Fakt ten zasługuje na szczególną uwagę ze względu na to, że ostatni mecz ligowy zawodnik ten odjechał dziesięć miesięcy temu. - Stary, powiem ci, że to jest tragedia, nie wiem, co robić (śmiech). Oczywiście żartuję. Było naprawdę dobrze. Powiem szczerze, że przed zawodami nie myślałem, że może być tak dobrze. Gdyby nie awaria światła, to tych punktów mogłoby być trochę więcej. Była taka sytuacja, gdzie podjeżdżam pod taśmę, a tam pali się zielone światło. Nie wiedziałem co się dzieje, obracam się w prawo, patrzę "co jest grane", a sędzia puszcza taśmę. Tak nigdzie nie jest, że zawodnik nie wie o co chodzi, a w tym momencie rozpoczyna się bieg. W sumie w dwóch biegach straciłem na starcie. Raz mnie podniosło, ale była to już moja wina. Za drugim razem natomiast sędzia "dał plamę" z tym startem. Bieg powinien być powtórzony. Z tego, co słyszałem, to jeszcze któryś z zawodników Orła dotknął taśmę w międzyczasie. Troszkę się namęczyłem, jechanie sześciu biegów po takiej przerwie to nie jest łatwe. W sobotę miałem pierwszy trening w sezonie, w niedzielę pierwszy mecz. Nie jest źle - komentuje swój występ Alan Marcinkowski.
Wydaje się, że wyraźna poprawa w jeździe gości po pierwszej przerwie na równanie toru to pokłosie zmian w przełożeniach, których dokonali w swych motocyklach. - Tak. Trzeba pamiętać o tym, że zawodnicy z Łodzi są dużo bardziej doświadczeni od nas. Średnia wiekowa w ich drużynie będzie bliska 40 lat, a u nas 20 (śmiech). Myślę, że to doświadczenie dużo dało. Ja dopiero teraz zacząłem sezon, toteż nie jestem jeszcze odpowiednio "wjeżdżony". Chłopaki może gdzieś się pogubili, może ten deszcz na to wpłynął. To jest sport, trzeba jechać dalej - dodaje zielonogórzanin.
Czy gdyby w składzie Kolejarza nie zabrakło Sebastiana Aldena i Marcina Nowaczyka, to rawiczanie wygraliby te zawody? - Myślę, że wtedy Łódź wyjechałaby zatopiona - lakonicznie stwierdza Marcinkowski.
Czy zdaniem tego zawodnika RKS stać na awans do fazy play-off i "namieszanie" w niej? - Ja innej opcji nie widzę. To był mój pierwszy mecz, wiem, że będę jechał jeszcze lepiej. Potrzebuję tego objeżdżenia i chłopacy też. W następnym meczu jedzie już Marcin Nowaczyk, który przywozi punkty. Jedziemy na mecz do Krakowa. "Zlaliśmy" ten zespół strasznie u siebie, tam oni będą lepiej dopasowani. Ale musimy tworzyć zgrany zespół i damy radę tam wygrać - kończy były zawodnik klubów z Zielonej Góry, Torunia i Poznania.