Jeden Holta wystarczy - rozmowa z Emilem Sajfutdinowem, żużlowcem bydgoskiej Polonii

Emil Sajfutdinow był największą gwiazdą V kolejki ligowych zmagań. Owszem, Kołodziej i Pedersen zrobili podobne rezultaty, jednak oni jeździli z rywalami wciąż jeszcze będącymi w wakacyjnej formie, albo skazanymi na pożarcie. Sajfutdinow tymczasem walczył za dwóch i swoje chyba wywalczył - kibice Polonii spokojniej spojrzą teraz na tabelę. Czy to przełom w wyjazdowej dyspozycji Rosjanina?

Jakub Horbaczewski: Emilu, konsekwentny z ciebie człowiek. Jak już przegrywasz starty, to wszystkie. Za to później na dystansie... diabeł wcielony. Gdybym w Ekstralidze Żużlowej odpowiadał za marketing, wręcz zabroniłbym ci je wygrywać, ale w twoim teamie poszukiwania idą raczej w drugą stronę. Jak to jest?

Emil Sajfutdinow: No właśnie, sam nad tym myślę. Nie mogłem się tu spasować na starty, żeby mieć lepsze. Może ten ostatni wyścig był już taki, że nie przegrałem za bardzo pod taśmą, ale wcześniej ciężko mi było. Może pierwszy moment, wydawało się, że był trochę przyczepny, a ja miałem w trasie szybki motor i nie chciałem niczego zmieniać, żeby nie stracić "trasy".

Ręce same składają się do oklasków patrząc na to, co wyczyniasz na torze, ale niektórzy kibice przypinają ci łatkę żużlowego "wozipłota". Jesteśmy po meczu we Wrocławiu i także tutaj otrzymałeś od miejscowych swoją porcję gwizdów. Wszystko przez sytuację z IX biegu, kiedy wyprzedzałeś Jeleniewskiego. On prowadził, ty goniłeś i...?

- Tak, on prowadził, ja po prostu podjechałem ostro, ale też nie dotknąłem go. Może przestraszył się, albo koleina była, i pojechał do bandy. To jest jednak żużel, każdy inny do mnie tak samo podjeżdżał, nieraz, i nie było pretensji.

Jesteś świeżo po Grand Prix Szwecji. Wyniki wynikami, ale wszyscy chyba zapamiętaliśmy ten nieszczęsny drugi tor w Goeteborgu. Co tam się tak naprawdę działo?

- No właśnie ten tor był tam twardy, a na górze było dużo mazi na nim. Ślizgaliśmy się. Kiedy puszczasz sprzęgło, a koło nabiera tej mazi, motocykl się ślizga.

Nie było żadnych szans?

- Trudno, na takiej mazi to jest naprawdę trudno. Trzeba też mieć silnik odpowiednio przygotowany, żeby dobrze wyjechać ze startu. Niektórzy mieli wyraźnie lepsze od innych, ale na to drugie pole wszyscy narzekali.

Bydgoscy kibice z kolei nie raz narzekali na Emila. Że zawodzi na wyjazdach, że po Grand Prix nie istnieje, a tymczasem we Wrocławiu dobitnie zadałeś kłam tej teorii. Co się zmieniło? Nie byłeś zmęczony po Goeteborgu?

- Na pewno byłem zmęczony. Zawsze tak jest. Nawet jeśli się nie śpieszysz, to sama ta podróż w busie nocą, to nie jest najlepsze. Na pewno ciężko jest następnego dnia wyjść i pokazać znowu to samo co w Grand Prix. Akurat tutaj we Wrocławiu dobrze się wszystko układało i zdobyłem punkty. Tak naprawdę, to ciężko mi było nie tyle po Grand Prix, co na wyjazdach. Może też kwestia, że jakoś nie mogłem trafić z dopasowaniem dobrego silnika. Na szczęście na tym torze spasowało mi się wszystko tak, jak trzeba.

Skoro sam wywołałeś temat - ten nowy wrocławski owal... Wyglądało jakbyś się na nim wychował. Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu, kiedy jako młodziutki chłopak przyjeżdżałeś na stary "Olimpijski", fani kupowali dodatkową paczkę słonecznika, bo było wiadomo, że będą przerwy w meczu. Na szczęście krzywdy sobie nigdy nie zrobiłeś. Teraz, podoba ci się tutaj?

- Ja myślę, że to jest tor dla każdego równy, a przede wszystkim jest do walki. Nie tak, jak kiedyś tutaj było, że tylko startujesz i prowadzisz. Już dzisiaj widać było, że wyprzedzali i to w różny sposób. Jest i "krawężnik" i można nieco szerzej. Mi się spodobał ten tor.

A ten wynik we Wrocławiu? Chyba dla was niezły, choć to - bądź co bądź - porażka. Będzie bonus w Bydgoszczy?

- Tak naprawdę to te sześć punktów to nie jest tak dużo. Myślę, że możemy u siebie na torze to odrobić. Zobaczymy, na pewno będziemy starać się ile umiemy, ale Wrocław też jest teraz silnym zespołem.

Tych punktów mogłeś mieć jeszcze więcej, mogłeś nawet zbliżyć się do swojego rekordu w wyjazdowym meczu Ekstraligi. Najpierw jednak "eskortowałeś" Woźniaka, a później w jednym z wyścigów w ferworze walki popełniłeś błąd, co wykorzystał Crump.

- Tak, ja tam wpadłem w koleinę i noga spadła mi z haka. Niewiele zabrakło, a bym się przewrócił. Może gdybym nie ryzykował, przyjechałbym drugi, ale cóż…tak właśnie bywa w żużlu. Walczysz, idzie dobrze, a potem wpadniesz w koleinę i wszystko się popieprzy.

To twój drugi sezon w Grand Prix. W tym pierwszym byłeś zaskoczeniem, teraz masz już status żużlowej gwiazdy. Mówią, że zawsze łatwiej atakować, niż bronić. Czujesz, że jest ci trudniej?

- Tak naprawdę to jest mi ciężko, ponieważ teraz każda ósemka jest wyrównana. Nieco inaczej, niż było to rok temu. Ktoś traci w jednych zawodach, ktoś nadrabia w kolejnych. Także dla mnie ten sezon w Grand Prix jest i będzie bardzo ciężki. Muszę skoncentrować się na każdych pojedynczych zawodach i podchodzić do nich tak jak dziś – normalnie i spokojnie.

W medal wierzysz?

- Ja zawsze wierzę w siebie. I będę starał się zdobywać te punkty, żeby później było...pierwsze miejsce (śmiech).

W drużynę wkomponował się Grzegorz Walasek. To dobry kompan?

- Tak, wkomponował się, ale oprócz tego, że to dobry zawodnik, tak naprawdę to jest też dobry kolega. Zawodnik, którego interesuje atmosfera w drużynie. Oprócz współpracy na torze, wszyscy kolegują się ze sobą. Jest też trochę tego luzu. To też jego zasługa.

Pomału tworzy się w Bydgoszczy mała rosyjska frakcja. Twój brat co prawda miejsca w składzie nie znalazł, ale jest inny Denis - Gizatullin. Nie idzie mu jednak najlepiej, zwłaszcza w tych wyjazdowych spotkaniach. Jak myślisz, dlaczego? Będzie z niego jeszcze ekstraligowy zawodnik?

- Ja myślę, że dla niego to jest ciężki okres - pierwszy rok w Ekstralidze. W I lidze jednak jest łatwiej, niektórzy przeciwnicy są słabsi. Sam pamiętam jak było, kiedy jeździliśmy w I lidze. Miałem jeden mocny bieg, a zaraz potem słabszy. Tutaj w Ekstralidze on ma teraz same mocne. I trzeba bardzo pilnować startów, a potem umieć bronić swojej pozycji. Zrobisz jeden błąd i od razu cię wyprzedzą. To nie jest takie łatwe.

Szalona trochę ta nasza Ekstraliga w tym roku. Mistrz zbiera baty, a taka Unia Leszno przejechała się jak walec po Betardzie, który z kolei dość pewnie pokonał was. Jak ty sam widzisz wasze miejsce w tegorocznej elicie?

- No właśnie, tak jest. Tak naprawdę to myślę, że nie jesteśmy taką słabą drużyną. Ale też nie jesteśmy najmocniejszą. Na pewno będziemy wszystko robić, żeby przede wszystkim wygrywać mecze u siebie, te najważniejsze. A potem walczyć o wyższe cele.

A czego zabrakło we Wrocławiu?

- Ten nowy tor... Nie wszyscy wiedzieli jak wybrnąć z tego, czy dopasować na start, czy na trasę. Ciężko było. Chociaż początek był dobry. Może dlatego, że wybraliśmy opcję "na start", a tor wtedy jeszcze był równiutki. Wygraliśmy po 5:1 te dwa biegi, a później pewnie gospodarze coś pozmieniali w ustawieniach i już wyraźnie było lepiej dla nich.

Zdecydowałeś, i chyba rozsądnie, że nie będziesz już startował w zawodach juniorskich o Mistrzostwo Świata. Ciebie już nie ma, jest za to nowa formuła. Podoba ci się ta zmiana? Twoi następcy mają lepiej?

- Teraz mają trzy etapy, tak? Więc ja myślę, że to jest lepsze dla tych najlepszych juniorów. Tych, którzy w perspektywie będą startować w Grand Prix. Oni już mniej więcej będą wiedzieć, co to znaczy walczyć w cyklu. Każdy będzie też pilnował swoich punktów, żeby nie potracić ich już na początku.

A kto obecnie z tych młodych jest według ciebie faworytem?

- Jest dość duże grono. Nie wiem, Pavlič skończył już...?

Nie, z tego co mówi, to będzie jeździł.

- To myślę, że Jurica ma szansę. I Darcy Ward, jeżeli on też się zdecyduje.

Jest taka drużyna, która wyrasta na główną siłę na I-ligowym froncie. Mam na myśli Lokomotiv Daugavpils. Śmiem twierdzić, że jako Rosjanin możesz wiedzieć ciut więcej o kulisach łotewskiego speedway’a. Jak myślisz, gdzie leży źródło tych ich sukcesów?

- Oni przede wszystkim na swoim torze są bardzo szybcy. Znają ścieżki. Tam naprawdę trzeba wiedzieć jak jechać. Łaguty, i też inni zawodnicy, wiedzą, które ścieżki są szybkie. I mają ambicje, żeby wygrywać, ale czy to się im będzie dalej udawało? Zobaczymy co będzie.

Ten obiekt Lokomotivu już teraz jest uważany za twierdzę nie do zdobycia. Jeździłeś tam kilka razy w swojej karierze. Rzeczywiście jest taki specyficzny?

- Tak, jest specyficzny. Jest długi, a poza tym leży tam taki piasek. Trzeba umieć tam jeździć.

Do Drużynowego Pucharu Świata zostało jeszcze nieco czasu, ale pomału i ta karuzela zacznie się kręcić. Czy mógłbyś potwierdzić, że będziesz startował w barwach Rosji w tych rozgrywkach?

- Tak, będę startował w Rosji. Ja myślę, że to będzie lepsze dla rozwoju całego rosyjskiego żużla. Myślę, że Polaków jest już i tak dużo. Poza tym, tak naprawdę to nie chcą, żebym ja tu jeździł.

Jeden Holta wystarczy?

- Myślę, że tak. Wystarczy.

Komentarze (0)