Ojciec powiedział, że nie nadaję się do tego sportu - pierwsza część rozmowy z Jackiem Woźniakiem

Jacek Wożniak od tego roku pełni funkcję pierwszego trenera Polonii Bydgoszcz. Kibice w całej Polsce pamiętają go jednak przede wszystkim z toru żużlowego. W rozmowie z portalem Sportowefakty.pl Jacek opowiada o swojej przygodzie z żużlem. W pierwszej części rozmowy Jacek Woźniak opowiada o początkach swojej kariery i o sukcesach, jakie odniósł jeżdżąc w drużynie Polonii Bydgoszcz.

Mirosław Lewandowski: Zacznę od pytania, które zapewne słyszałeś wielokrotnie. Kiedy zdecydowałeś, że będziesz jeździł na żużlu?

Jacek Woźniak: Wujek zabrał mnie na żużel, kiedy miałem 10 lat. To były derby Pomorza i pamiętam, że pierwszoplanową rolę odegrał wtedy Jan Ząbik. Byłem pod wrażeniem tego spotkania i atmosfery panującej na trybunach. Właściwie już wtedy wiedziałem, że będę jeździł.

Kiedy pojawiłeś się w szkółce żużlowej Polonii?

- Do klubu zgłosiłem się w 1984 roku. Moi rodzice byli na początku przeciwni, ale w końcu podpisali zgodę. Pamiętam, jak ojciec powiedział przy tym, że zgadza się, ale ja i tak nie będę jeździł, bo nie nadaje się do tego sportu (śmiech.dop.red.). Treningi rozpocząłem w połowie sezonu 1984 roku.

Byłeś ostatnim wychowankiem legendarnego w Bydgoszczy Mieczysława Połukarda...

- Dokładnie, chociaż moim pierwszym trenerem był Ryszard Nieścieruk, który prowadził pierwszą drużynę Polonii. Jednak szkoleniem zajął się przede wszystkim Mieczysław Połukard i Stanisław Kasa. Niestety Połukard zginął podczas młodzieżowych zawodów towarzyskich rozgrywanych w Bydgoszczy w 1985 roku. Stojąc na płycie boiska został potrącony przez młodego żużlowca. Później opiekę nademną przejął Wiesław Patynek. I co ciekawe robił to zupełnie bezinteresownie, za co chciałem mu serdecznie podziękować.

Ryszard Dołomisiewicz mówił, że kiedy zaczynał karierę, szkółka miała do dyspozycji jeden motocykl i kombinezon. Czy w połowie lat 80-tych coś się zmieniło na lepsze?

- Nie, treningi były podobne, do tych, jakie przechodził Ryszard Dołomisiewicz. Młodzi żużlowcy rzeczywiście mieli do dyspozycji jeden kombinezon i jeden motocykl. Trenerzy prosili nas, żebyśmy przynosili ze sobą rękawiczki lub jakiekolwiek inne rzeczy, które mogą się przydać. Na tor mogliśmy wyjechać dopiero po tym, jak swój trening skończyła pierwsza drużyna. Każdy czekał na swoją kolej. Dzięki temu nieraz zdarzały się dość nietypowe sytuacje. Pamiętam, że podczas jednego treningu zawodnik jeżdżący przede mną miał upadek i dość poważnie uszkodził motocykl. Oprócz tego rozbił sobie nos. Mimo, że kask był trochę zakrwawiony trzeba było wsiąść na motocykl, jeśli ten w ogóle nadawał się do dalszej jazdy i odjechać swoje próbne okrążenia.

Kiedy i gdzie zdałeś licencję Ż?

- Licencje Ż uzyskałem w Gorzowie 5 maja 1985 roku. Razem ze mną do egzaminu przystąpili również Jarosław Szymkowiak, Waldemar Cieślewicz i Krzysztof Kuczwalski. Wtedy obowiązywał przepis, że zawodnik może zdać licencję mając 16 lat. Natomiast ja podczas egzaminu miałem 15 lat, a urodziny obchodzę dopiero 6 grudnia. Dlatego bardziej bałem się tego, czy będę mógł do niego przystąpić, niż czy go zdam.

Jednak się udało...

- Przewodniczącym komisji egzaminacyjnej był Władysław Kowalski, który ostatecznie dopuścił mnie do egzaminu. Władysław Kowalski do dzisiaj egzaminuje młodych adeptów i muszę przyznać, że ma bardzo dobrą pamięć. W 2008 roku pojechałem z moimi wychowankami, Szymonem Wożniakiem i Mikołajem Curyło na egzamin. Tak się złożyło, że Mikołaj również urodził się tego samego dnia, co ja. Władysław Kowalski przypomniał sobie, że kiedyś egzaminował już kogoś, kto urodził się 6 grudnia i pamiętał też, że dopuścił go do egzaminu mimo nieskończonych 16 lat. Wytłumaczył, że przestawił wtedy cyfry z daty moich urodzin i zamiast 6.12 do protokołu wpisał 12.6. Po latach dowiedziałem się więc, że gdyby nie ta pomyłka, pewnie nie mógłbym wtedy przystąpić do egzaminu (śmiech).

A potem przyszły pierwsze starty i pierwsze punkty...

- W pierwszych latach po zdaniu licencji startowałem głównie w zawodach młodzieżowych, takich jak pomorska liga juniorów, czy w czwórmeczach młodzieżowych. W drużynie ligowej po raz pierwszy pojawiłem się w 1987 roku. Najpierw byłem rezerwowym podczas meczów z Unią Leszno i Stalą Rzeszów. Pierwsze ligowe punkty (3 dop.red.) zdobyłem podczas pojedynku z Falubazem Zielona Góra. Natomiast jesienią 1987 roku wygrałem turniej w Lesznie, w którym startowało zaplecze kadry juniorów i w wieku 18 lat zostałem powołany do pierwszej, narodowej drużyny juniorów. W sumie w 1987 roku zdobyłem swoje pierwsze medale, srebrny z Polonią Bydgoszcz w rozgrywkach DMP i brązowy w MDMP, które były rozgrywane w Gorzowie.

Do kolejnego sezonu byłeś dobrze przygotowany, co było widać szczególnie podczas występów ligowych...

- Do sezonu 1988 przygotowywałem się na zgrupowaniu młodzieżowej kadry we Włoszech. Natomiast w kraju brałem udział w kilku sparingach, m.in. ze Stalą Gorzów. Miło wspominam ten rok, ponieważ właśnie wtedy odjechałem swój pierwszy znakomity mecz ligowy. To było podczas derbów Pomorza. W pierwszym swoim starcie przyjechałem trzeci, a pozostałe wyścigi wygrałem. Polonia pokonała Apator 52:38, a ja byłem najlepszym zawodnikiem spotkania. W ogóle sezon 1988 był dla mnie udany, szczególnie w lidze. Z drużyną Polonii wywalczyłem kolejny medal DMP, tym razem brązowy.

Drużyna Polonii Bydgoszcz przed derbami Pomorza w 1988 roku. Stoją od lewej: Marek Ziarnik, Krzysztof Ziarnik, Zdzisław Rutecki, Jacek Woźniak, Ryszard Dołomisiewicz, Ryszard Nieścieruk (trener). Klęczą od lewej: Zbigniew Bizoń, Jacek Gomólski i Waldemar Cieślewicz

Oprócz ligi zdobyłeś kilka krążków w zawodach drużynowych i indywidualnych...

- W dwudniowym finale Brązowego Kasku, który odbył się w Toruniu i Grudziądzu zdobyłem 2 miejsce. Wywalczyłem również brązowy medal MMPPK, który odbył się w Rzeszowie oraz srebrny medal MDMP w Bydgoszczy. Te ostatnie zawody utkwiły mi w pamięci, niestety z powodu bardzo poważnego upadku Waldemara Cieślewicza, Wojciecha Momota z ROW-u Rybnik i Dariusza Michalaka z Falubazu Zielona Góra. Ten ostatni został trafiony motocyklem. Później okazało się, że będzie musiał jeździć na wózku.

Twoja kariera nabierała coraz większego tempa. w 1989 roku podczas rundy wstępnej IMŚ w Częstochowie sprawiłeś dużą niespodziankę...

- Do Częstochowy pojechałem jako zawodnik rezerwowy. Na miejscu okazało się, że jednak pojadę. Być może brak stresu i bardzo dobra dyspozycja dnia wpłynęły na to, że wygrałem te zawody.

Tego samego roku w Rzeszowie Polonia Bydgoszcz zdobyła tytuł MDMP. Byłeś najlepszym zawodnikiem Polonii i całego turnieju, za co z resztą otrzymałeś dodatkowe wyróżnienie...

- Tak było i fajnie wracać do tych spotkań, w których udawało się wygrywać niemal wszystkie biegi. Jednak chciałbym podkreślić, że mimo takich występów nigdy nie czułem się liderem swojej drużyny, czy to w rozgrywkach ligowych, czy innych turniejach. Jeśli miałbym określić swoją pozycję w klubie, to byłby to solidny ligowiec.

Drużyna Polonii Bydgoszcz podczas półfinału MPPK w Grudziądzu w 1989 roku. Stoją od lewej: Waldemar Cieślewicz, Jacek Woźniak i Jacek Gomólski

Mimo wrodzonej skromności przypomnij nam swoje sukcesy z początku lat 90-tych.

- W 1990 w Rzeszowie i w 1991 roku w Bydgoszczy wspólnie z Ryszardem Dołomisiewiczem i Tomaszem Gollobem zdobyliśmy złote medale MPPK. Finał w Bydgoszczy stał pod znakiem powrotu na tor Ryszarda Dołomisiewicza, po kontuzji odniesionej podczas Kryterium Asów. Ja w swoim pierwszym biegu upadłem, a później obserwowałem zmagania kolegów z parkingu. W pamięci utkwił mi również Turniej Sponsorów rozegrany w 1991 roku w Bydgoszczy. Już w swoim pierwszym starcie pokonałem mistrza świata Jana Osvalda Pedersena. A trzeba podkreślić, że wtedy takie prestiżowe zwycięstwa były dość sporą sensacją i wielkim wydarzeniem. Działo się tak dlatego, że obcokrajowcy rządzili wówczas na polskich torach, a nasi zawodnicy, głównie z powodów sprzętowych i jazdy na tzw. "lotniskach" nie mogli im dorównać.

25 sierpnia 1991 roku rozegrano kolejne, niezwykle emocjonujące derby Pomorza. W drużynie toruńskich "Aniołów" startował Per Jonsson, któremu wielu kibiców już przed meczem "w ciemno" wpisałoby komplet punktów...

- Dobrze pamiętam te zawody. Już w swoim 2 starcie spotkałem się z Jonssonem i po bardzo dobrym starcie udało mi się go pokonać. Później okazało się, że to była jego jedyna porażka i w sumie zdobył 17 oczek. Po meczu razem z Perem odebraliśmy nagrodę dla najlepszych zawodników tych derbów.

Jacek Woźniak i Per Jonsson odbierają nagrodę dla najlepszych zawodników meczu

W ostatnim sezonie spędzonym w Bydgoszczy zdobyłeś złoty medal DMP. Dlaczego po takim sukcesie odszedłeś z Polonii?

- Mistrzostwo z 1992 roku było w sumie czwartym medalem DMP i pierwszym złotym. To był dla mnie dobry sezon. Jednak po jego zakończeniu ówczesne władze Polonii nie widziały dla mnie miejsca w składzie, dlatego byłem zmuszony poszukać sobie innego klubu. To był główny i jedyny powód odejścia z Bydgoszczy.

W drugiej i ostatniej części rozmowy Jacek Woźniak opowie o dalszym przebiegu swojej sportowej kariery oraz wyjaśni, dlaczego wrócił do Bydgoszczy i przyjął posadę pierwszego trenera Polonii.

Komentarze (0)