Kibice zasiadający na trybunach emocjonują się walką żużlowców na torze. A jaka atmosfera panuje w parkingu? - Wszyscy zawodnicy doskonale się znają. W parkingu wspólnie oglądają poczynania swoich kolegów i analizują różne sytuacje na torze. Jednak nie zawsze jest na to czas. Oczywiście są też nerwowe sytuacje, bo niekiedy emocje są na tyle duże, że niektórym puszczają nerwy. Każde zawody są ważne, ale Grand Prix są wyjątkowe. Zawodnicy walczą o punkty w generalnej klasyfikacji, a ci którzy otrzymali dziką kartę o prestiż. Atmosfera potrafi być czasem gorąca. W przeciwieństwie do niektórych spotkań ligowych tutaj są dodatkowi sponsorzy i mnóstwo kamer, co tworzą wokół GP odpowiednią otoczkę. To wszystko wpływa na zawodników, którzy muszą być odpowiednio skoncentrowani i dobrze przygotowani, przede wszystkim psychicznie, żeby to wszystko znieść. I takim żużlowcem jest właśnie Tomasz Gollob - mówi Jacek.
Wiele osób twierdzi, że w ostatnich latach Tomasz Gollob nabrał dystansu do samego siebie i całego cyklu GP, a w jego zachowaniu widać większy luz.
Stwierdzenie, że Tomek jest wyluzowany nie jest najlepsze. Człowiek wyluzowany kojarzy się z kimś, kto niezbyt poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Tomek nigdy nie przyjechał na żaden turniej, a szczególnie Grand Prix po to, żeby odjechać swoje 20 wyścigów, spakować się do busa i wrócić do domu. Zawsze dawał i daje z siebie wszystko. A to, że jest trochę bardziej zdystansowany świadczy o jego profesjonalizmie i obyciu ze światową czołówką. W końcu już od 20 lat walczy o najwyższe laury - twierdzi Jacek Gollob i dodaje: Być może wynika to z czegoś innego. Kiedyś Tomek koncentrował się nie tylko na samych zawodach, ale również na wszystkich przygotowaniach i treningach. W efekcie denerwował się już kilka godzin przed turniejem, co z pewnością go dekoncentrowało. Dzisiaj wie, kiedy należy się maksymalnie skupić. W parkingu jest spokojny, wie co musi poprawić w swoim motocyklu i jak się odpowiednio przygotować. Ale kiedy staje pod taśmą nie myśli już o niczym innym, jak tylko o swoim starcie.
Kiedy się wygrywa, wszystko przychodzi łatwo. Za to porażki potrafią zdekoncentrować nawet najlepszego żużlowca. Jak Tomek radzi sobie z takimi sytuacjami?
- Tomek nigdy nie załamywał się po porażce. Wręcz przeciwnie, zawsze kiedy przyjeżdżał na metę ostatni zastanawiał się, co trzeba zmienić, co poprawić w ustawieniach motocykla i w swojej jeździe, żeby znowu wygrywać. Mój brat jest na tyle ambitny, że nawet po zwycięstwie zastanawia się, co jeszcze można zmienić na lepsze. W tym miejscu trzeba podkreślić, że w Grand Prix dużo zależy od sportowego szczęścia. Silniki mogą być przygotowane znakomicie, a czasem brakuje tego "błysku" - mówi starszy z braci Gollobów.
Jacek Gollob dwukrotnie wystartował w zawodach Grand Prix w Bydgoszczy w 1998 i 1999 r. Jak wspomina swój udział w gronie najlepszych zawodników na świecie?
Starałem się pojechać najlepiej, jak potrafiłem. Dla mnie sama możliwość udziały w tych zawodach była wielkim wyróżnieniem. Jak udało mi się wygrać, byłem szczęśliwy, kiedy mijałem linię mety na ostatniej pozycji, świat się dla mnie nie kończył. To nie był brak ambicji, tylko fakt, ze startowałem z dziką kartą i nie musiałem za wszelką cenę walczyć o punkty. Po wygranym wyścigu zdarzało mi się czasem zastanawiać, czy ten stały uczestnik cyklu, który ze mną przegrał, nie potrzebował tych punktów bardziej ode mnie. Mimo to zawsze starałem się dawać z siebie wszystko.