Tomasz Gollob nawet nieźle zaczął sobotnie zawody. Zważywszy na to, że startował z pola D i miał za przeciwników Pedersena, Lindgrena i Sajfutdinova, nawet jedno "oczko" na inaugurację dawało nadzieje. Niepokój w serca polskich kibiców wkradł się dopiero po drugiej serii startów, kiedy to Gollob znów przyjechał do mety dopiero trzeci. - Po pierwszych dwóch wyścigach nic nie wskazywało na szczęśliwy finał w moim wykonaniu. Na szczęście udało nam się wraz z zespołem pozmieniać ustawienia motocykla, tak że w kolejnych wyścigach było już znacznie lepiej. Mimo wszystko, strasznie się musiałem napracować na ten wynik. O każdy punkt trzeba było stoczyć walkę - tłumaczył po zawodach polski żużlowiec.
I wiedział co mówi. Praktycznie każdy punkt był wyszarpany po zaciętej walce. Szczególnej urody był wyścig 14, w którym to Gollob najpierw przy krawężniku minął Grega Hancocka, a następnie na samej kresce wyprzedził po zewnętrznej Andreasa Jonssona. Niektórym akcja Polaka przypomniała słynny wyczyn ze Stadionu Olimpijskiego we Wrocławiu, kiedy to Gollob w finale wyprzedził na mecie rodaka Jonssana - Jimmy Nilsena. - Zawsze walczę do końca. Żadna pozycja nie jest dla mnie stracona. Pokazałem to podczas sobotniej Grand Prix w Pradze, z czego się bardzo cieszę - mówił Gollob.
Sporo kontrowersji wzbudził pierwszy półfinał, w którym to już na pierwszym okrążeniu w wejściu w pierwszy łuk upadł Andreas Jonsson. Szwed miał pretensje do sędziego Wojciecha Grodzkiego o wykluczenie. A jak tę sytuację widział atakujący, Tomasz Gollob? - Wjechałem czysto. Kiedy już atakuję, robię to fair. Nie było między nami żadnego kontaktu. Andreas nie może mieć do mnie żadnych pretensji - ocenił polski żużlowiec.
W finale Polscy kibice liczyli nawet na dublet biało - czerwonych. Skończyło się na pierwszym i trzecim miejscu żużlowców znad Wisły, co oczywiście wprawiło niemalże w ekstazę polskich fanów, którzy wybrali się do Pragi. Tomasz Gollob po biegu przyznał, że nie kalkulował. Interesowało go tylko zwycięstwo. - Nieważne, które pole wybrał w finale Jarek Hampel. Byłem nastawiony na to, żeby wygrać w finale. Jeżeli Jarek wybrał drugie pole, ja wybrałbym czwarte. Byłem przygotowany na każde rozwiązanie i walkę do samego końca - powiedział zwycięzca Wielkiej Nagrody Czech.
Polscy kibice, którzy każdego roku stanowią najliczniejszą grupę fanów na praskiej Markecie po wielu latach przerwy ponownie mogli odśpiewać Mazurka Dąbrowskiego. - Jedenaście lat minęło od mojego ostatniego triumfu w Pradze. Bardzo się cieszę, że odrodziłem się i wygrałem ponownie na Markecie. Przez ostatnie trzy lata nie mogłem nic zwojować na tym torze. Wreszcie udało mi się go odczarować. Najważniejsze, że oprócz zwycięstwa czuję, że jestem coraz szybszy. To bardzo optymistyczne przed kolejnymi zawodami. Stawka jest bardzo wyrównana i wszystko się jeszcze może zdarzyć w tym sezonie - kończy trzeci żużlowiec klasyfikacji przejściowej tegorocznego cyklu Grand Prix.
Z Pragi
Maciej Kmiecik