Gdy miałem trzy tygodnie, ojciec zabrał mnie na stadion - rozmowa z Maxem Dilgerem, zawodnikiem Kolejarza Opole

Max Dilger to nadzieja niemieckiego żużla. W Polsce drugi rok z rzędu przywdzieje plastron opolskiego Kolejarza. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada o poprzednim sezonie, swoich planach i początkach kariery.

Oliwer Kubus: Drugi sezon z kolei spędzisz w Opolu. Co skłoniło cię do podpisania kontraktu? Ofert z innych klubów chyba nie brakowało...

Max Dilger: Rzeczywiście propozycji było sporo, dlatego wybór nie był łatwy. W pewnym momencie byłem skłonny odejść z Kolejarza. Po długich przemyśleniach postanowiłem jednak przedłużyć umowę. W Opolu czuję się naprawdę dobrze. Podoba mi się tamtejszy klimat oraz spore zainteresowanie kibiców, którzy wspierają mnie nawet w najtrudniejszych momentach.

Podpis złożyłeś również pod kontraktem z Edinburgh Monarchs. Terminy meczów angielskiej Premier League i polskich rozgrywek nie będą się pokrywały?

- Analizowałem oba terminarze. Edinburgh będzie rozgrywało spotkania od poniedziałku do piątku, dlatego terminy nie powinny się kolidować. W zeszłym roku był z tym problem, bo zarówno w Szkocji, jak i w Polsce mecze odbywały się w niedzielę. Dlatego często nie potrafiłem wspomóc Kolejarza. W tym sezonie będę bardziej dyspozycyjny.

Jak podsumowałbyś poprzedni rok? Chyba mimo kilku wpadek możesz być z niego zadowolony.

- Najtrudniejszy był początek. Nic mi nie wychodziło! Byłem nieco podłamany, że ciężkie przedsezonowe przygotowania nie przynosiły skutku. Na szczęście kilka tygodni spokojnego treningu wystarczyło, bym doszedł do dobrej dyspozycji. Spasowałem się także z opolskim torem i w kilku meczach przekroczyłem granicę 10 punktów. Ale do końca zadowolony być nie mogę. Muszę przede wszystkim ustabilizować formę i lepiej spisywać się w pojedynkach wyjazdowych.

Nadchodzący sezon będzie twoim ostatnim w gronie młodzieżowców. To także ostatnia szansa walki o medal IMŚJ...

- Stanąć na podium tych rozgrywek to jedno z moich marzeń. Ale nie oszukujmy się - nie wiem, czy mnie na to stać. Dlatego założeniem, bardziej realnym jest znalezienie się w gronie szesnastu najlepszych juniorów świata. Jestem zdeterminowany, by osiągnąć ten cel. Przede wszystkim skupię się jednak na ligowej rywalizacji. Wiem, że Kolejarz będzie świętował 50-lecie istnienia. Chciałbym wraz z kolegami tę szczególną rocznicę uczcić sukcesem. A takowym na pewno będzie awans.

Już niedługo wyjedziecie na żużlowe tory. Jak przebiegają twoje przygotowania do sezonu?

- Wyglądają tak jak u większości zawodników. Trenuję około 6-7 razy w ciągu tygodnia. Najczęściej biegam i chodzę na siłownię.

Z pewnością słyszałeś o nakazie używania nowych tłumików. Niektórzy żużlowcy poważnie się tego obawiają, a ty?

- Praktycznie się tym nie przejmuję. Uważam, że w tej sprawie jest robiony zbyt duży rozgłos. Wychodzę z prostego założenia, że ewentualny problem może dosięgnąć wszystkich zawodników. W Niemczech wielu mieszkańców narzeka na dochodzący ze stadionów hałas. Nowe tłumiki, przyjazne dla środowiska, mogą te kłopoty rozwiązać.

Cofnijmy się nieco w czasie. Jak doszło do tego, że zostałeś żużlowcem?

- Można powiedzieć, że speedway mam we krwi. Mój ojciec za młodu ścigał się na żużlu. Trzy tygodnie po moich narodzinach zabrał mnie na stadion. Dorastałem z żużlem. W wieku 5 lat zacząłem starty - oczywiście na motorach o małej pojemności. W dzieciństwie byłem mistrzem kraju w swoich kategoriach. Stopniowo doskonaliłem umiejętności, aż mogłem przesiąść się na większe motocykle.

Niestety droga większości niemieckich zawodników nie jest usłana różami...

- Zgadza się. Żużel w naszym kraju co prawda rozwija się, ale nadal jest sportem niszowym, mało popularnym. Wobec tego trudno pozyskać sponsorów. Często wsparcia finansowego szukamy wśród znajomych czy rodziny. Nie wszyscy chcą jednak do naszych startów dokładać. Ponadto wciąż w Niemczech brakuje torów żużlowych. Musimy błąkać się po całym kraju, by móc spokojnie potrenować. Mała ilość zajęć często odbija się na naszej formie.

Czym jest dla ciebie speedway? Pasją czy zawodem i źródłem zarobków?

- Rzadko zdarza się, że dana osoba pracuje w zawodzie, który naprawdę lubi. Mnie to szczęście prawdopodobnie spotkało. Żużel jest zawodem, ale przede wszystkim ogromną przyjemnością. Od małego marzyłem, by był moim sposobem na życie. Wygląda na to, że zrealizuję to marzenie.

Czy są jakieś inne zainteresowania oprócz żużla?

- Ten sport pochłania większość mojego życia. W zimie mam trochę wolnego czasu. Wykorzystuję go na spotkania ze znajomymi i rodziną. W trakcie sezonu jest to prawie niemożliwe. Poza tym lubię jeździć na snowboardzie i trenować inne dyscypliny. Na skoki narciarskie brakuje mi jednak odwagi (śmiech).

Komentarze (0)