Cały nasz zarobek to frajda z jazdy i adrenalina - II część rozmowy z Mikke Bjerkiem

 / Na zdjęciu: Tor po opadach deszczu
/ Na zdjęciu: Tor po opadach deszczu

W drugiej części rozmowy zawodnik uchyli rąbka tajemnicy o ligowym ściganiu w Norwegii, opowie o sobie i swojej przygodzie z czarnym sportem, oraz znaczeniu organizacji Grand Prix w Hamar i udziale w cyklu Rune Holty.

W tym artykule dowiesz się o:

Wiktor Balzarek: Biorąc pod uwagę kondycję klasycznego speedwaya, coraz częściej zawodnicy kończą kariery i przenoszą się na długie tory. Ty i Bjorn Hansen jesteście najlepszymi przykładami. Czy to może być jakiś kierunek rozwoju?

Mikke Bjerk: To dwie różne sprawy. Jazda na długim torze nie wymaga ani takiego przygotowania fizycznego, ani bardzo drogiego sprzętu. Radość ze ścigania jest podobna, a przy tym jest bezpieczniej.

Jak jest!? Mikke, wybacz, masz szwy na brodzie i ja wiem, że to efekt niedawnego wypadku z Kennethem Borgenhaugiem. Przecież rozbiliście się właśnie na długim torze!

- Otóż to! Mam rozciętą brodę, kilka szwów, jestem poobijany. Po takim "dzwonie" w klasycznym żużlu miałbym sezon z głowy. W klasyku pachnie gipsem.

Łączyłeś jednak te dwie odmiany.

- Ale chciałem przestać jeździć na krótkich torach już przed sezonem 2009.

Zmieniłeś zdanie?

- Działacze mojego klubu, Elgane, nalegali. W końcu odpuściłem, ale postawiłem swoje warunki. Zgodzili się, więc i ja się zgodziłem.

Jakie warunki postawiłeś?

- Ja mam być tylko od jeżdżenia. Klub podstawia busa z kierowcą i zawozi mnie na zawody, a później pod dom. Dodatkowo jest człowiek, który po spotkaniu myje motocykl i osprzęt, a działacze wymieniają w nim części, gdy coś nawali. Zapewniają też opony, olej i wszystko inne. Na tych warunkach, wraz z bratem, powiedzieliśmy: OK.

I dołączył Remi Ueland.

- Och, on nie dołączył, on cały czas z nami był! I chyba się cieszy, że teraz ma takie warunki (śmiech - przyp. red.).

O pieniążkach za występy nie było mowy?

- Nie. Tu w ogóle nie ma mowy o pieniądzach. Cały nasz zarobek to frajda z jazdy i adrenalina. Na nic więcej nikt nie liczy. Nawet obcokrajowcy jak do nas przyjeżdżają, to dla zabawy i treningu. Za te pieniądze prędzej dokładają do interesu.

Bracia w barwach MK Elgane. Straszy Mikke przekazuje ostatnie uwagi Inge.

Grand Prix w Hamar nic nie pomogło? Może gdyby udało się tam przedostać na stałe jakiemuś młodemu zawodnikowi znad fiordów…?

- Jak widać nie pomogło. Było, nie ma i nic się nie zmieniło. Może gdyby ktoś się tam przebił coś by się zmieniło, ale nie ma takiego, więc nie ma o czym mówić. Może byłoby zainteresowanie ze strony telewizji, nie wiem. Nawet gdyby, to co potem? Gdyby zdobyć medal, to wtedy…

Nie mogę cię w tym momencie nie zapytać o Rune Holtę.

- Pytaj.

Nie masz nic przeciwko? Obaj dobrze wiemy, że to Norweg, choć w Grand Prix jest Polakiem.

- I…?

I rozmawiamy o rozwoju żużla w Norwegii. Konkluzja jest prosta: umiera. A tu w GP od kilku sezonów jeździ facet, który mógłby być ambasadorem waszego speedwaya. Jedyny liczący się zawodnik. Nie drażni Cię to?

- W czym rzecz? Wybrał bycie Polakiem, OK., nie ma sprawy.

Tak po prostu? Ponoć tutejsze brukowce porównywały go do Quislinga.

- To jest wielki sport, wielkie pieniądze i układy. Widocznie musiało się to opłacać, może miał jakieś naciski sponsorów, może inne powody. Czasem nie można patrzeć na sentymenty. Taki typ człowieka, ja to rozumiem i nie robiłbym afery.

Pomówmy trochę o tobie. Marzyłeś o Grand Prix, mistrzostwie świata, wielkich wynikach?

- Marzyłem. Chyba jak każdy dzieciak miałem nadzieję wejść na szczyt. Ale kiedy zacząłem obijać się po różnych torach i zobaczyłem jak to wygląda od środka, jak jest ciężko… Wtedy przestałem myśleć o tym realnie.

Ile miałeś lat gdy zaczynałeś?

- Dwanaście.

Wychodzi na to, że ścigasz się przez połowę życia. Dobrze liczę?

- Mam 25 lat, więc w sumie tak. Nigdy w ten sposób na to nie patrzyłem.

I nie żal Ci tych lat?

- Trochę żal. Takie życie. Decyzję podjąłem już jakiś czas temu. Przychodzi taki moment. Myślisz sobie: albo speedway, albo praca, dom, dzieci, żona…

… i ciepłe kapcie. Jakoś sobie nie wyobrażam.

- Ale trzeba się było zdecydować. Urodziło mi się dziecko, miałem masę zajęć związanych z domem, speedway to niepewny pieniądz, o ile były z tego pieniądze w ogóle. Poszedłem do pracy, a ściganie zeszło na dalszy plan. Bardziej amatorsko, więcej na długim torze…

Więc speedway stał się hobby?

- Tak, hobby. Sposób na odreagowanie, adrenalina, nic więcej.

A jeśli norweski klub znów zgodzi się na twoje warunki?

- Nie. W tym roku dałem się namówić i wystarczy, kończę definitywnie. Tylko długi tor, bo bez ścigania też nie wytrzymam.

Zjawia się sponsor, daje dwa szybkie motocykle i niezłą pensję. Wróciłbyś na poważnie?

- Powiem tak. Poważne ściganie skończyło się trzy lata temu. Wtedy na sezon potrzebowałem 500.000 koron. To kwota, za którą mogłem się przygotować i zatrudnić na stałe pomocnika. Dzięki temu miał kto dbać o sprzęt, prowadzić busa, zajmować się logistyką i wszystkim innym. Ostatni sezon odjechałem za 250.000, bo o wszystko musiałem dbać sam. Sam byłem kierowcą, mechanikiem, sam zajmowałem się całym tym cyrkiem, bo kocham ten sport. Ale tak się nie da! Jak to wygląda w tym roku już mówiłem. Daj mi milion koron! No załatw milion. Za te pieniądze można myśleć o prawdziwej jeździe. Zatrudnię pomocnika i spróbuję. Ale przecież to nonsens, to nierealne.

Fizycznie byłbyś w stanie?

- Nie. Popatrz na mnie. Moje ciało nie jest stworzone do speedwaya. Zawodowcy są mali i szczupli. Ja jestem silnie zbudowany, ale co mi po tej sile na motocyklu? Kiedy jeździłem zawodowo byłem o 10 kg chudszy. Tylko czy ja jestem gruby? Przecież nie mam ani centymetra tłuszczu! Po prostu tak zbudowała mnie natura. Wiesz ile wyrzeczeń i tortur musiał przejść mój organizm, by utrzymać tamtą wagę?

Mogło się to wszystko potoczyć inaczej?

- Mogło (w tym momencie Mikke wyciąga kolejnego papierosa, wyraźnie poirytowany odpala go i patrzy przed siebie dłuższą chwilę - przyp. red.). Były takie zawody, na Węgrzech. Miasto nazywało się…

Miszkolc.

- Właśnie. Pieprzony Miszkolc! Słuchaj, to był finał IME, poważnie zawody! W końcu się załapałem. Jadę pierwszy bieg - wygrywam. Jadę drugi i też wygrywam. Mistrzostwa Europy, a ja po dwóch seriach mam dwa zwycięstwa. Chciałem tak bardzo, a wyszło zupełnie odwrotnie. Zabrakło zimnej głowy, myślenia na torze, koncentracji. Wszystko zawaliłem przez dziecinne błędy, aż wstyd. Nie byłem wystarczająco dobry by wygrać, ale spokojnie mogłem zrobić tyle punktów by być w czołówce, może na podium. Dziś to wiem. Wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Po takim wyniku inaczej się rozmawia ze sponsorami, masz inne oferty, może jazda w innych ligach…

Na przykład w Polskiej. Miałeś jakąś propozycję?

- Nie, nigdy. Nie było zainteresowania moją osobą.

Co będziesz robił, jeśli dotrzymasz słowa i zostanie Ci tylko długi tor?

- Zajmę się dzieckiem, rodziną. Mam duży dom, zawsze znajdzie się coś do podłubania. Poza tym pracuję zawodowo, jestem operatorem koparki. Muszę myśleć o utrzymaniu bliskich. Pościgam się na długim torze, czasem zajrzę na jakiś trening, podpowiem coś małolatom… Dam radę!

Mikke Bjerk w swoim żywiole.

Komentarze (0)