Sukces sportowy i stabilizacja finansowa - po spotkaniu przedstawicieli ŻKS Holdikom Ostrovia z kibicami

W środę w restauracji Bankietowa w Ostrowie przedstawiciele ŻKS Holdikomu Ostrovia spotkali się z kibicami. Zarząd klubu odpowiadał na pytania sympatyków żużla w Ostrowie. Przedstawił także aktualną sytuację klubu i wstępne plany na przyszłość.

- Już teraz możemy powiedzieć, że sezon zakończymy sukcesem sportowym. Chcieliśmy powalczyć o miejsca 4-5, a udało się zająć trzecią pozycję. Gdybyśmy ustrzegli się kilku wpadek mogliśmy być jeszcze wyżej. Podkreślam jednak, że jedziemy bez presji awansu do pierwszej ligi w tym sezonie. Łódź i Lublin muszą, a my jedynie możemy. Już tak osiągnęliśmy poziom, którego nawet nie zakładaliśmy przed sezonem - mówił p.o. prezesa Artur Bieliński.

- W debiutanckim sezonie postawiliśmy na aspekt organizacyjno - finansowy. Chcemy być wiarygodni i póki co nam się to udaje. Cieszy nas to, że jesteśmy coraz lepiej postrzegani w środowisku żużlowym. Zawodnicy wymieniają się opiniami o klubach. Dla nich najważniejsze jest to, czy klub jest wypłacalny. Nie ukrywam, że dzwonią już do nas zawodnicy zainteresowanych startami w Ostrowie w przyszłym sezonie. Pytają się, czy zimą po zakończeniu sezonu mogą usiąść z nami do rozmów - dodaje szef ostrowskiego klubu, który jednak zaznacza: - Nie chciałbym jednak, aby fakt, że jesteśmy wypłacalnym klubem zabrzmiał, że jest rewelacyjnie i przelewa się u nas. Oglądamy cztery razy każdą wydawaną złotówkę. Jesteśmy stabilni finansowo. Zawodnicy mają na bieżąco płacone.

Szanse na awans do pierwszej ligi czy miejsce w barażach Holdikom Ostrovia ma niewielkie. Zresztą w Ostrowie nikt nie wywiera presji i nie mówi głośno o wyższej lidze. - W rundzie finałowej będziemy walczyć o zwycięstwo w każdym meczu. Nasi żużlowcy to ambitni sportowcy. Przecież nie podejdę do jednego czy drugiego i nie powiem mu - nie wygrywajcie. Wiele wyjaśni już pierwszy mecz z Lubelskim Węglem w Ostrowie. Tylko zwycięstwo i to najlepiej w dużych rozmiarach przedłuży nasze szanse na baraże. Później jedziemy do Rawicza i też trzeba byłoby wygrać to spotkanie - ocenia Bieliński.

Działacze nowego klubu chcieliby, aby Ostrów wrócił do grona pierwszoligowców. Trudno jednak powiedzieć, kiedy będzie mogło to nastąpić. Wszystko uzależnione jest od finansów. - Musimy sobie zadać pytanie, czy stać nas na pierwszą ligę. Nie będziemy popełniać błędów z przeszłości. Nie będziemy robić nic na wyrost. Wiadomo, że stagnacja na 2-3 lata w tej samej lidze niczemu dobremu nie służy. Będziemy chcieli w ciągu dwóch sezonów awansować do pierwszej ligi. Żeby jednak być średniakiem w pierwszej lidze, trzeba nasz obecny budżet zwiększyć o 250 procent. Potrzebne są środki finansowe w granicach 3 milionów złotych. Przepaść finansowa pomiędzy drugą a pierwszą ligą jest ogromna - tłumaczą działacze ostrowskiego klubu.

Ostrów Wielkopolski może poszczycić się najlepszą frekwencją w drugiej lidze. Liczba widzów na Stadionie Miejskim w ostatnich tygodniach jednak mocno spadła. - Na początku było po około 4 tysiące widzów. Na ostatni mecz z Kolejarzem Opole sprzedaliśmy 1800 biletów. Cieszę się, że i tak jesteśmy liderem jeśli chodzi o frekwencję, ale trzeba sobie zadać pytanie, ilu kibiców w Ostrowie jest w stanie przychodzi na żużel. Od nich tak naprawdę zależy, na którą ligę będzie nas stać w przyszłości. Każdy kupiony bilet przez kibiców jest dla nas ważny. Podobnie jak każda złotówka przekazana przez naszych sponsorów. Klub Motorowy chwalił się, że miał ponad 200 sponsorów. ŻKS Ostrovia ma ich tylko około 40. Wiele firm odwróciło się od ostrowskiego żużla po wydarzeniach z poprzednich sezonów. My teraz odzyskujemy wiarygodność. Cieszą nas jednak sygnały od kilku dużych sponsorów, którzy patrzą na naszą pracę i doceniają ją, deklarując pomoc w przyszłym sezonie. Nie wiem, jak wielka będzie to pomoc, ale już sam fakt, że chcą oni wrócić po tym jak "wyleczono" ich z żużla, jest bardzo ważny - podkreśla Artur Bieliński.

Zarząd ŻKS Ostrovia chce także w przyszłym roku stawiać na polskich żużlowców, którzy co prawda nie są ich zdaniem wcale tańsi od obcokrajowców, ale są na co dzień w Polsce, mogą trenować na swoim torze, a przede wszystkim stworzyli w Ostrowie drużynę z prawdziwego zdarzenia. - Wszyscy zawodnicy bez względu na to, w której lidze będziemy startować w przyszłym sezonie deklarują, że chcą zostać w Ostrowie. Nie wiem, jeszcze czy na zatrzymanie wszystkich będzie nas stać. Zobaczymy, jakie uda nam się zebrać finanse na przyszły rok. Chcielibyśmy, aby nadal w Ostrowie jeździł krajowy skład. Zresztą w tym roku potwierdza to statystyka. Wyliczyliśmy, że 81 procent objechanych wyścigów było z udziałem krajowych zawodników - tłumaczy p.o. prezesa.

Do tej pory członkowie zarządu ŻKS Ostrovia znali żużel od strony kibiców. Kiedy założyli klub ich spojrzenie na ten sport zmieniło się diametralnie. - Czasami to wam zazdroszczę drodzy kibice, że jesteście po tamtej stronie. My też w poprzednim sezonie byliśmy po drugiej strony barykady. Kupowaliśmy bilet i program, siadaliśmy na trybunach i oglądaliśmy zawody. Teraz poznajemy żużel od kulis. Zapewniam wszystkich, że jest to ciężka praca. Klubowe życie toczy się od jednego meczu ligowego do drugiego. Nie przesadzałem mówiąc, że przy organizacji półfinału Grand Prix Challenge, czasami pracowaliśmy po 16-20 godzin na dobę. Impreza na dodatek przyniosła stratę w wysokości ok. 35 tysięcy złotych. Straciliśmy także 20 tysięcy na organizacji Pucharu MACEC. Jedyną satysfakcją jest to, że nasz wysiłek organizacyjny został doceniony przez przedstawicieli PZM i FIM. Janos Nadasdi chwalił organizację półfinału Grand Prix Challenge w Ostrowie - przyznają przedstawiciele ŻKS-u Ostrovia.

Zarząd klubu zapowiedział, że wkrótce spróbuje zorganizować spotkanie kibiców z żużlowcami. Wstępnie mają być na nim obecni Krystian Klecha i Marcel Kajzer. Kolejne spotkanie zarządu z kibicami Ostrovii planowane jest po zakończeniu sezonu.

Komentarze (0)