Gorzów jest fenomenalnie przygotowany - rozmowa z Władysławem Komarnickim, organizatorem półfinału DPŚ

Po zorganizowaniu finału Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, Stal Gorzów mierzy coraz wyżej. Już w sobotę na stadionie im. Edwarda Jancarza rozegrany zostanie półfinał DPŚ, a za rok baraż i ostateczna batalia tych rozgrywek. Na kilka dni przed gorzowską imprezą, Władysław Komarnicki opowiada o kulisach organizacyjnych zawodów.

Sandra Rakiej: Półfinał Drużynowego Pucharu Świata to wydarzenie dużej rangi. Jak pan, jako głównodowodzący tego przedsięwzięcia w Gorzowie Wlkp., czuje się na kilka dni przed zawodami? Przeważa podekscytowanie czy zdenerwowanie?

Władysław Komarnicki: Oszukiwałbym, gdybym rzekł, że jestem szczęśliwy i zadowolony. Na pewno jestem zdenerwowany, bo jako człowiek biznesu wiem, iż diabeł tkwi w szczegółach. Wprawdzie my, jak organizator, mamy już takie przetarcie w postaci zeszłorocznych Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, gdzie dostaliśmy bardzo pozytywne oceny, a sam Roy Otto dziękował mi na podsumowaniu. Gdy jednak dziś patrzę z perspektywy czasu, to boję się jednej rzeczy - czy coś nam czasem nie umknęło, na co można by później narzekać lub żałować. Staramy się jednak pilnować wszystkich szczegółów. Logistyka jest ogromna, stoją przed nami wielkie wymagania. Dodatkowo organizatorzy z BSI, którzy przyjadą tutaj w czwartek, będą chcieli nas sprawdzić, czy aby wszystko to, co przygotowaliśmy, jest na odpowiednim poziomie. Ponadto zawita do nas również sponsor - firma PGE, o której wsparcie niemalże na kolanach zabiegałem przez osiemnaście miesięcy.

Kibice nie zdają sobie sprawy, że ubieganie się o taką imprezę zajmuje wiele czasu, dopełnić trzeba niezliczonej liczby formalności...

- Szerze mówiąc, to o organizacji DPŚ mówiliśmy już wtedy, gdy staraliśmy się o goszczenie na stadionie im. Edwarda Jancarza najlepszych drużyn juniorskich. Nie będzie to więc kłamstwem, gdy powiem, że niedługo minie już dwa lata, jak zabiegamy o te zawody. Trzeba było pokazać tym, którzy decydują o przydzielaniu turniejów, nasz stadion i możliwości, którymi dysponujemy. Zapoznaliśmy ich również ze świetną działalnością naszego klubu, a co więcej ukazaliśmy jak dobrze współpracujemy z władzami miasta! BSI się boi, że potem zaczyna się dzika rywalizacja pomiędzy miastem a klubem, a oni z tego tytułu mają problemy. Nie chcę wymieniać te miasta, z których są niezadowoleni. Niemniej jednak te dwa lata to była właśnie taka praca u podstaw, której podjęliśmy się wspólnie z Tadeuszem Jędrzejczakiem, Prezydentem Gorzowa Wlkp.

Przyznał pan, że po DMŚJ w ubiegłym roku zebraliście same pochwały. Czy po tamtej imprezie były jakieś elementy organizacyjne, które wymagały jednak poprawy?

- Nie chcę, aby zabrzmiało to zarozumiale, ale jeżeli powtórzymy to, co było przed rokiem, odniesiemy wielki sukces. Najważniejsza jest frekwencja, a ta jest już dziś stuprocentowa, gdyż wyprzedane zostały wszystkie bilety. Wystarczy zauważyć, że my na DMŚJ mieliśmy pełen stadion, a przed tygodniem w Gdańsku było niecałe tysiąc widzów (podczas pierwszej rudny IMŚJ – dop.red.). W tym wypadku mam prawo powiedzieć, że Gorzów jest fenomenalnie przygotowany.

Znane jest powiedzenie, iż człowiek uczy się na własnych błędach. W przypadku Stali wychodzi jednak na to, że podczas organizowania zawodów o najwyższej randze, wyciągacie wnioski na podstawie wpadek innych klubów. Czy pozyskanie sponsora, co zaowocowało niskimi cenami za bilety, jest efektem nauki na błędzie Zielonej Góry? Tam bowiem podczas Grand Prix Challenge trybuny świeciły pustkami, gdyż ceny wejściówek były astronomiczne!

- Dokładnie tak! Siedzi przed panią człowiek, który wyciągnął szybko wnioski z tej strasznej wpadki Zielonej Góry. Na DMŚJ dogadałem się z dużymi zakładami pracy i to przyniosło sukces, bo trybuny były pełne. We wszystkich rozmowach z BSI, w których brałem udział, stawiali frekwencję na pierwszym miejscu.

Tym razem kluczem do sukcesu ma być współpraca z PGE?

- Wierzę, że tak będzie! O wsparcie finansowe z ich strony zabiegałem przez osiemnaście miesięcy. Miałem świadomość, że PGE sprawdzało przede wszystkim mnie, zarząd, relacje pomiędzy klubem a miastem. Dowiadywano się również o kwestie formalno-prawne związane z naszą spółką akcyjną, czy aby na pewno są te kwestie odpowiednio poukładane, czy nie jesteśmy komuś dłużni. Byłem sprawdzany wzdłuż i w szerz. Czułem, że było to robione z dużą dozą dokładności, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Układałem ten klub od początku do końcu, więc miałem moralną pewność, że opinia będzie pozytywna.

Przedstawiciele PGE zdradzają jedynie, że kwotę, którą przeznaczyli na zorganizowanie tej imprezy, liczy się w milionach. Jest Pan w stanie chociażby procentowo przedstawić udział poszczególnych inwestorów?

- Wystarczy powiedzieć, że kilkanaście tysięcy kibiców przyjdzie na te zawody niemalże za darmo. Świadczy to o tym, iż ta suma przeznaczona przez PGE jest dostatecznie duża, skoro pokrywa koszty biletów i inne wydatki organizacyjne. Jest to liczba znacząca, która pozwala nam ze sobą idealnie współpracować na linii miasto-PGE-klub.

Wróćmy do kulisów organizacji imprezy, którą nadzoruje BSI. Będzie bowiem dużo kibiców z całego świata, wielu dziennikarzy. Jakie są różnice organizacyjne pomiędzy zawodami ligowymi a mistrzostwami świata?

- Jest to różnica kilkunastu klas. Procedury narzucane przez BSI można by spisać w bardzo dużej książce. Każdy najmniejszy szczegół musi być zapisany w protokole i sprawdzony. Właśnie dlatego już siedem miesięcy temu powołałem zespół, na czele którego stanęło moich dwóch zastępców. Proszę pamiętać, że oprócz współpracy z BSI musimy jeszcze spełniać wymogi Polskiego Związku Motorowego, Głównej Komisji Sportu Żużlowego i trenera kadry narodowej. Robimy wszystko tak, aby po zawodach przedstawiciele każdej organizacji podali sobie ręce i powiedzieli: było świetnie! Dlatego właśnie pojechałem z Tadeuszem Jędrzejczakiem do Cardiff, gdzie przyglądaliśmy się, jak organizuje się profesjonalne imprezy. Moim marzeniem jest, aby w niedalekiej przyszłości w Gorzowie Wielkopolskim zawitało Grand Prix!

Do tego celu dążycie więc krok po kroku, najpierw DMŚJ, teraz Puchar Świata...

- Owszem, bo uważam, że tak powinno być, aby nie popełnić w przyszłości błędu. Myślę, że na pewno uda nam się zorganizować świetny półfinał, a za rok baraż i ostateczną batalię. Jeżeli jednak już teraz włodarze z BSI przekonają się, że stać nas na profesjonalną imprezę, to kolejne rozmowy pójdą łatwo. Obejrzeć zawody Grand Prix na stadionie w Gorzowie jest moim marzeniem! Jeżeli do tego dojdzie będę człowiekiem szczęśliwym.

Pan może zadbać tylko o stronę organizacyjną imprezy, natomiast jakość widowiska na torze leży w rękach zawodników. Ulżyło panu, że startować oni będą na starych modelach tłumików? Z pewnością interesował się pan tym tematem.

- "Interesował się" to jest mało powiedziane! Razem z Prezydentem Gorzowa Wlkp. spotkałem się w Cardiff z Royem Otto oraz Andrzejem Witkowskim i debatowaliśmy na temat tłumików. To był jeden z celów mojego wyjazdu na wyspy, bo przed półfinałem szykowała się ogromna awantura! Bałem się tej wpadki, bo byłby to wstyd na cały świat. Swoje stanowisko przedstawiliśmy więc na piśmie i wyszło znakomicie. Jeżeli Prezes Witkowski mi pozwoli to udostępnię ten dokument do wiadomości publicznej.

Na zakończenie nie mogę pominąć pytania o typy wyników gorzowskiego półfinału...

- Wygramy! Tomasz Gollob jest nie do złapania. Nikt nas nie powstrzyma.

Komentarze (0)