Alan Marcinkowski: Jadą "na kredyt", tylko nie wiem po co

Woli walki z pewnością Alanowi Marcinkowskiemu odmówić nie można. Podobnie było w piątek, gdy starał się on różnymi sposobami pokonywać rywali z Lublina. Nie udawało mu się to jednak najlepiej, czego efektem jest przywiezionych przez niego tylko sześć punktów. Ostatecznie rawiczanie polegli w tych zawodach z kretesem, przegrywając różnicą trzydziestu dwóch "oczek".

Jak zawody te ocenia sam zainteresowany? - Nie jechałem jeszcze w Rawiczu na takim torze. Praktycznie co trening, co mecz mamy inny tor. W ogóle nie ma możliwości dopasowania się do rawickiego toru. Dzisiaj ten tor był dużo przyczepniejszy. Jeden silnik miałem mocniejszy, drugi słabszy. Ten mocniejszy okazał się za słaby. Później, po korektach na ostatni bieg było tak, jak powinno być. Przepraszam rawickich kibiców, że tak wyszło. Postaram się w następnym meczu pojechać lepiej. Trochę punktów pouciekało. Jestem zły, bo wiadomo, że jeździmy dla pieniędzy. Nic nie zarobiłem w tym meczu, tylko dużo straciłem. Nie ma z czego się cieszyć - mówi Alan Marcinkowski.

W czwartek w półfinale MIMP w Pile jechał Tobiasz Musielak. Czy zważywszy na fakt, że Alan tylko raz w życiu ścigał się na tamtejszym torze, wskazana byłaby rozmowa z młodszym kolegą z drużyny przed niedzielnym wyjazdem? - Nie rozmawiałem z nim jeszcze. Na pewno porozmawiam z nim przed meczem, teraz nie ma to sensu. Każdy jest zajęty sobą. Biorę te trzy silniki, które mam i przed meczem będę decydował, na którym będę jechał. Zobaczymy, jak to będzie. Szkoda, że w piątek wynik był taki straszny. Dla klubu to lepiej, bo wiadomo, że zawodnikom nie trzeba wypłacić pieniędzy. Ale chyba żaden z zawodników nie jest zadowolony, dużo straciliśmy. Trudno - dodaje wychowanek klubu z Zielonej Góry.

W środowisku żużlowym głośno jest o tym, że klub z Piły boryka się ze sporymi problemami finansowymi i jedzie na tak zwany "kredyt". Pilanie zrobią wszystko, by w niedzielę wygrać i awansować do fazy play-off. - Jadą "na kredyt", tylko nie wiem po co. Gdyby udało im się wejść do play-offów, to co, tam też będą dalej jeździć "na kredyt"? A później ogłoszą upadłość i nie zapłacą zawodnikom? Dla mnie to jest bez sensu. Jeśli nie mają pieniędzy, to mówimy: "Sorry, chłopaki nie jedziemy, bo nie mamy kasy". To tak jakbym ja powiedział do prezesa swego klubu: "Nie potrzebuję w tym roku pieniędzy, mogę jeździć "na kredyt". Kiedyś mi zapłacicie" - kończy Alan Marcinkowski.

Komentarze (0)