Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Afera u bukmachera

WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski
WP SportoweFakty / Wojciech Tarchalski

Są rzeczy na tym świecie, które się nawet fizjologom nie śniły - jak o polskim żużlu mawia Ferdek Kiepski z telewizyjnego serialu "Na Wspólnej", albo "M jak Miłość", bo jakoś tytułu nie pamiętam.

W tym artykule dowiesz się o:

W każdym razie, żona już od dłuższego czasu podejrzewa, że to ja jestem pierwowzorem Ferdka i śpiewa mi jak "Big Cyc" (a rzeczywiście moja stara ma te, hm, duże niebieskie oczy):

W kiepskim żużlu kiepskie sprawy

Marne twoje felietony i zabawy

Są codzienne awantury

U cię nie ma dnia bez ostrej "rury".

Taaaa, nawet fizjologom nie mogły się przyśnić wyniki polskich lig żużlowych. Co niedziela karuzela, falowanie i spadanie, jaja jak berety. Bydzia, ta od Tyfusów, przegrywa (fakt, że pechowo i minimalnie) w spadkowej Czewie, by potem u siebie roznieść faworyzowanego Apatorka-Mulatorka, tego od „Krzyżaków, Wrocek dostaje na swoim nowym "Jaju Cieślaka" przesławne lanie od leszczyńskich "Byków", by następnego dzionka objechać "Magię Karolaka" w Zielonce! A jeśli dzisiaj wieczorową porą "Motomyszy" rozprawią się z tramwajarzami z Gorzowowa to już normalnie dostanę zajadów ze śmiechu i ze zdziwka. To tylko niektóre wypadki-przypadki, bo jestem leniwy i nie chce mi się dalej szukać. Bardziej ode mnie zorientowani wiedzą, że na pierwszym i drugim froncie też nie jest z tym lepiej. Buki (bukmacherzy) zacierają swoje chciwe łapska, gdyż naród nie może trafić z kuponami. Jest ciekawie, lecz jakoś tak mało profesjonalnie. Myślę tu o ścigantach w lewo, co to czasem potrafią na torze tak dać ciała, że aż zęby bolą. Ich forma to nieustanna huśtawka. Taki Hans Nielsen pewnie się przewraca w fotelu przed telewizorem, jak to widzi.

Water speedway

Halo, halo, ze stadionu w Tarnowie w trwającej od godz. 16 bezpośredniej relacji z zawodów w water speedwayu ponownie witają państwa komentatorzy TVP Sport Rafał Darżynkiewicz, czyli ja oraz Krzysztof "Cegła" Cegielski, który jest z Gorzowa. No cóż, nikt nie jest doskonały.

Witam państwa ja, czyli Krzysztof Cegielski, a z redaktorem "Darżynem" to my sobie po męsku pogadamy już po transmisji, poza ekranem. Niedojże, że on jest z Zielonki, tj. z nieszczęsnego Myszogrodu, to jeszcze teraz mieszka w Warszawce, ja zaś w Krakowie. A wiecie, jakie to klimaty Legia-Wisła. No, ale przejdźmy do water speedwayowego meczu Unia Tarnów - Stal Gorzów, drogi Rafale.

Przyznasz Krzysiu, że mimo deszczu nasza transmisja tym razem przebiega sprawnie i w iście ekspresowym tempie. Jesteśmy na antenie dopiero szóstą godzinę, a dzięki determinacji sędziego zdołano już odjechać dwa wyścigi. Wynik spotkania to na razie 6:4 dla gospodarzy, bo w sumie mieliśmy cztery wykluczenia zawodników za topienie się w błocie na torze. Na szczęście, grabkowi zdołali z murawy rzucić nieszczęśnikom koła ratunkowe. A Vaculik za swój piruet na motorze dostał od jurorów "Tańca na wodzie" nawet trzy dziewiątki za styl. A co teraz dzieje się na torze, Krzysiu?

Mieliśmy krótką przerwę, gdyż na torze znaleziono niewypał. Nazywa się Pawlicki. Ale już wszystko jest ok. Właśnie trwa fascynujący wyścig dwóch traktorów. Wychylam się z naszej kabinki i widzę, że na starcie Gollob jest znacznie szybszy od Ułamka. Tomasz już do sucha wyciera ścierką swoje pole startowe, podczas gdy "Seba" dopiero usuwa mopem spore bajorko wody na swoim polu. A na łuku widzę kraksę. Tak, to Nicki Pedersen w swoim stylu podciął miotłą Krzyśka Kasprzaka! Duńczyk gestykuluje, że się poślizgnął, że to niechcący, ale przecież nikt mu nie wierzy. Sędzia nie widział tego zdarzenia, gdyż właśnie w parku maszyn kłócił się z coachem gości Czesławem "Mówcie mi Mourinho" Czernickim: jechać, czy nie jechać. Tak więc zapraszamy teraz państwa na krótką przerwę reklamową i wracamy do naszej bezpośredniej transmisji z Tarnowa o godz. 4.30 rano.

Kaniec filma.

Dobra, żarty żartami, ale panom arbitrom (nazwiska znane redakcji, panowie Lis i Najwer!) meczu Tarnów - Zielonka (zwłaszcza tego spotkania!) oraz Tarnów - Gorzów radzę, by się rozpędzili i walnęli głową w ścianę. Może wtedy zrozumieją, że nie ma sensu tyle godzin trzymać kibiców na deszczu, że nie ma co na siłę ciągnąć takich beznadziejnych "widowisk", czyli jazdy zawodników gęsiego po błocie. Taką antypropagandę żużla pokazuje telewizja na całą Polskę i potem frekwencja na stadionach spada na łeb i szyję. "Darżyn" i "Cegła" oraz ich koledzy to świetni komentatorzy, ale ile można opowiadać o usuwaniu wody z toru? Jak się nie da ścigać, to odwołujemy i już!

Miłość to nie pluszowy miś

Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty.

To też nie diabeł rogaty.

Ani miłość kiedy jedno płacze

a drugie po nim skacze.

Miłość to żaden film w żadnym kinie

ani róże ani całusy małe, duże.

Ale miłość - kiedy jedno spada w dół,

drugie ciągnie je ku górze.

Tę mądrą piosnkę grupy "Happysad" kieruję do żużlowych kiboli. Tych, którzy teraz gwiżdżą na swój Falubaz, bo akurat przegrywa, na Woffindena, Kasprzaka, Słabonia, Jeleniewskiego, Pawlickiego, bo mają dołek formy. Tych, którzy jeszcze kilkanaście dni temu gwizdali na Betard-Spartę, w tym na Crumpa, zanim ten zespół nie wygrał z Zielonką i z Bydzią.

"Motomyszy" do niedawna były drużyną bezdomną, na tułaczce po innych torach. To zakłóciło jej solidne, spokojne przygotowania sprzętowe. Pierwsze porażki wprowadziły nerwowość, zagubienie, niepewność własnych sił. Do tego stopnia, że zielonogórzanie byli zdezorientowani nawet na własnym przebudowanym torze, co spowodowało niespodziewaną przegraną na Wrocławskiej z Wrocławiem. A Betard też przecież na swoim świeżym "Jaju Cieślaka" męczy się okrutnie. Ostatnio z waleczną Bydzią. Tak już bywa, że w podobnych sytuacjach przyjezdnym ekipom jest łatwiej, bo nie kombinują z ustawieniami silników jak konie pod górę, zasuwają bez obciążeń, gdyż nastawiły się na każde warunki torowe. Przypominam, że w sezonie 2008 Falubazy przegrały pięć meczów pod rząd, kibice już szykowali taczkę dla swego prezia, ksywa "Różowy koszul", a skończyło się brązowym medalem. Dlatego teraz zielonogórscy fani muszą mocnym dopingiem pociągnąć własną drużynę ku górze. Bo chyba na tym polega "Magia Falubazu", a nie na błazeństwach artysty serialowego Karolaka, czy szpanowaniu politycznym redaktorem Lisem? Dziś jest szansa. Staleczka z sąsiedniego Gorzowa faworytem jest, ale i ona swoją jazdą na razie nie rzuca na kolana. Jako całość, bo Tomek G. i Nicki P. są nie do wyjęcia. Zwłaszcza w XV biegu. Uło, uło superduo. No i zdaje się, że Przemo Pawlicki jakby znów powolutku zaczynał kumać o co w tym cholernym żużlu biega. A talent jest.

Tak, czy siak, przyjaciół poznaje się w biedzie. Woffindenowi po stracie ojca jest ciężko. Też trzeba się nad nim pochylić. Legendarny "Drabol" jest już leciwy, lecz Krzyśkowi "Słabemu" należy dać się w lidze rozjeździć, nie zaś trzymać go na ławie rezerwowych, a potem puszczać w Gorzowie i liczyć, że walnie tam komplet. Nawet nauka radziecka nie zna takich przypadków.

Kasprzak to facet na czub GP. Nie wiem, czemu zawodzi. Też potrzebuje cierpliwości? Gdy słyszę, że Tarnów nie ma lidera i dlatego tak strasznie dostał w tyłek w Toronto, to się gotuję. Ułamek, Kasprzak, czy Bjarne Pedersen to nie są potencjalni liderzy?

Do momentu, kiedy na wrocławskim "Jaju Cieślaka" pojawił się niesamowity Emil "Nu Wania, dawaj, dawaj" Sajfutdinow, który na lidze powyprzedzał tam Betardów niczym tyczki slalomowe, wydawało się, że na tym obiekcie da się mijać tylko "Jelenia". Czyli Daniela Jeleniewskiego. Chłopak pogubił się w tym całym żużlu i jest teraz w czarnej dziurze (ulubione określenie "PePe"). Przez wielu miejscowych fanów jest odsądzany od czci i wiary. A Daniel ma ogromny potencjał. Ma też obok siebie najlepszego coacha na świecie, czyli Marka Cieślaka, więc z tej czarnej dziury wylezie prędzej czy później. Byle nie dopiero na sam koniec sezonu jak Tomek Jędrzejak w ubiegłym roku!

Ku pokrzepieniu serc przypomnę jak w poprzednim sezonie na Smoczyku i w internecie psioczono na Damiana Balińskiego. A teraz "Balon" znów fruwa po torze. We Wrocku wyprzedzał, a jednocześnie lewą ręką pokazywał swemu parowemu z Unii Leszno gdzie ma on jechać. Każdy ma więc swoją szansę na powrót do formy. Tylko każdemu takiemu zdołowanemu pacjentowi, czyli ścigantowi trzeba pomóc, bo... miłość jest wtedy, kiedy jedno spada w dół, a drugie ciągnie je ku górze.

I dlatego chcę tu na swój sposób przeprosić Jasona Crumpa, którego ostatnio nazwałem "Sir Kratką", bo w lidze i w GP zasuwał w kratkę. Prawie jak mistrz świata, z tym że prawie czasem robi różnicę. Zasadniczą. Jednak ostatnio przyjrzałem się Rudemu w parku maszyn. Facio po ubiegłorocznej kontuzji i operacji cierpi. Między biegami okładają mu obolałą rękę lodem. Pewnie z tego powodu nie mógł się należycie przygotować do sezonu. Ale stara się i jedzie.

Sir Jason, You are the great champ with big balls! Tak, dziś mam dzień dobroci dla Rudych.

Mam wam jeszcze tyle do napisania, bo tyle się działo, lecz nie chcę was już dziś męczyć, zwłaszcza, że zaraz idziemy oglądać na tiwi Kubikę, co to się ściga po ulicach Monaco. Jak z niego cwaniak, to niech spróbuje się tak przejechać po ulicach Wrocławia!

Dziś zamiast ligi generalnie deszczowa piosenka (plus absencja jaśnie pana Pavlica, bez którego w Bydzi meczyku nie może być - jaki ten nasz ligowy regulamin jest do d...), lecz jeśli dojdzie do tej wieczornej "randki" Zielonej z Gorzowem to wcale nie będzie tak, iż: "fajnego nap....lanka życzy tamtejszym kibolom wesoła fanka". Wręcz przeciwnie, liczę na to, naiwny, że Smoleńsk też trafił do waszych rycerskich (zakutych, znaczy się) łbów. I że dzisiaj będzie przyjaźniej na trybunach.

A więc przekażcie sobie znak pokoju i odejdźcie od komputra. Ofiara spełniona - jakby zapodał były żużlowy spiker Sierakowski. Amen.

Bartłomiej Czekański

PS I Po czym poznać, że Czekański (w końcu blondyn jak nic) używał komputera?

- Po śladach korektora na monitorze.

PS II Podpowiedzcie: jakim tramwajem z Zielonej Góry dojadę do gorzowskiego ratusza?

Komentarze (0)