Przypomnijmy, że aby zobaczyć Kolejarzy w akcji, należy zapłacić 20 złotych. W zeszłym sezonie była to kwota o trzy złote mniejsza. Co skłoniło włodarzy do podwyżek? - Przede wszystkim fakt, że drożeją wszystkie materiały eksploatacyjne i przygotowanie zawodów. Musieliśmy wobec tego podnieść ceny biletów, żeby rachunek wyszedł na zero- tłumaczy Drozd, który rozumie niezadowolenie kibiców. - Gdybyśmy mogli, to wpuszczalibyśmy na stadion za symboliczną złotówkę. Ale realia są niestety inne i musimy szukać wsparcia wśród fanów. Prosimy o zrozumienie.
Dyrektor Kolejarza, Zbigniew Szulc wyjaśnia z kolei, że w porównaniu do innych klubów ceny nie są wygórowane. - W pozostałych miastach zapłacimy za wejściówkę podobną sumę. Nie jesteśmy przypadkiem, który winduje ceny - mówi Szulc i podkreśla, iż wysiłek żużlowców jest nieproporcjonalny do kosztów biletu. - Zawodnicy na torze ryzykują, nierzadko poświęcają swoje zdrowie dla dobra klubu i widowiska. I dziwią się, że kibic za to poświęcenie wcale dużo nie płaci.
Kolejarz prowadzi także sprzedaż karnetów. Według Drozda ich zakup jest bardzo opłacalny. - Karnet kosztuje 250 złotych. Obejmuje wszystkie zawody, które odbędą się na naszym torze. Zorganizujemy około dwadzieścia imprez i zakładając, że za każdą zapłacimy osobno, to wydalibyśmy ok. 370-400 złotych. Ten prosty rachunek pokazuje, że cena karnetu wcale nie jest wysoka - wyjaśnia Drozd, dodając, że całoroczna wejściówka początkowo nie obejmowała półfinału Mistrzostw Europy Par. - Chcieliśmy, żeby bilety na tę imprezę były droższe i sprzedawane oddzielnie. Poszliśmy jednak kibicowi na rękę, żeby mógł zobaczyć zawody na międzynarodowym poziomie stosunkowo niskim kosztem. Mam nadzieję, że zostanie to docenione.
Włodarze Kolejarza zdają sobie sprawę, że przez podwyżki klub zraża do siebie część fanów. Liczą jednak na wyrozumiałość i dużą frekwencję. - Często bywało tak, że osoby wchodziły na stadion bez biletu i kombinowały, by nie płacić za obejrzenie widowiska. Byliśmy na tym stratni, ale zazwyczaj przymykaliśmy na to oko. Teraz my prosimy o zrozumienie. Wiem, że po podniesieniu cen część kibiców się od nas odwróci. Wierzę jednak, że większość uświadomi sobie, iż podwyżki były koniecznością i tłumnie będzie przychodziła na mecze - powiedział Szulc. Drozd podkreśla z kolei, iż dochód z wejściówek przeznaczany jest na bieżącą działalność klubu, a nie na pensje dla działaczy. - Niech nikt nie myśli, że na podwyżkach bogaci się przede wszystkim Drozd. To bzdura. Żużel to dla nas pasja, z której nie czerpiemy żadnych materialnych korzyści. Z pieniędzy uzyskanych z kieszeni kibica pokryjemy koszty organizacji imprez lub przeznaczymy je na zakup oleju czy metanolu dla zawodników. Nie ma żadnych obaw, że fundusze zostaną niewłaściwie spożytkowane.