozbijani "Protaś" i Jaguś, którzy swoją jazdą, mimo kontuzji, też sięgnęli gwiazd? A Przemek Pawlicki? Dobra, dobra, niech już będzie Patryk. Zwłaszcza, że miejscowy, zielonogórski jest. A poza tym, zawsze to rzecz indywidualnego gustu każdego z nas.

Na pewno nagroda należała się gwiazdorowi mydlanych oper, imć Karolakowi, bo jakże on musi cierpieć grając w takich telewizyjnych gniotach (też rzecz gustu) jak "Mamuśki" i "39 i pół"! Ten drugi serial, ni przypiął ni przyłatał, ma wplecione wątki o Falubazie. Równie dobrze mógłby tam się znaleźć wątek o koszykarskim Orlando Magic. A "Myszkom Miki" podpowiem, że 39 i pół punktu drużyny nigdy nie starcza do zwycięstwa w meczu.

Karolak (choć najlepiej w tym serialu gra legendarny polski duży fiat, pomalowany bajerancko, aczkolwiek trochę obciachowo) ma ponoć zostać kolejnym tzw. ambasadorem żużla. Obok Lisa, Bońka i Blanika. A ja wciąż pytam, dlaczego nie różowy koń Joli Rutowicz, względnie inny Jacyków? Może oni też choć raz byli na speedwayowym meczu? Albo gdzieś tam słyszeli o "czarnym sporcie"?

Rozumiem, że Szczakiel, Plech, Wyglenda, Gollob (Władysław i Tomasz), Grodzki (Andrzej), Darżynkiewicz, Cegielski i inni są niegodni miana ambasadorów żużla??!!

Na wspomnianej zielonogórskiej gali nagrodzono też media, które od lat promują speedway, czyli www.sportowefakty.pl, "Tygodnik Żużlowy" i leszczyńskie radio Elka. Dwie pierwsze redakcje z natury rzeczy w jakiś sposób konkurują ze sobą, a ja dla obu pracuję! Taki pluralistyczny jestem. Albo taki pazerny. Jeśli chodzi o "Elkę", to jestem jej fanem.

Łzy sołtysa, czyli żużel w remizie

I fajowo, tyle że to wszystko wciąż jest takim kiszeniem się we własnym zaściankowym sosie. Te same miejsca, te same twarze, te same gesty. Tak to już jest i będzie, póki promować biało-czerwony speedway będzie mała (choć przyznaję: dość prężna) firemka z Ostrowa lub okolic pt. "Prestige MJM". Z całą sympatią i uznaniem dla niej, ale prestiż to ona może ma w Ostrowie właśnie, w Zielonce, Lesznie czy Toruniu, czyli wszędzie tam, gdzie żużla i tak nie trzeba już reklamować. Oferta "Prestige" to m.innymi: dni miast, imprezy jubileuszowe, imprezy promujące markę, uroczyste bankiety i gale, festyny, trasy i akcje promocyjne, konferencje. Czyli wieś śpiewa i tańczy na dożynkach przy winie pn. "Łzy sołtysa". Idealnie pasuje do śwarnego i zaściankowego żużla. Problem w tym, że "Prestige" raczej nigdy nie wyrwie nas z owego zaścianka, bo jak dotąd jest za chuda w uszach, choć wiem, że się stara. To musi być duża, znana, obcykana w układach, pijarowska firma z Warszawki, żeby tę całą "stolycę" jakoś przekonać do speedwaya. Inaczej w prestiżowym, ogólnopolskim plebiscycie "Przeglądu Sportowego" nasza żużlowa reprezentacja nigdy nie zostanie drużyną roku, choćby nie wiem co wygrała, a Marka Cieślaka nie ogłoszą najlepszym trenerem. Poza Gollobem, nikt tam nie jest brany pod uwagę. Bo w "stolycy" nikogo poza Gollobem z żużla nie znają! I dlatego poprzednie Gale Sportu Żużlowego organizowane w Warszawie po prostu nie bardzo się udały. Lekko je olano. M.innymi dlatego w tym roku ta impra trafiła do speedwayowej Zielonki, czyli znów na własne śmieci. I znowu kisimy się w swoim sosie.

Dlaczego więc "Prestige"? Czyżby dlatego, że jednym z jej szefów jest Janusz Stefański – dla wielu kontrowersyjny były dyrektor i p.o. prezesa KMO, klubu gdzie kiedyś działaczem też był obecny szef GKSŻ Piotr Szymański? Tak tylko pytam. Mam lepsze zdanie o Januszu Stefańskim niż chyba większość środowiska speedwayowego, ale podpowiem Ci Piotrusiu, że niektórym ludziom nie w smak jest to, że promocją polskiego żużla i budowaniem jego świetlanego wizerunku zajmuje się m.innymi osoba, wywodząca się z KMO – klubu, który w ostatnich latach dostarczył nam tylu negatywnych emocji (może Ostrovia zmaże tę plamę?). Poza tym, firma "Prestige" wyżej "czegoś tam" nie podskoczy. Bo choć - powtarzam - stara się jak może, to według mnie, jak na razie wciąż jest za krótka, za mała i niestety prowincjonalna.

Chwalą nas, czyli rąsia, buźka, klapa, goździk

Z relacji "SF" z zielonogórskiej gali: "Laureatami zostali także: drużyna mistrzów Polski Falubaz (to akurat jak najbardziej zasłużenie – dop. B.Cz.), jej kibice i władze miasta". I chyba o to w tym wszystkim chodziło, nie? Rąsia, buźka, klapa, goździk. Sami swoi. Jak zwykle. Za wszelką cenę przylukrować gospodarzom. Wioską pachnie, panie, wioską. Zwłaszcza wyświetlenie na gali głośnego już teraz filmiku, w którym zielonogórzanie podsycają swoją małomiasteczkową, już niesmaczną i szkodliwą dla wizerunku naszego żużla, wojenkę z sąsiednim Gorzowem (pamiętajmy jednak, że ten w owej wojence także nie bywa dłużny). Nie ta okazja Panowie! Popelina i tyle. Faux pas. To bowiem nie była wyłącznie Gala Zielonogórskiego Sportu Żużlowego. To impreza ogólnopolska, na której winno się uhonorować wszystkich, którzy zasłużyli, a nie wywlekać stare, lokalne animozje.

Spodziewam się, że w sezonie '2010 możemy być świadkami ekstraligowego finału Stal – Falubaz (sorry Unibax i Unia Leszno). Już strach się bać, co się będzie działo!

Na bankiety i na balety marsz!

Jeśli to prawda, że na wspomnianej wiekopomnej gali, a zwłaszcza na bankiecie, oprócz mnie nie było także Tomka Golloba, to czy jeszcze raz mogę prosić władze naszego żużla, żeby nas nie karano za to, iż złamaliśmy "obecność obowiązkową" i nie napylyśmy się z granatowomarynarkowymi działaczami na wspomnianym bankiecie? Obiecuję, że niezwłocznie zaproszę Tomasza do mojego Wrocka i na tej wiosce u mnie wszystko odrobimy z nawiązką. Przykładnie z nim zabankietujemy (zabalujemy), zgodnie z dyrektywą PZM. Macie to jak w banku! Tylko potem żądam zaświadczenia dla naszych żon, że się ewentualnie uchlaliśmy jedynie na rozkaz motorowej centrali (o ile się w ogóle uchlamy, bo Tomcio coś słabo pijący jest, niestety).

I tyle tego mojego obyczajowego felietoniku, będącego taką - przyznaję się bez bicia – złośliwą, luźną recenzją naszego żużlowego życia towarzyskiego. Może się Wam nie spodobać, możecie się ze mną w ogóle nie zgadzać. Rzecz gustu lub... bezguścia.

Drogi Panie Szymański, a gdzie jakaś symboliczna nagroda dla wszystkich polskich kibiców żużlowych? Gdyby z miłości do „szlaki” nie zapełniali stadionów, to naszym speedwayem interesowałyby się tylko rodziny zawodników, zaś ta cała Pańska GKSŻ miałaby prestiż (prestige) mniej więcej taki, jaki ma np. Ogólnokrajowy Sportowy Związek Łapaczy Pcheł (o ile w ogóle istnieje).

Wszystkim biało-czerwonym fanom speedwaya (wzdłuż i wszerz Polandii) przyznaję więc tu i teraz nagrodę Czekańskiego, czyli po browarku. Stawia GKSŻ, skoro o Was zapomniała.

Bartłomiej Czekański

PS Do młodych dziennikarzy (a propos nieszczęsnego filmu): - Nie wiem, jak Wy to robicie, ale mnie pan Tomasz Gollob nigdy nie odmówił wypowiedzi dla radia, gdy prowadziłem swoją żużlową audycję lub dla gazety.

Komentarze (0)