Udowodnię na torze dla kogo oddaję serce - rozmowa z Danielem Jeleniewskim, żużlowcem Betardu Wrocław

Daniel Jeleniewski w ostatnim czasie zniknął nieco z pola widzenia wrocławskich kibiców. Urodzony w Lublinie zawodnik zgodził się opowiedzieć nam o swoich przygotowaniach, o nadziejach związanych z nadchodzącym sezonem, ale także o nie zawsze łatwej przeszłości.

Jakub Horbaczewski: Panie Danielu, drużyna Betardu trenuje w pocie czoła we Wrocławiu, natomiast pan realizuje nieco bardziej indywidualny tok przygotowań. Proszę opowiedzieć jak te przygotowania wyglądają.

Daniel Jeleniewski: Tak, rzeczywiście trenowałem w rodzinnym Lublinie, choć uczestniczyłem też w treningach z całą ekipą WTS-u. Myślę, że skutki tych przygotowań były bardzo dobre. Nie miałem żadnych problemów. Mogę powiedzieć, że w jakiś sposób "załapałem" charakterystykę tegorocznych przygotowań. Jestem też cały czas w kontakcie z trenerem, a i wcześniej rozmawialiśmy dużo, chociażby na obozie przygotowawczym drużyny. Także uważam, że fakt, iż trenowałem przez jakiś czas indywidualnie nie będzie rzutował na moją dyspozycję w nadchodzącym sezonie.

Proszę wybaczyć, że nieco z innej beczki, ale czy lubi pan boks i inne sporty walki?

- Powiem szczerze, że wielkim pasjonatem takich walk nie jestem, ale to twardy, męski sport.

Pytam, bo zastanawiam się czy po tej zimie pan ich nie znienawidzi. Trener Skrzypek zdradził, że w Lublinie wezmą pana w obroty jego koledzy z kick-boxingu. Ostro dają w kość?

- Tak, troszkę dają. Ja jednak myślę, że trener Skrzypek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że samej istoty boksu nikt tu nie ćwiczy, są natomiast pewne wspólne cechy łączące sporty walki z żużlem. Takimi cechami są przygotowanie fizyczne oraz kondycyjne i to przekłada się bezpośrednio na naszą dyscyplinę. Co więcej, pozwala zorganizować bardzo fajne zajęcia.

Zatem od strony fizycznej, rozumiem, forma jest?

- Tak, myślę, że nie ma żadnych problemów.

Za to perspektywy na szybki wyjazd na tor chyba nikłe?

- Nie, dlaczego?

Mam oczywiście na myśli tegoroczną zimę, która była jednak szczególna.

- To znaczy, te dwa ostatnie tygodnie pokazują, że zima szybko odpuszcza. Myślę, że wbrew pozorom wyjedziemy na tor szybko. Na razie pogoda jest, oby się tylko nie pogorszyło. Nie wiem jak we Wrocławiu, ale skoro tutaj w Lublinie śniegu jest stosunkowo mało i generalnie jest ciepło, to na Dolnym Śląsku zapewne jest jeszcze lepiej.

A są tacy, którzy już jeździli. Na przykład taki Jarek Hampel, na dachu katowickiego Spodka. Czy gdyby panu zaproponowali taką przejażdżkę chętnie spróbowałby pan, czy raczej odesłał pomysłodawców do odpowiedniego lekarza?

- Pewnie zależałoby od sytuacji i od tego kto by mnie poprosił. Ale strachu raczej by nie było. To jest do zrobienia, tak technicznie, jak i nie przekracza jakiejś granicy odwagi nas - żużlowców.

Skoro o technice, to przejdźmy płynnie do aspektów sprzętowych. Proszę zdradzić jak będzie wyglądał park maszyn Daniela Jeleniewskiego w sezonie 2010?

- Będą to cztery motocykle, w tym trzy nowe. Jeden zostawię z ubiegłego sezonu. Będą to też dwa nowe silniki i dwa, a w zasadzie trzy, wyremontowane.

Wystarczy i na Polskę i na Szwecję?

- To znaczy, mam w perspektywie kupno jeszcze jednego silnika, ale na ten moment będę się koncentrował na tym co jest, a z czasem zapewne coś jeszcze dokupię.

Zmartwiła pana sprawa tych nowych tłumików Akrapovicia, czy uważa pan, że raczej więcej w tym zamieszania, niż to wszystko warte?

- Powiem szczerze, że ostatnio troszkę więcej zagłębiłem się w ten temat, bo przyszła pora coś zakupić. Najbardziej wchodzą w grę produkty Kinga i ProDrive’a. Pomiędzy tymi dwoma rozważam. Najprawdopodobniej zakupię jeden taki, drugi taki, i po prostu je przetestuję.

W zeszłym sezonie jeździł pan w jednej parze z Davey’em Wattem, potem ze Scottem Nichollsem, rzadziej z Tomaszem Jędrzejakiem. Jakby nie patrzeć, żadnego z tych zawodników w klubie już nie ma. Czy domyśla się pan z kim przyjdzie jeździć w parze w tym roku?

- Powiem szczerze, że się nie domyślam. Zobaczymy co trener tutaj wymyśli. Podejrzewam, że trener Cieślak ma już pewien obraz tego składu i obraz nowych par. Na pewno też będzie chciał ten obraz potwierdzić na naszych pierwszych treningach i sparingach, wtedy też podejmie ostateczną decyzję.

To może inaczej, z kim chciałby pan jeździć? Piotr Świderski?

- Dlaczego nie? Nigdy z nim jeszcze nie jeździłem i myślę, że tak z nim, jak i z każdym innym potrafilibyśmy się na torze dogadać.

Kiedy widział pan ostatnio tor na Stadionie Olimpijskim?

- Jakoś w połowie stycznia.

Zatem właściwe roboty dopiero tam raczkowały. Jak pan myśli, zdążą z tym remontem, czy pierwsze mecze przyjdzie wam przekładać, bądź też rozgrywać poza Wrocławiem?

- Trudno mi powiedzieć, ponieważ nie znam dobrze sytuacji, ani nie leży to w mojej gestii. Z tego co rozmawiałem z trenerem, wiem, że inwestorzy mają termin do końca marca. Myślę, że cała sprawa leży teraz tylko po ich stronie.

A skoro o torach mowa, to w tej chwili najbliżej panu do toru KMŻ Lublin. Ma pan tam na pewno nadal kontakty, znajomych. Jak widzi pan ich szanse w tym sezonie?

- Rzeczywiście, cały czas jestem w tym kontakcie. Na pewno też kiedy tylko warunki na to pozwolą, to tutaj będę trenował. Nikt mi tu drogi nie zamyka. Kwestia tylko kiedy te warunki się pojawią, bo wiadomo, położenie Lublina ma swoje znaczenie. A co do szans samego klubu, to uważam, że nie stoją na straconej pozycji. To jest II liga i z tego, co patrzyłem na składy drużyn, zapowiada się w tym roku na dość wyrównaną. Na pewno nie będą mieli łatwo, ale już nie raz bywało, że faworyci na papierze nie potwierdzali tego w sezonie.

Ano właśnie, składy dawno już znane, okienko transferowe zamknięte - czy teraz może pan już zdradzić czy rzeczywiście przysłowiowy jeden krok dzielił pana od przejścia do tarnowskiej Unii?

- Czy to był jeden krok... Trudno mi powiedzieć. Na pewno jakieś tam rozmowy były, ale nie ma teraz co do tego wracać, bo mija się to z celem. Czy jednak było aż tak blisko - trudno powiedzieć.

Kończąc już, sprawa najmniej przyjemna, ale uciec od niej się nie da. To przedłużenie pańskiej przygody z WTS-em przebiegało w nerwowej atmosferze. Wszyscy pamiętamy jak było. Było - minęło, ale wśród części wrocławskich kibiców - części, podkreślmy - pozostało takie nieprzyjemne wrażenie, że Daniel Jeleniewski wykonuje we Wrocławiu swój zawód, natomiast nigdy tej Sparty w sercu mieć nie będzie i zdrowia na torze dla niej nie zaryzykuje. Co chciałby pan tym kibicom powiedzieć?

- Ja myślę, że już w poprzednim sezonie to udowodniłem. Nie raz zostawiałem to serce na torze i przeżywałem strasznie to, co działo się w klubie. I będę to robił dalej. Wszystkie te sytuacje oraz zawirowania zostały już zażegnane. Dogadałem się z WTS-em i jestem z tego bardzo zadowolony. Tutaj się nic złego nie dzieje, a myślę, że nie będę nikogo o niczym zapewniał, tylko udowodnię na torze dla kogo oddaję serce. Wydaje mi się, że wszyscy wiedzą, iż mamy zawód taki, jaki mamy. I wszyscy chcemy dobrze, zarówno dla siebie, jak i dla klubu. Były sytuacje takie, jakie były, ale tutaj nie ma w ogóle takiej opcji, żebym ja nie chciał starać się dla Wrocławia.

Źródło artykułu: