Jan Gacek: Łatwo było panu wytypować kadrę na Drużynowy Puchar Świata?
Marek Cieślak: Bardzo łatwo.
Jakimi kryteriami się pan kierował?
- Istotne znaczenie ma aktualna forma i to jak kto jeździ za granicą. Finał nie odbędzie się przecież w Polsce.
Nie miał pan poczucia, że niektóre nominacje będą budziły kontrowersje?
- Zawsze, kiedy powoływana jest kadra muszę odpowiadać na podobne pytania. Wolałbym, żeby trafność powołań była oceniana z perspektywy rezultatów jakie osiągnie kadra. Jeśli się nie powiedzie będę musiał się szeroko tłumaczyć, ale to dopiero po zawodach finałowych.
Sporą niespodzianką jest nieobecność w kadrze Damiana Balińskiego, który w tej chwili jest siódmym najskuteczniejszym żużlowcem Ekstraligi. Spośród Polaków wyższe średnie biegowe mają tylko Janusz Kołodziej, Jarosław Hampel i Tomasz Gollob...
- Damian Baliński jest w tej chwili na 63. miejscu na liście najskuteczniejszych zawodników ligi szwedzkiej. Odpowiedzmy sobie na pytanie, gdzie w tym roku zostanie rozegrany turniej finałowy? Gdyby te zawody miały odbyć się w Lesznie to na pewno Damian znalazłby się w dziesiątce. Finał zostanie jednak rozegrany na torze w Vojens, który bardzo przypomina szwedzkie tory. Na takich obiektach Damian Baliński sobie w tym roku nie radzi. Jeszcze dzisiaj szczegółowo analizowałem tę sytuację. Ja decyduję się na zawodników, którzy w tym sezonie osiągają dobre wyniki na krótkich i trudnych torach. Zdaję sobie sprawę, że leszczyńscy kibice obserwując jazdę Damiana na jego domowym torze chcieliby widzieć go w kadrze. W tym przypadku jednak muszę kierować się czymś innym.
Rozumiem zatem, że o powołaniu Wiesława Jagusia i Krzysztofa Kasprzaka zadecydowały przyzwoite występy w lidze szwedzkiej...
- Oczywiście. Pamiętam jak dwa lata temu krytykowano mnie za powołanie na finał DPŚ Wiesława Jagusia. Torunianin nie spisywał się wtedy najlepiej. Nawet Tomek Gollob ze mną dyskutował na ten temat i pytał: "dlaczego Jaguś"? Doszliśmy jednak wspólnie do wniosku, że w Vojens trzeba umiejętnie jeździć przy krawężniku. Tomasz sam przyznał, że Jaguś potrafi to doskonale robić... Potem w zawodach finałowych torunian zdobył 12 punktów. Właśnie dlatego nie mogę kierować się opiniami kibiców i innych osób przy ustalaniu składu reprezentacji. Ja muszę decydować się na takie rozwiązania, które mają największe szanse, żeby sprawdzić się na tym obiekcie na którym odbędzie się finał.
Nie obawia się pan, że przy okazji DPŚ dojdzie do konfliktu o nowe tłumiki?
- Przyznam szczerze, że martwi mnie ta sytuacja. Rzeczywiście może dojść do zgrzytu. Przypomina mi się 1996 rok i finał Drużynowych Mistrzostw Świata w Diedenbergen, kiedy to w ramach protestu przeciwko obowiązkowemu stosowaniu nowego typu opon czołówka światowa zbojkotowała zawody.
Czy przy okazji tegorocznego DPŚ może dojść do podobnego bojkotu jak podczas zawodów w Diedenbergen o których pan wspomniał?
- Myślę, że tak.
Dotychczas odbyło się kilka imprez imprez międzynarodowych, podczas których zawodnicy mimo wcześniejszych deklaracji zastosowali nowe tłumiki...
- Zgadza się, ale trzeba pamiętać jaki charakter miały te zawody. Startowali w nich juniorzy oraz zawodnicy, którzy nie należą do najlepszych. W DPŚ wystąpi światowa czołówka, która ma zdecydowanie więcej do powiedzenia. Generalnie nie obawiam się o nasz wynik. Bardziej martwi mnie ewentualność konfliktu i strajku zawodników. Właśnie przez pamięć tego co wydarzyło się w Diedenbergen zdecydowałem się powołać do składu Maćka Janowskiego i Przemka Pawlickiego. Nie uważam ich za lepszych żużlowców niż kilku polskich seniorów, którzy nie znaleźli się w dziesiątce. Jeśli dojdzie do strajku to pojedzie młodzież. Powołałem ich do kadry też z innego, równie ważnego powodu. Chciałem ich dowartościować, pokazać im, że znalezienie się w kadrze seniorów jest dla nich czymś realnym. Tym zawodnikom nie brakuje zapału do pracy, ale chciałem dać im dodatkową motywację. Zdecydowałem również, że nie będę powoływał zawodników, którzy nie są przyszłością naszej drużyny narodowej. Tak naprawdę w tej dziesiątce, którą powołałem liczy się sześć nazwisk. Do finałów zostało jeszcze sporo czasu.
Czy ma pan już koncepcję składu, który wystąpi w półfinale DPŚ w Gorzowie?
- Mam. Wolałbym jednak nie zdradzać szczegółów w tej chwili. Będę miał zdecydowanie więcej do powiedzenia wieczorem siódmego lipca. Wtedy dojdzie w Gorzowie do zaległego spotkania pomiędzy miejscową Stalą a Unibaxem Toruń. Ten mecz może dać mi kilka odpowiedzi.
W wielkim stylu do ścisłej czołówki polskich żużlowców wrócił Janusz Kołodziej. Co pańskim zdaniem jest źródłem fenomenalnych wyników jakie osiąga on w tym sezonie?
- Myślę, że tutaj spora rolę odegrała zmiana środowiska. Janusz idealnie odnalazł się w Unii i to widać po jego wynikach. Na pewno istotne znaczenie ma to, że może się rozwijać jeżdżąc na wymagającym, przyczepnym torze w Lesznie. Jazda na takich nawierzchniach zdecydowanie bardziej sprzyja rozwijaniu się niż ściganie się na betonie, który nie wymaga od zawodnika dużego wysiłku.