Borys Miturski: Nie mam żadnych pretensji do Holty

Włókniarz Częstochowa nie sprawił oczekiwanej przez kibiców tego klubu niespodzianki. Biało-zieloni przegrali w minioną niedzielę z Falubazem Zielona Góra 39:51 i tym samym przypieczętowali brak awansu do najlepszej szóstki Ekstraligi. W barwach gospodarzy pojechał Borys Miturski, którego dorobek punktowy (1 pkt) nie odzwierciedla postawy na torze. Wbrew pozorom częstochowianin sprawił wiele radości nielicznie zgromadzonej miejscowej publiczności.

Junior częstochowskiego Włókniarza do tej pory zasłynął głównie ze znakomitego występu podczas finału IMEJ w roku 2007. Wtedy to był bardzo bliski sprawienia ogromnej sensacji (długo przewodził stawce turnieju), ale ostatecznie zakończył zawody tuż poza podium. Od tego momentu próżno w karierze Borysa Miturskiego znaleźć wielkie sukcesy. Miewał on jedynie przebłyski swojego talentu, ewentualne braki nadrabiał niesamowitą ambicją i determinacją. Generalnie jednak, wielu Miturskiego spisało już na straty. 21-letni zawodnik w czwartym biegu niedzielnych zawodów zaskoczył niemalże wszystkich, łącznie z żużlowcami na torze. Po niezłym starcie Borys wyprzedził Patryka Dudka, następnie minął Rune Holtę i zaczął dobierać się do skóry prowadzącemu Piotrowi Protasiewiczowi. Skromnie zgromadzona publiczność oszalała, gdy Miturski w fenomenalny, odważny sposób wyprzedził kapitana Falubazu i objął prowadzenie.

Niestety cieszył się z niego bardzo krótko, ponieważ niedługo po tym, gdy minął Protasiewicza, to samo uczynił Rune Holta, który napędzony nie pozostawił zbyt dużo miejsca Miturskiemu. Ostatecznie Borys na mecie zameldował się jako trzeci. - Nie mam żadnych pretensji do Holty. Wiadomo, to jest żużel. Rune też chciał ten wyścig wygrać i może nie wiedział, że to ja prowadzę, tylko ktoś z Zielonej Góry i wjechał ostro. W tym momencie ja za szeroko wyjechałem. Bałem się żeby mnie nie uderzył. W związku z tym straciłem tę pozycję - ocenił sytuację Miturski. Co warto dodać, częstochowska publiczność bardzo doceniła postawę Borysa i najcieplej ze wszystkich zawodników podziękowała mu za walkę. W Częstochowie od dawna bowiem jest zapotrzebowanie na krajowego wychowanka, który potrafiłby wygrywać dla Włókniarza ważne gonitwy.

Dla kibiców spod Jasnej Góry takie momenty, jak właśnie dobry bieg w wykonaniu wychowanka, to pozytywne akcenty niedzielnej konfrontacji. Włókniarz przegrał czwarte spotkanie na własnym obiekcie i z dorobkiem sześciu "oczek" w tabeli okupuje przedostatnie miejsce. Biało-zieloni muszą przygotowywać się zatem do dwumeczu o utrzymanie Speedway Ekstraligi. Rywalem "Lwów" będzie bydgoska Polonia. - Niestety trzeba się szykować. Takie są realia. Przegraliśmy tyle meczów. Musimy jechać do przodu i walczyć. Dzisiaj tor był fajny do jazdy, dopasowaliśmy się do niego i naprawdę nie wiem, jaka była przyczyna, że przegraliśmy te zawody. Przyznam, że tor był identyczny jak na treningu - powiedział Borys Miturski.

Wiadomo, że Włókniarz nie jest upatrywany w roli faworyta owego dwumeczu. Szanse częstochowian stopnieją jeszcze bardziej, gdy do składu "Gryfów" powróci Emil Sajfutdinow. Miturski przed decydującymi meczami w sezonie skupia się na sobie, aby dobrze się w tych spotkaniach zaprezentować. - Ja osobiście muszę coś ze sprzętem poszukać, bo jeden motocykl, na którym jechałem w pierwszym i bodajże ósmym biegu to jest porażka. Nie wiem, będę szukał dalej - zakończył.

Komentarze (0)