W bieżącym sezonie Poole jeździ w barwach Stoke Potters na zasadzie wypożyczenia, zadziwiając wszystkich swoją skutecznością. Debiutując w Premier League podniósł swoja średnią meczową dwukrotnie, przekraczając na obecną chwilę 9,5 pkt.
Ojciec Taylora - Mick reprezentował 217 razy barwy Panter, kończąc karierę na Wyspach w 1995 roku. Po blisko czterotygodniowym pobycie w Anglii powrócił do kraju, zgadzając się podzielić swoimi wrażeniami z czytelnikami portalu SportoweFakty.pl.
Zbigniew Sarwa: Mick, jak trudno jest przygotować wszystkie sprawy logistyczne dla młodego zawodnika przed wyprawą z Australii do Anglii?
Mick Poole: Z pewnością nie jest to łatwe zadanie, szczególnie dla żużlowca, który dopiero zaczyna swoją karierę. Taylor był w tej szczęśliwej sytuacji, że moi znajomi cięgle mnie jeszcze pamiętają i bardzo nam pomogli. Wymaga to dużo zabiegów i środków finansowych. Podroż z Australii do tanich nie należy. Taylor mieszka w Whittlesy w pobliżu Peterborough razem z Robem i Sue Warrenami. Podróżuje z moim dawnym mechanikiem Darrenem Hewittem na mecze rozgrywane na torze w Stoke. Na wyjazdach zwykle towarzyszy mu Peter Oakes. O prawidłowe wyżywienie dba Sue Warren, chociaż syn wolałby oczywiście dania proponowane przez sieć restauracji McDonalda.
Jak zorganizowałeś wszystkie sprawy związane z przygotowaniem sprzętu?
- Taylor ma do dyspozycji trzy silniki GM. Jeden to Karger GM (Brian Karger), drugi FRJ GM (Finn Jensen) oraz trzeci TSR GM (Michael Lee). Pierwszy jest ciągle własnością Jasona Crumpa, przyjaciela rodziny. Dwa przygotowuje mu Phil Crump, trzeci natomiast jest pod opieką Michaela Lee. Warsztat dzieli wspólnie z Danny Kingiem, mają tez wspólnego sponsora. Jestem ogromnie wdzięczny Danny`emu za opiekę nad synem. Zupełnie nie spodziewałem się takiej serdeczności.
Pomagałeś jako starszy kolega w początkowych latach startów Jasonowi Crumpowi Widać, że ciągle możesz na niego liczyć..
- Pomoc Jasona jest nieoceniona. Czasami myślę, że za bardzo syna rozpieszcza. Może on liczyć na niego w każdych okolicznościach, zarówno w Anglii, jak i Australii. Ja mam dodatkową satysfakcję, że moja skromna pomoc na coś się przydała. Jason to ikona nie tylko australijskiego żużla, ale przede wszystkim to trzykrotny indywidualny mistrz świata.
Młodzi Australijczycy często sięgają po licencję brytyjską. Jak to jest w przypadku Taylora?
- Uznaliśmy, że dla nas najlepszym wyborem jest licencja krajowa MA. Nie ma co kombinować, przeliczać, czy też kalkulować, co bardziej się opłaca. Jesteśmy Australijczykami i tą federację powinniśmy reprezentować. Zresztą nowi pracodawcy nie sugerowali obniżania średnich, abyśmy lepiej pasowali do składu.
Spójrzmy na kilka ostatnich rezultatów. Osiemnaście punktów przeciwko Scunthorpe, piętnaście i szesnaście w potyczce z Redcar, trzynaście i siedemnaście w meczach z Sheffield, to naprawdę imponująco. Spodziewałeś się tak znaczących wyników?
- Skądże znowu, to niezmiernie mnie zaskoczyło. Jak zresztą pamiętasz, miąłem zawsze problemy z kontrolą jego temperamentu. Znaczącej ilości upadków i kontuzji nigdy nie zapomnę. Cieszę się, że mogłem na początku mu pomóc i cieszyć oko jego jazdą. Postęp jest rzeczywiście bardzo widoczny. Taylor poprawił zdecydowanie technikę startową, uwierzył we własne umiejętności, lepiej też zachowuje się na łukach. Zaczął podejmować prawidłowe decyzje. Dawniej kierował się tylko instynktem i jeździł zbyt brawurowo.
W spotkaniu Stoke Potters z Scunthorpe Scorpions po pierwszym wygranym wyścigu Taylor upadł, wycofując się z dalszej części zawodów. Czy uraz jest na tyle poważny, aby miał przerwę w startach?
- To były ciężkie zawody. Syna poniosło i próbował minąć Viktora Bergstroema. To drobny, nieznaczący uraz. Będzie jeździł w kolejnym meczu. Zresztą walka była bardzo zażarta z wieloma upadkami. David Howe nabawił się kontuzji barku. Stichauer i Bergstroem sczepili się maszynami w pierwszym łuku, lądując na ogrodzeniu. Viktor miął większego pecha, uszkadzając nie tylko rękę, ale i oparzył uwięzioną nogę, która przygnieciona była tłumikiem przez znaczny okres czasu. Wreszcie kontuzja kręgosłupa Joela Parsonsa wyeliminuje go ze startów na okres trzech miesięcy.
Taylor jest oficjalnie zawodnikiem Peterborough Panthers wypożyczonym do Stoke Potters. Przewidujesz, że może dojść do debiutu w Elite League?
- Za wcześnie o tym mówić. Jeśli utrzyma obecną formę, wzbogacając ciągle zdobycze punktowe, promotorzy mogą po niego sięgnąć. Nie ma jednak co się śpieszyć.
Australijskim latem miałeś propozycję jeszcze od prezesa Tillingera na podpisanie kontraktu z Polonią Bydgoszcz. Dlaczego odstąpiliście od podpisania umowy?
- To była kusząca, trzyletnia umowa. Po kilku konsultacjach, między innymi z Jasonem Crumpem, zdecydowaliśmy, że jest za wcześnie na starty w Polsce, w tak wymagającej lidze. Taylor to młody zawodnik i uznałem, że nie jest gotowy do startów. Chciałbym, aby się ciągle rozwijał i pojawił się nad Wisłą, kiedy będzie naprawdę gotów rywalizować na najwyższym szczeblu. Wierzę, że to kiedyś nastąpi. Podobne stanowisko przedstawiłem także odpowiadając na późniejszą ofertę Unibaksu Toruń.
Zaobserwowałeś jakieś zmiany w angielskim żużlu od czasu swojego ostatniego pobytu?
- Nie był to przede wszystkim stracony czas. Dużo się zmieniło. Zawiało trochę większym profesjonalizmem w strukturach speedwaya na Wyspach. Ciągle jednak kuleje szkolenie nowego narybku. To wymaga naprawy, bo bez tego Anglia nie zacznie osiągać rezultatów, jakich się tam oczekuje.
Jeśli miałbyś bawić się w menedżera reprezentacji Australii, jakie byłyby Twoje nominacje do kadry wśród seniorów i juniorów na Drużynowy Puchar Świata?
- Nie chciałbym odbierać chleba Craigowi Boyce`owi, ale jeśli już pytasz, to kadrę seniorów stanowiliby Crump, Adams, Holder, Batchelor, Watt i w rezerwie Ward. Wśród juniorów jechaliby Ward, Sedgmen, Sweetman, Grajczonek, Masters i w rezerwie Taylor.
Ciągle zajmujesz się szkółką żużlową w Somerby, żużlowa australijska kadra zimę pustoszeje. Kto Twoim zdaniem z nieznanych jeszcze bliżej zawodników rokuje spore nadzieje, aby coś osiągnąć na międzynarodowej arenie?
- Z pewnością jest kilku ciekawych zawodników. Na czoło wybijają się jednak dwa nazwiska. Są to Tyson Nelson z Queensland, który jest obecnie pod opieką Mitcha Shirry i Mason Campton z Nowej Południowej Walii. Pierwszy, jeśli uporządkuje swoje osobiste sprawy powinien wcześniej, czy później pojawić się w Anglii.
Obecni australijscy promotorzy narzekają często na arogancję młodego, żużlowego pokolenia. Zgadzasz się z ta opinia?
- Każdy kij ma dwa końce. Rzeczywiście dochodzi do zgrzytów, zawodnicy odmawiają startów, nie pojawiają się na zawodach bez podania przyczyn. W Gosford w styczniu doszło z tego powodu do odwołania planowanych zawodów. Z drugiej strony widziałem również promotorów szorstko odnoszących się do zawodników.
Gdzie tkwi zatem przyczyna skarg promotorów i odwoływania zawodów?
- Obawiam się, że wszystko sprowadza się do stawek wynagrodzeń za starty i postawy niektórych promotorów, wielokrotnie dającej wiele do myślenia. Scena australijskiego żużla została opanowana przez kluby i stowarzyszenia, prywatni promotorzy są zupełnie w odwrocie. Zanika promowanie imprez żużlowych, zmniejszają się wpływy z biletów, a co za tym idzie nie ma na przyzwoite wypłaty. Żużlowcy muszą płacić wstępne, aby wystartować w zawodach i dokładają do interesu. Wielokrotnie byłem świadkiem nie szanowania nie tylko zawodników, ale i sponsorów. Kluby opierają się w głównej mierze o pracę wolontariuszy, nie mając funduszy na profesjonalne promowanie imprez żużlowych. Dodatkowo po wyczerpującym sezonie europejskim zawodnicy chcą po prostu odpocząć, a nie zajmować się transportem sprzętu z Europy. Koszty tez są niebagatelne. Dodam tylko, że za wyjątkiem mistrzostw kraju żużlowcy jeżdżą obecnie za mniejsze pieniądze niż ja piętnaście lat temu.
Mick, dziękuję za Twój czas i życzę powodzenia dla Poole Speedway Team.
- Również dziękuję.