Sędzia nie pracuje dla pieniędzy - druga część rozmowy z Aleksandrem Janasem, żużlowym sędzią kwalifikatorem

W drugiej części rozmowy z portalem SportoweFakty.pl sędzia kwalifikator Aleksander Janas opowiada o sędziowaniu samym w sobie: jego technicznej stronie, presji jaka towarzyszy temu zajęciu, zarobkach arbitrów i o tym, jak zostać żużlowym rozjemcą.

W tym artykule dowiesz się o:

Jakub Sobczak: W przypadku kolizji na pierwszym łuku, sędziowie mają prawo powtórzyć wyścig w pełnej, czteroosobowej obsadzie. W każdym innym miejscu winny musi zostać wskazany, a nie zawsze jest to możliwe.

Aleksander Janas: Jest to przepis, który funkcjonuje w FIM, a w związku z tym podczas każdych zawodów. Polskie przepisy i nasz regulamin dostosowany jest do tego międzynarodowego. Od dawna się do tego dążyło, bo kiedyś było trochę różnic. Robi się wszystko, żeby wytyczne się nie różniły. Gdyby w całym żużlowym świecie zaczęto o tym dyskutować, to u nas również by doszło do takich rozmów. Ewentualne zmiany zaistniałyby, gdyby zostały one poczynione w międzynarodowym regulaminie. Na razie jest jednak tak, że w pierwszym łuku sędzia, o ile nie dopatrzy się winnego, może powtórzyć wyścig w pełnej obsadzie, a w każdym innym miejscu winowajca musi być wyznaczony i wykluczony. Można dywagować, czy dobrym rozwiązaniem byłaby możliwość powtórki w czterech nie tylko na pierwszym wirażu. Można wyobrażać sobie różne trudne w ocenie sytuacje i kontrowersje, do jakich prowadziłyby takie, a nie inne decyzje. W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Od lat mam wpojoną taką zasadę, że przywilej dla wszystkich zawodników funkcjonuje tylko wtedy, kiedy jadą blisko siebie po starcie. Wtedy dana jest im taka możliwość, że powtórka odbywa się w czwórkę, a to dlatego, że do pierwszego łuku żużlowcy nie zdążą się jeszcze rozjechać, wypracować sobie pozycji i tak dalej.

Czy sędziom zdarza się sędziować politycznie, czyli starać się nie podpaść - zwłaszcza pod koniec zawodów - kibicom gospodarzy?

- Sędzia od pierwszego do ostatniego biegu powinien podejmować takie decyzje, jakie uzna za słuszne. Robi to według swoich umiejętności i wiedzy. Trzeba ponadto mieć odwagę do jej podjęcia. Nie ma takiej możliwości, że w ostatnim biegu arbiter puści z lotnego startu parę gospodarzy, ale gości już niekoniecznie. Ani jednych ani drugich puścić nie powinien. Sędzia musi mieć na tyle charakteru, że ma świadomość, iż jego decyzja może wywołać kontrowersje, ale po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji trudno będzie mu cokolwiek zarzucić. Zostałby za to na pewno dobrze oceniony. Zawodnicy często wiedzą jak to jest u poszczególnych arbitrów. Rozmawiają między sobą. "O, u tego to ucieknę, ten puszcza taśmę na raz, dwa, trzy, a tamten długo trzyma"...

Żużlowy arbiter poddawany jest dużej presji?

- Sędzia na wieżyczce musi mieć swoje wyznaczone miejsce i tam nikt nie ma prawa wstępu poza wypisanymi w regulaminie osobami. To między innymi kierownik zawodów, komisarz ligi. Wiadomo, że są to osoby urzędowe i nikt obcy na pewno tam się nie pojawi, by w jakikolwiek wpłynąć na decyzję sędziego. Jeżeli doszłoby do tego, sędzia musi wszelkie nieprawidłowości szczegółowo opisać w swoim sprawozdaniu. Jeśli ktoś wchodzi do pomieszczanie dla arbitra i mu przeszkadza, na klub może zostać nałożona pewna kara. Presja natomiast jest i wynika ona z rangi zawodów, której sędziowie o słabszych nerwach bardziej ulegają. Z sędziami mają prawo kontaktować się kierownicy drużyn, którzy bardzo często starają się coś wymusić. Nie zgadzają się z zarządzeniami sędziów i starają się je podważać. Zdarza się to nawet na Grand Prix, ale tam są krótkie rozmowy. Jeśli jednak na zawodach ligowych sędzia otrzymuje telefon po telefonie i musi kilka czynności wykonać jednocześnie, to pewną nerwowość już to wprowadza. Arbiter musi bowiem pilnować tempa zawodów, określonych czasów, sprawdzić skład biegu oraz czy ewentualne zmiany są zasadne, czy wolno je przeprowadzić. Musi upewnić się, czy zawodnicy wyjeżdżają w odpowiednich kaskach, czy tor jest dobrze przygotowany, czy bramy pozamykane, czy odpowiednie światła są pozapalane i pogaszone. Przez głowę sędziego cały czas przewala się więc natłok myśli, a czasami jeszcze kibice z trybun wykrzykują pod jego adresem, jak coś tam się im nie podoba. Kibic nie zawsze się orientuje w regulaminowych kwestiach, które muszą być rozstrzygnięte w taki, a nie inny sposób. Nieraz spiker nie potrafi odpowiednio tego przekazać publiczności. Jakieś konflikty mogą więc powstawać na trybunach. Niemniej jednak czegoś takiego, żeby ktoś dręczył sędziego z zewnątrz nie ma. Presja może być więc wywierana, ale sędzia musi mieć charakter. Nie może być słaby, bojaźliwy, ani ulegać naciskom dochodzącym skądkolwiek.

Sędzia nie boi się chyba o to, czy przypadkiem coś nie stanie mu się na zawodach?

- Chodzi o to, żeby nie było takich sędziów. Nie wyobrażam sobie, żeby arbiter mógł się obawiać o swoje zdrowie czy życie. Kto ma go zaatakować? Zawodnicy? Działacze? Sędzia kieruje zawodami i zwłaszcza zawodnicy nie mogą sobie pozwalać na nieodpowiednie zachowanie. Żużlowiec funkcjonuje w określonej strukturze i musi zachowywać się przyzwoicie. Wszystkie pozaregulaminowe zachowania sędzia musi zgłosić w swoim sprawozdaniu. Zawody przebiegają zgodnie z regulaminem. Zawodnicy maja jeździć, sędziowie sędziować, kibice kibicować, a osoby urzędowe i funkcyjne pełnić swoje obowiązki. Arbiter nie może się bać. Jak tak ma być, lepiej niech nie jedzie na zawody. Poza tym sędziego w pewien sposób się weryfikuje. Dlatego też ten kwalifikator, od którego zaczęliśmy, też na pewno odnotowałby zachowanie sędziego, który jedzie na zawody i ma jakieś wahania czy obiekcje, bo się obawia. Powinien być pewny siebie i swojej znajomości regulaminu i z takim nastawieniem musi jechać na zawody. Z żadnym innym.

Co zrobić, żeby zostać sędzią żużlowym?

- Kiedyś było tak, że kandydata rekomendował klub. Musiał więc pełnić w nim różne funkcje, aby w pewien sposób zyskać zaufanie i doświadczenie. Teraz natomiast GKSŻ ogłasza nabory na sędziego. Ukazuje się takie ogłoszenie w mediach, na stronie internetowej PZM-otu, że w określonych dniach odbywa się nabór na sędziów i proszeni o zgłoszenie są kandydaci, którzy ukończyli tyle i tyle lat, znają jeżyki obce (rekomendowany jest francuski i angielski), posiadają wiedzę z zakresu regulaminu sportu żużlowego, doświadczenie w pracy na stadionach i tak dalej. Każdy, kto chce i widzi takie ogłoszenie, zgłasza się do PZM-otu, przesyła wymagane dokumenty pocztą czy e-mailem. Później w licznej grupie (zawsze zgłasza się dużo osób) zapraszani są na weryfikację. Wyznaczona przez GKSŻ komisja sprawdza ich przydatność. Piszą testy regulaminowe i tak dalej. Mała grupa, która pozostanie, bo zdaje zawsze kilka osób, kwalifikowana jest do stażu sędziowskiego. Polega on na tym, że stażyści przypisywani są sędziom na każde zawody, czasami jednemu, a czasem kilku, w zależności, jaką wolę w tej materii wyrazi GKSŻ. Jeździ się więc z doświadczonym sędzią, obserwuje jego pracę i pisze sprawozdania. Arbitrzy przekazują młodym adeptom wiedzę, swoje doświadczenie, a potem wystawiają opinię. Sędzia prowadzący takiego stażystę jeśli uzna, że jest się już przygotowanym do sędziowania, informuje o tym kogo trzeba i stażysta przystępuje do egzaminu. Wyznaczany jest przez GKSŻ mecz, w którym taka osoba bierze udział i obok sędziego z uprawnieniami staje i sędziuje całe zawody. Siedząca z boku na stadionie specjalna komisja ocenia to wszystko. I od tego zależy, czy zostaje się sędzią, czy nie.

Podobno trzeba sporo zapłacić żeby zostać arbitrem?

- Nic się nie płaci, z tym jednak, że to kosztuje. Trudno grupę trzydziestu czy czterdziestu kandydatów opłacić. Tyle osób na ogół jest zapraszanych do Warszawy czy do Poznania na test. Muszą zatem przyjechać na własny koszt, zapłacić za nocleg i wyżywienie. Jak kandydatowi wyznaczają kolejne weryfikacje czy zawody i przez rok, podczas którego stażuje musi pojechać do Rzeszowa, czy Gdańska (bo sędziowie jeżdżą po całej Polsce), to też kosztuje. Jakby to wszystko pomnożyć to dziesięć czy piętnaście takich wyjazdów w roku, każdy średnio powiedzmy po dwieście złotych, parę ładnych tysięcy może kosztować. Staż jest bezpłatny. Kandydat na sędziego nie ma płacone za to, że się szkoli.

Sędzia może utrzymać się z tego, że sędziuje?

- Nie byłoby dobrze widziane, gdyby sędzia jeździł za pieniędzmi, które dostanie z żużla. Nie wiem dokładnie jak jest w tej chwili, ale jeszcze parę lat temu większość arbitrów była finansowo niezależna. Sędzia musi poza tym być dyspozycyjny: pojechać zawsze tam, gdzie zostanie mu wyznaczony mecz. Sędziowie zatem nie pracują na wieżyczkach bo muszą zarobić. Są to pieniądze, które nie stanowią tajemnicy, są wyznaczone stawki za różnej rangi zawody. Co rok wypisane jest w regulaminie, jak wysoką gażę otrzymuje się za jaką imprezę. Płaci się od tych dochodów oczywiście podatek. Na przykład finał Indywidualnych Mistrzostw Polski to 1400 zł, mecz Speedway Ekstraligi 1300, pierwszej ligi 1000, a runda Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski 500. Zwracany jest również koszt przejazdu sędziego: przejazd pociągiem lub samochodem osobowym w wysokości 75% stawki za 1 km oraz koszt noclegu do 200 zł według rachunku. Wynagrodzenie sędziego z Ekstraligi jest zatem całkiem przyzwoite. Nie sądzę jednak, by mogło być tak, że sędzia pracuje dla pieniędzy. Są takie głosy, żeby poszło to wszystko w kierunku zawodowstwa, ale na razie nie można powiedzieć, jak to się potoczy.

Jest pan bardzo doświadczonym arbitrem. Jest co wspominać? Fajnie być sędzią?

- Sędziowałem blisko dwadzieścia lat. Wychodzą różne sytuacje, takie, które nie są zapisane w regulaminie. Trzeba rozstrzygać różne spory, zdarza się, że zawody są odwoływane w kontrowersyjnych okolicznościach, zawodnicy się sprzeczają między sobą. Motocykle są nieregulaminowe lub wykluczenia nie podobają się. Każdy, kto w takiej sytuacji jest poszkodowany uważa, że jest niewinny. Ogólnie jednak fajnie jest być sędzią. Zwłaszcza, jak ktoś lubi żużel. Każdy, kto siedzi w tym sporcie powie tak samo: zawodnicy, którzy łamią kości, ale mimo tego wracają i jeżdżą dalej, działacze, czy mechanicy, którzy wykonują bardzo ciężką pracę, a mało się o nich mówi. Fajnie robić to, co się lubi. Sam pan wie, jak to jest. Lubi pan przecież ten sport i chętnie przychodzi na zawody, a potem pisze o tym, dzieli się swoimi przemyśleniami czy informacjami. Zawala się nieraz sprawy domowe, bo lubi się żużel. Jeden przyjdzie popatrzeć, drugi pomóc, a trzeci posędziować...

Źródło artykułu: