Powoli zbliża się koniec mojej trenerskiej kariery - rozmowa z Janem Grabowskim, trenerem Intaru Lazur Ostrów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Od kilku sezonów ostrowski klub puka do bram Ekstraligi. Niestety, jak na razie najwyższa klasa rozgrywkowa pozostaje jedynie marzeniem kibiców z Ostrowa. W grodzie nad Ołobokiem wszyscy wierzą, że w najbliższym czasie upragniony cel zostanie zrealizowany. Jedną z osób, której szczególnie zależy na sukcesie Klubu Motorowego, jest trener Jan Grabowski.

Jarosław Galewski: Czy odchodząc z Klubu Motorowego przed ubiegłym sezonem, spodziewał się Pan, że wróci do niego tak szybko?

Jan Grabowski: Każdy dziennikarz zadaje mi to pytanie. Powiem szczerze, że nie chciałbym wracać do tego tematu. W życie trenera czasami wliczone są zmiany miejsca pracy. Wiele osób twierdzi, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, ale wydaje mi się, że to nieprawda. Wróciłem do Ostrowa i myślę, że zrobiłem to z dobrym skutkiem. Powiem szczerze, że chciałbym wraz z momentem wygaśnięcia mojej umowy móc spojrzeć wszystkim w oczy i powiedzieć, że ten cel, który sobie wytyczyliśmy, został zrealizowany. Należy jednak pamiętać, że to jest tylko sport. Gdyby słowa dało się tak łatwo wprowadzić w życie to byłoby zbyt pięknie. Nie jestem cudotwórcą, a poza tym nie zawsze bywa tak, że wszystko, co się zaplanowało, udaje się spełnić. W żużlu na końcowy sukces składa się zawodnik i motocykl. Wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. Wierzę jednak, że w tak prężnie działającym klubie jak ostrowski uda się zrealizować cel, na który w Ostrowie wszyscy czekają od kilku lat.

Czy jest pan zadowolony z wyniku sportowego, jaki osiągnęła drużyna z Zielonej Góry w ubiegłym sezonie pod pana wodzą?

- Tak, jestem zadowolony. Skład, który posiadaliśmy, skazywał nas w opinii wielu fachowców na walkę o utrzymanie. Powiem szczerze, że po pierwszym spotkaniu, które przegraliśmy z bydgoską Polonią, zatrzęsły mi się nogi. Taki wynik nie wróżył niczego dobrego. Jak się jednak okazało, obroniliśmy Ekstraligę. Teraz zespół wzmocnił się Rafałem Dobruckim i myślę, że to bardzo ważny transfer. W ubiegłym sezonie brakowało nam jednego zawodnika. Klub z Zielonej Góry zakontraktował doskonale znanego w Ostrowie Charliego Gjedde i Rafała Dobruckiego. Myślę, że ekipa zielonogórska ma teraz realne szanse na medal.

Z sukcesami pracował pan w Zielonej Górze i Rybniku. Do zwieńczenia trenerskiej pracy brakuje chyba tylko spektakularnego sukcesu w Ostrowie i dlatego pewnie liczy pan, że dwa najbliższe lata pozwolą postawić panu kropkę nad i...

- Bardzo bym chciał, żeby tak się stało. Nie ukrywam, że powoli zbliża się koniec mojej trenerskiej kariery. Pracuję już w tym fachu 26 lat. Przez ten czas wywalczyłem awans w Zielonej Górze i Rybniku. Były też gorsze momenty, kiedy spadaliśmy z Ekstraligi. Nic nie zmienia jednak faktu, że nie było jeszcze awansu w Ostrowie i między innymi z tego powodu jestem znowu w tym klubie. Być może pod koniec mojej pracy w Klubie Motorowym spotkamy się i będzie można powiedzieć, że zadanie zostało wykonane.

Zamierza pan dobić do trzydziestki jako trener?

- Ciężko powiedzieć, ale na pewno chciałbym pracować jak najdłużej. Jak pan sam doskonale wie praca trenerska ma to do siebie, że bardzo często zmienia się pracodawcę. W przypadku niepowodzeń może okazać się, że pewnego dnia nie będzie już zapotrzebowania na moje usługi lub sam stwierdzę, że należy zakończyć przygodę trenerską. Należy także pamiętać, że mam już 58 lat. Powiem szczerze, że w tym wieku wszystkie wyjazdy, stres nie są specjalnie pożądane. Trzeba naprawdę wielkiego samozaparcia, aby dalej pracować. Przede wszystkim wiele zależy jednak od zdrowia.

W przeszłości był pan zdecydowanym zwolennikiem juniorów krajowych. W Ostrowie spadała na pana fala krytyki, ponieważ Marcin Liberski i Sebastian Brucheiser nie spełniali oczekiwań kibiców. W tym roku chyba z czystym sumieniem może stawiać pan na polskich młodzieżowców...

- Nie ukrywam, że pokładałem duże nadzieje w Marcinie Liberskim i Sebastianie Brucheiserze. Ta dwójka dostała swoją szansę i powiem szczerze, że nie wiem, czy dzisiaj ktoś słyszałby o takich zawodnikach, gdybyśmy na początku mojej przygody z ostrowskim klubem sprowadzili juniorów z zewnątrz. Niestety, Marcin i Sebastian nie wykorzystali swojej szansy i teraz w ostatnim roku juniorskim startują w innym klubie. Myślę jednak, że nie należy ich jeszcze przekreślać.

W Ostrowie wielu kibiców wierzy w Emila Idziorka. Czy ten zawodnik ma papiery na dobrą jazdę?

- Znam tego chłopaka bardzo dobrze, ponieważ sam przyjmowałem go do szkółki. Emil pierwsze kroki stawiał właśnie u mnie. Nie chciałbym od razu go wychwalać, ale na pewno drzemią w nim wielkie możliwości. Czeka go dużo pracy, ale widać że ten chłopak jest głodny jazdy.

Jan Grabowski to jeden z nielicznych trenerów, którzy stawiają na polskich juniorów. Inni szkoleniowcy zdecydowanie częściej sięgają po młodzieżowców zza granicy...

- Od dawna mam taką metodę i nie zamierzam jej zmieniać. Zdaję sobie sprawę, że wielokrotnie pojawiają się krytyczne głosy. Niektórzy twierdzą, że lepiej korzystać z usług juniorów zza granicy, ale, jak pan wspomniał, jestem zwolennikiem polskich młodzieżowców. Obserwuję sytuację w polskim żużlu i moim zdaniem pewnego dnia dojdzie do tego, że nie będziemy posiadali wartościowych zawodników z naszego kraju.

Źródło artykułu: