Rafał Szombierski wślizgnął się do składu Lwów w ostatnim momencie. Uznanie w oczach trenera Jana Krzystyniaka zyskał po treningach przed spotkaniem z Betardem Wrocław. Szkoleniowiec Włókniarza zaryzykował i postawił na popularnego "Szuminę". Ten nie zmarnował tej szansy. W pierwszym swoim starcie kapitalnie wyruszył spod taśmy, założył się na rywali i pomknął do mety po trzy punkty. Sam zainteresowany po meczu miał jeszcze gorącą głowę i nie był w stanie opisać tego, co czuł prowadząc w debiutanckim po kilku latach ligowym biegu. - Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem, bo kurczę nadal to do mnie nie dotarło, że zdobyłem dziewięć punktów. Myślałem, że pojadę tak jak koledzy moi w poprzednich meczach, którzy no wiadomo, jechali jak jechali. Sam jestem zdziwiony - oznajmił rozchwytywany przez kibiców "Szumina".
Mało kto spodziewał się, że Rafał Szombierski już po pierwszym meczu po tak długim rozbracie z żużlem będzie miał na swoim rozkładzie takich zawodników jak Leon Madsen czy Maciej Janowski. Dodatkowo zawodnik Włókniarza bliski był pokonania samego Jasona Crumpa. Szombierski pokornie wypowiada się jednak o swoich wyczynach. - Spokojnie. Na razie mało jazdy miałem. Jak na razie tylko treningi i jeden turniej Łukasza Romanka w Rybniku, w którym też nie błysnąłem formą, bo nie dogadałem się jeszcze wtedy ze sprzętem. Teraz wszystko idzie ku dobremu - powiedział żużlowiec biało-zielonej ekipy.
Zwykło się mówić, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ. Nie ulega wątpliwości, że częstochowianie oszaleli na punkcie Rafała Szombierskiego tego dnia. Sam prezes Włókniarza, Marian Maślanka, przestrzegł przed wystawianiem na piedestał "Szuminy", którego określił mianem "bohatera dnia". Sam Rafał jest jednak przygotowany na ewentualne reakcje kibiców w przypadku jego niepowodzeń. - Ja jestem psychicznie przygotowany na to, w końcu jeździłem 10 albo 12 lat. Człowiek potrafi się do tego przyzwyczaić - ze spokojem stwierdził rodowity rybniczanin. Jednocześnie Szombierski odniósł się do głosów, które podnosiły się w czasie przerwy zimowej, kiedy to parafował on umowę z Włókniarzem. Nie ma co ukrywać, że klub spod Jasnej Góry przez wielu został wyśmiany. - No dokładnie, dokładnie, zdaję sobie z tego sprawę. Większość ludzi się śmiało i to mnie bardziej motywowało do pracy, że tak powiem - skomentował z uśmiechem na ustach nasz rozmówca.
Należy wyjaśnić również pewną kwestię. Do ostatnich dwóch swoich biegów Lewis Bridger wyjechał na motocyklu złudnie przypominającym maszynę właśnie Rafała Szombierskiego. Co ciekawe, zauważył to nawet spiker zawodów, który poinformował o tym wszystkich kibiców. Szombierski wyjaśnił jednak, że Lewis nie jechał na jego sprzęcie. - Nie pożyczałem mu motocykla. Jego drugi motocykl ma po prostu takie same obicia. W taki sposób właśnie rodzą się plotki (śmiech - dop.red.). Ale Lewis Bridger ma ten sam sprzęt co ja. Moje maszyny pochodzą natomiast od majstra Krawczyka i Marcela Gerharda. "Idą" obydwa (śmiech - dop.red.). Pierwszy wyścig wygrałem na motocyklu od Krawczyka, a później jeździłem już na maszynie od Gerharda - wyjaśnił zawodnik Włókniarza Częstochowa.
Co także warto podkreślić, w częstochowskim klubie jeszcze do niedawna losy Rafała Szombierskiego były niepewne. Zawodnik miał określić się, czy pragnie być wypożyczonym, czy też nie. "Szumina" zdecydował, że zostanie w Częstochowie i powalczy o Ekstraligę. Jak sam mówi, w ogóle nie było tematu jego powrotu do Rybnika. - W ogóle nie rozmawiałem z Rybnikiem. Źle bym się tam czuł. Jakoś tak wieszali na mnie psy w Rybniku. Przyznam, żeby nie było niedomówień, tu nie chodzi o kibiców tylko o działaczy - stwierdził.
Na zakończenie poprosiliśmy Rafała o ocenienie szans Włókniarza w dalszej fazie rozgrywek. Szombierski za cel nadrzędny stawia zapewnienie ekstraligowego bytu zespołowi spod Jasnej Góry. - Chciałbym żebyśmy się utrzymali w ekstralidze. Szkoda by było dla tych kibiców spaść do pierwszej ligi i potem walczyć o awans. Przede wszystkim nastawiamy się na walkę na własnym torze, ale na wyjazdach też trzeba ten lwi pazur pokazać - oświadczył Szombierski, którego nazwisko tego dnia długo było na ustach niemalże wszystkich. Szczególnie rozbrzmiewało ono wtedy, gdy Rafał stworzył istne show. W trakcie biegu zachęcał kibiców do dopingu, sam nie ukrywając swojej radości (za co został notabene upomniany przez sędziego za powodowanie niebezpiecznych sytuacji na torze). Bez wątpienia był to jednak dzień Rafała Szombierskiego, który poderwał za sobą tłumy.