Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Pijemy dalej! I jedziemy dalej!

Pijemy dalej! Wygraliśmy i nie jesteśmy na wakacjach. Czasami trzeba się napić, żeby wynik zrobić, a nie tylko chodzić po torze. Nawierzchnia nam rzeczywiście dzisiaj super sprzyjała. Nie wiem, może Czesiu Czernicki chciał się zrehabilitować wszystkim i przygotował całkiem niezły tor dla nas - zgrywał się trener zielonogórskich Falubaziaków Piotr Żyto po wygranej jego drużyny w Gorzowie i wyrzuceniu tamtejszej Stali za burtę tegorocznych rozgrywek ligowych. Jakaż frajda, wszak Gorzów to przecież znienawidzony sąsiad z północy!

Bartłomiej Czekański
Bartłomiej Czekański

A ja tak sobie myślę, że gdyby w barwach Stali mógł pojechać Nickoś Pedersen (wyeliminowała go kontuzja), to dziś "Piotruś Pan" Żyto być może kwiliłby na kolanach przed swoim prezesem Dowhanem i tłumaczył się dlaczego spieprzył sprawę. Zresztą on w takim kajaniu się ma już wprawę. Pamiętacie konferencję prasową w Zielonce po ujawnieniu przez owego trenera (nies)sławnego esemesa od Dowhana prosto z tureckiej plaży, żeby we Wrocku nie robić taktycznych, bo szkoda kasy? Żyto zapomniał już jak w obecności dziennikarzy ukorzył się i upokorzył przed preziem Falubazu, tylko po to, by ratować swój tyłek, czyli posadkę. I teraz znów cwaniakuje. Trochę żałosne.

Z tym Piotrkiem to ja mam spory kłopot. Lubię gościa. Podejrzewam, że on bardzo chce uchodzić za człowieka wyrazistego, kolorowego i charyzmatycznego. Problem w tym, że kibice zajmują się jego kontrowersyjnymi, kwiecistymi wypowiedziami dla mediów i przez to nie zauważają, że z tego Żyty jest naprawdę kawał świetnego coacha, trenera. Że wie o co w tym żużlu chodzi, że potrafi zmobilizować własną drużynę do walki i że umie pod swoich przygotować tor, i ma w d..., czy ktoś go nazwie preparatorem, czy nie. Tak, on dokładnie wie czego chce. W tej chwili w Polsce tylko Cieślak jest od niego lepszy. Reszta się chowa. I "Piotruś Pan" (psotny chłopiec, który nie chce dorosnąć – za Wikipedią) Żyto ma w sobie coś, za co Zielonka powinna go kochać.

Rozmawiałem z nim i wiem, że jest zafascynowany tym całym speedwayowym boomem w Grodzie Bachusa. Że naprawdę nosi Falubaz głęboko w sercu. Nieżyczliwi mu kibole "Myszki Miki" piszą do mnie: "Żyto lubi się napyć". To po cholerę nazywacie się Grodem Bachusa, chwalicie się winobraniem, skoro człowiek nie może się u was napyć? Zresztą, tam w ogóle nie pije chyba tylko Piotruś Protaś (he, he, a kiedyś podczas meczu w Rybniku wzięli go na alkomat, bo im się przywidziało, że się... zatacza!). Na szczęście "PePe" ma normalnego ojca - Pawła, z którym przy browarku można godzinami dyskutować o żużlu. Przynajmniej tak było, gdy sympatyczna rodzinka Protasiów jeździła w barwach Wrocka.

Tak, jest coś takiego jak "Magia Falubazu". Czternaście tysiączków głośnych gardeł co mecz na trybunach. Fajne oprawy. Niewątpliwie Zielona Góra obecnie jest stolicą polskiego żużla. Szkoda, że czasem ta wspaniała magia zamienia się w zwykłą napinkę, bufonadę, a czasem nawet w zwykłą chuligankę. I ta "Magia Karolaka" lub też zabawa w "chodził Lisek po parku maszyn". Trochę żenada, nie?

Taka napinka i bufonada to zresztą także jest "cecha" Gorzowa. Widać w Lubuskiem te typy tak mają.

Robert Dowhan to awangarda w gronie prezesów Ekstralipy. Biały kołnierzyk (acz koszula różowa), nowoczesny, bawi się w dobrych lokalach (mówił mi kiedyś, że czasem wpada do wrocławskiej Lemoniady, ale przecież w Zielonce też jest taki lokal) tylko szkoda, że ta jego nowoczesność jest taka droga. Sami wiecie, że bilety na Falubaz tanie nie są. No i Roberto chyba rwie się w ministry, więc pewnie niebawem osieroci ZKŻ. I co wtedy? Kto nagoni sponsorów na Wrocławską?

Klątwa Olimpijskiego

Falubaz w półfinałach objedzie Betard Spartę Wrocław. Przynajmniej na to się zanussi. I nie dlatego, że zielonogórzanie mają w tym roku jakiś Dream Team. Bo nie mają. Jak jedzie Dobrucki, to "PePe" się wiezie, jak błyśnie Lindgren, to Hancock zeskrobie 6 punkcików. Zengota i Dudek to też zawsze wielka loteria. Ale na tym polega zespół: jak jeden daje ciała, to drugi nadrabia. Cieślak najpierw gadał, że nie chce wpaść na Falubaz, a potem zmienił zdanie i stwierdził, że jednak woli w półfinale dostać się w łapy zielonogórzan niż głównej faworytki do DMP, czyli królowej Unii Leszno. "Bo przecież Betard w tym sezonie już dwa razy dowalił Falubazowi".

Rzeczywiście, sensacyjna wygrana Sparty na torze mistrzów Polski ustawiła jej cały sezon na plus. Ale prawda jest taka, iż wtedy "Myszka Miki" była dopiero po jednym i to deszczowym treningu na swoim wyremontowanym torze (i stadionie). Że była w rozsypce, bo gdy inni na początku sezonu testowali sprzęt na swoich macierzystych torach, pasowali się, to zielonogórzanie tułali się po obcych obiektach. Betard miał podobne problemy, ale znacznie krócej niż Bachusy. Tak więc teraz Falubaz to już silniejsza i bardziej skonsolidowana ekipa niż wtedy, gdy przegrywała u siebie ze Spartą. Inna sprawa, że Betard lepiej jeździ przy Wrocławskiej niż "Myszka Miki" na Olimpijskim. Nawet wówczas, gdy ZKŻ sięgał po DMP, to skompromitował się w meczu we Wrocku. Na tamtejszym starym torze. Ale i na nowym w tym sezonie też zebrał bęcki od miejscowych. Fatum jakieś, klątwa czy złe czary?

Tak czy siak, to mistrzowie Polski są faworytami tej półfinałowej konfrontacji.

Madsen dał ciała w GP Challenge, w ekstraligowym ćwierćfinale w Toruniu, a potem w lidze angielskiej. Czy wszystko może tłumaczyć szwankującym sprzętem? Jeszcze mało umie i jest w dołku. "Jak Bjerre kasę to jadę, a jak nie bjerre to nie jadę" - też już nie ten, Crump szaleje, ale wygrywa po 2-3 wyścigi w meczu i gdzie te jego dawne komplety? Utalentowany Maciuś Janowski jeździ jak jego mentor Hancock, czyli bezkontaktowo. Walczak Piotruś Świderski walczy, jak sama nazwa wskazuje, lecz czasem więcej z tego wiatru niż punktów, a "Jeleń" to jeleń. Wśród sklasyfikowanych żużlowców Ekstraligi jest na przedostatnim miejscu. No comments. Facet z takim potencjałem! Co się z nim dzieje? I to jakaś faza, że taka ekipa będzie walczyć o medal DMP! Ten fenomen można wytłumaczyć tylko geniuszem, nosem i szczęściem Marka Cieślaka. I nic dziwnego, że wiele klubów ślini się na niego. On też przebąkuje, że pora na zmianę klimatu. Na bardziej pomorski? Tak tylko pytam. Crumpie również ponoć rozsyła swoje civi. Ma byka na kasku ("Red Bull") to może zechce do pary mieć i byka na plastronie jak Jarek Hampel. Kto więc wie? Wszystko się może zdarzyć - jak śpiewa Anita Lipnicka. W każdym razie widzę ciemność, ciemność widzę przed wrocławskim żużlem. W stolicy Dolnego Śląska chyba nie ma już zapotrzebowania na "czarny sport". Brutalne to słowa, ale prawdziwe.

Krakaliśmy, że z braku kasy WTS nie dojedzie nawet do lipca. A proszę, dzielna prezes Krysia Kloc dała radę! Dojechała do końca (i powalczy o medal!), choć w dźwiganiu klubu w zasadzie była sama jak palec. Nawet kibiców nie było na stadionie. A jak byli, to w śladowej ilości. Ale krytykować to każdy potrafi. Ratusz zainteresowany jest tylko finansowaniem piłkarskiego Ślaska. Na żużel czasem przeznacza ochłapy, w sam raz na waciki dla Bjerrego i dwu- trzyosobową szkółkę. Wściekacie się na mnie, że chwalę Krysię. Ja najlepiej wiem, jaka ona jest trudna i despotyczna, bywa, że się kłócimy, lecz trzeba być uczciwym człowiekiem i docenić to co ona robi dla Sparty. I nie mam w tym żadnego ineteresu ("ja do pani z interesem").

Byki z zadyszką

Druga półfinałowa para to leszczyńskie Byki z toruńskimi Aniołami. Ostatnio Unia jakby złapała zadyszkę, a zwłaszcza "Jarek Hampel Jarek" zaczął coś trochę cieniować. Może to tylko chwilowe? Oby, zwłaszcza w kontekście Grand Prix. Adams też potrafi przywieźć tylko 3 punkciki. Batchelor i Pavlic są niepewni, za to "Balon" fruwa wysoko. Rozpycha się na torze łokciami i nogami. Tak czy siak, królowa Unia wciąż ma największy potencjał (jest przecież jeszcze Kołodziej) i nadal pozostaje faworytką do tytułu. Tylko co dalej? Jej sympatyczny, jowialny prezio Jozin Dworakowski jest zniechęcony i rozczarowany tym, jak podczas negocjacji traktowały go władze Leszna oraz eskalacją finansowych żądań ze strony zawodników. Podejrzewam, że Jozin jeszcze nigdy nie był taki bliski decyzji, żeby rzucić cały ten żużel w cholerę. A jak rzuci, to niebawem witaj Leszno w II lidze!

Szaman Ząbik

O ile Cieślak jest największym coachem żużlowym na świecie i w okolicach, czyli w Polandii, o tyle najlepszym trenerem sensu stricte jest poczciwy Jasiu Ząbik. Od stu lat co chwilę niczym królika wyciąga z kapelusza jakiegoś talenciaka. Wychował już całą armię reprezentantów i mistrzów kraju. Ostatnia jego produkcja to Emil Pulczyński. Widzieliście jak ten gołowąs zasuwał w Toronto przeciw Sparcie? Dwa razy dowalił misiowi świata Crumpowi. Sama radocha. To co w składzie Unibaksu robią Wardy i Jepseny? Cudze chwalicie, swego nie znacie?

Dobrze, że Anioły na koniec ligi jakoś się pozbierały do kupy. Dzięki temu play offy będą ciekawsze. Ale tak, czy siak, Leszno nadal faworytem.

Musi wypić tę maślankę, którą nawarzył

Znawca żużla, bo przecież był kiedyś szefem Stali Gorzów, mecenas Jerzy Synowiec, napisał na łamach lokalnej "Gazety Wyborczej":

"W Częstochowie dni prezesa Mariana Maślanki już są policzone i to niezależnie od tego, czy zespół się w lidze utrzyma, czy nie. Długi są większe niż stadion, więc rozróba w klubie po sezonie jest murowana. Polonia Bydgoszcz po ubiegłorocznym sukcesie, jakim był półfinał play-off, wzmocniła zespół Grzegorzem Walaskiem (zamienił stryjek siekierkę na kijek) i wymieniła trenera, zwalniając Zenona Plecha. Dzisiaj jest głównym kandydatem do spadku (przy dużej pomocy ze strony Tomasza Golloba, który z kluczowej fazy rozgrywek wyeliminował Emila Sajfutdinowa). Cały zespół, jeżdżący głównie za "Bóg zapłać" nie ma siły i ochoty do walki. Być może stanie się tak, że oba zespoły wylecą z ligi".

Ja tylko przypomnę, że głównym udziałowcem w Polonii Bydgoszcz jest miasto. Wobec ogromnych długów żużlowej drużyny, tamtejszy Ratusz - jak mi donoszą - ponoć rozważa nawet możliwość... likwidacji tego klubu! Ratunkiem mają być dochody z turnieju Grand Prix. Ale słyszałem takie złowrogie podszepty, że władze Bydzi szukają pretekstów, żeby tylko wycofać się z finansowania tamtejszego sportu!

W Czewie kibicie, których na stadionie na meczach Włókniarza raczej nie uświadczysz (tam po trybunach hula wiatr), rozpoczęli polowanie na czarownice, czyli nagonkę na prezesa Maślankę. Żądają jego głowy i chcą bym się do owego polowanka przyłączył. Nigdy w życiu! Teraz jest afera, bo "Medaliki" popadły w biedę, nie mają składu na Ekstraligę i bronią się rozpaczliwie, by z niej nie spaść. A gdzie byliście panowie kibole z tymi swoimi protestami, gdy prezes Marian, mimo tego że wycofał się strategiczny sponsor klubu, nadal brnął w kosztownego Pedersena i Hancocka, co do prowadziło do dzisiejszej zapaści finansowej Włókniarza? Wtedy liczyliście, że wasza drużyna wygra DMP, w związku z czym na rękę wam była szalona polityka prezesa Maślanki. Nie widzieliście w niej nic złego. Dopiero teraz podnosicie larum, kiedy grozi wam spadek z ligi?
Prezes Marian zawinił i z pewnością będzie musiał wypić tę maślankę, którą nawarzył. Ale on to robił nie tylko z powodu własnych nad miarę rozdmuchanych ambicji sportowych, on to robił także, a może głównie, dla was, żeby dać wam radość ze zwycięstw Włókniarza. I ja go rozumiem, lecz oczywiście nie rozgrzeszam. Żeby mieć fantazje i ambicje, to trzeba mieć kasę Panie Marianie! Pozdrawiam Mirka Ziębaczewskiego i innych przyjaciół z Czewy. A sympatycznemu trenerowi Jasiowi Krzystyniakowi podpowiem: skończ waść, wstydu sobie i swoim kibicom oszczędź. Jak to o Jasiu powiedział "Drabol"? - Fajny chłopak, ale na tym sporcie się nie zna i to jest problem naszego klubu.

Sławek trochę tu przegiął, bo przecież Krzystyniak to kiedyś był kawał zawodnika, ale trener z niego rzeczywiście jest jak z koziej.... I w tym upatruję szansy Bydzi w spadkowych barażach z Czewą. Nawet jeśli Polonia jest bez kontuzjowanego Emila ("pozdrowienia" dla Tomka Golloba).

A zresztą, słuchajta Barry Łajta, bo nie będę powtarzał: w Gorican dziś padupadupadupa i wieczorem też ma padać, więc może to wioskowe (3 tys. mieszkańców!) GP przełożą na niedzielę, a wtedy z naszej Ekstralipy prawdziwa lipa, bo wszystkie jutrzejsze mecze też trzeba będzie przesunąć na inny termin.

Śmierdząca ćwiartka, czyli nie masz cwaniaka nad Cieślaka?

Kibole prosili mnie, żebym wrócił do tej całej wrzawy, jaka panowała wokół niedawnych ćwierćfinałów play off Ekstraligi.

Niby nie było oficjalnych oskarżeń, ani oficjalnych podejrzeń, a jednak wokół tej "ćwiartki" ostro waniało. W Ekstralidze rządzi ośmiu prezesów i powinni tworzyć świetną drużynę, a tak naprawdę, to za plecami jadą ze sobą niczym nasz Tomcio G. z Sajfutdinowem. Nie ufają sobie, nie są lojalni i każdy podejrzewa, że reszta chce go przechytrzyć, czyli zrobić w bambuko, tudzież w lewo. Zresztą słusznie prezie nie ufają sobie nawzajem, bo tak jest. Tam rzeczywiście każdy każdego chce przechytrzyć.

Zielona Góra i Gorzów przede wszystkim (słuchajcie: do spółki!!!), ale i Leszno z Tarnowem szeptały po kątach, iż Wrocław dogadał się taktycznie z Toruniem, aby obie te ekipy weszły do półfinałów, w tym jedna jako lucky looser, czyli po naszemu "szczęśliwy Lucek".

Na czym owe podejrzenia były budowane? Trener Betardu Marek Cieślak wcześniej osobiście zeznał w mediach, że Wrocław z Toruniem przejdą do półfinałów ramię w ramię (skąd ta podejrzana miłość?). Przeanalizujmy: w ostatnim meczu rundy zasadniczej Sparta została mocno obita u siebie na Olimpijskim przez "Anioły". Była jakaś taka bezradna. Ten wynik pozwolił obu drużynom ponownie zmierzyć się zaledwie tydzień potem we Wrocławiu, ale już w pierwszym meczu ćwierćfinałowym play off. I jakaż memarfoza! WTS-owcy wręcz rozjechali chłopaków z Toronto. Powstało więc wrażenie, że to dla nich łatwiejszy przeciwnik od Leszna, Gorzowa i Zielonki. Dodatkowo, potem torunianie nie zgodzili się (i Wrocław też, ale on nie był organizatorem spotkania, więc nie miał nic do gadania) na przesunięcie godziny rewanżowego meczu u siebie tak, by wszystkie trzy rewanżowe spotkania "ćwiartki" odbyły się o tej samej porze. W ten sposób Wrocek i Toruń (najpóźniejszy mecz) znałyby pozostałe wyniki, co ułatwiłoby im zadanie, gdyby wspólnie ewentualnie planowały zrobić jakiś szacher macher. To dolało oliwy do ognia. W środowisku zawrzało.

Osobiście nie bardzo wierzę w spiskowe teorie dziejów. Poza tym, w dobie telefonów komórkowych i tak łatwo teraz wykonać "wszystkie numery świata", nawet, gdyby te trzy mecze jechały równolegle.

Ale z drugiej strony, jak to śpiewają w żużlowej Polandii: "Nie masz cwaniaka nad Cieślaka". Jak wiemy, z powodu deszczu i tak spotkanie Unibax – Sparta przeniesiono na środę. I Anioły u siebie ograły Spartę 55:35. Było na styku, bo 31 oczek wyrzucało wrocławian za burtę play off, a wprowadzało do półfinałów Tarnów. Z kolei, gdyby Betard wyskrobał w Toronto 39 punktów, to w półfinale wpadłby na faworyzowaną Unię Leszno. A Cieślak uważa, że Falubaz będzie łatwiejszym przeciwnikiem. Może dlatego, wbrew zapowiedziom do kamery, Marek jednak nie puścił w taktycznej Crumpa w końcowej fazie meczu? Wszystko było pod kontrolą? Czyli cwana bestia Cieślakssen chyba na zimno kalkulował. Podejrzewam jednak, że i na Falubazie w półfinale przewiezie się wraz ze swoją Spartą. Te wszystkie wyliczenia podaję na odpowiedzialność red. Wojtka Koerbera z "Gazety Wrocławskiej", bo ja z matmy byłem w budzie największym głąbem. W razie czego poprawcie mnie.

Nasz Loram pojechał jak panienka

Wszyscy płaczą nad rozlanym mlekiem, czyli pechem Janusza "Grubego" Kołodzieja w GP Challenge w Vojens. "Grubego", bo on już jest tak wychudzony, że go spod czapki nie widać. "Koldi" zaliczył pechowy defekt motoru (kamyczek wpadł tam, gdzie wpaść nie powinien) i zajął dopiero czwarte miejsce. A awans do GP dawało tylko podium. I co teraz? Liczycie na to, że Lindgren, który awansował z Challenge'u, będzie teraz szalał, by wypchnąć z podstawowej ósemki GP kapitana swojej szwedzkiej reprezentacji "Adrenalinę" Jonssona? Ja bym nie liczył. A dzika karta? Sajfutdinow, Pedersen, Hancock (lub Jonsson, jeśli jednak wyleci) i Angol, np. Harris. A jeszcze są przymiarki do Bogdanovsa, jeśli sięgnie po IMŚJ. Tak więc Kołodziej ma marne szanse na dzikusa. Może, gdyby Holta jeździł w GP jako Norweg...

Kołodziej zasuwa po torze dynamicznie, gwałtownym operowaniem manetką gazu i sylwetką czasem przypomina mi Marka Lorama. Ale w wyścigu dodatkowym w GP Challenge w Vojens pojechał jak pipa, delikatnie niczym dziewica na wydaniu. Tak to można się certolić na zawodach towarzyskich. Mistrzami świata zostają bandyci na torze typu Rickardsson, Crump, N. Pedersen czy nasz Tomek Gollob. Oni gdy słyszą, że ktoś przymierza się, by ich wyprzedzić z wyjścia po zewnętrznej, to po prostu dojeżdżają do płotu, zamykają drogę delikwentowi i dają mu do zrozumienia: - Synku, nawet nie próbuj tam wsadzać przedniego koła, myślisz, że ci zostawię miejsce? Ni chu, chu!

No i taki rywal zaciąga hamulec ręczny i już wie, że z frajerem nie ma do czynienia, a gdy się będzie stawiał, to po prostu zostanie wkomponowany w płot. Speedway is brutal und full of zasadzkas.

Dobrze choć, że z tego Vojens awansowali najbardziej sensowni kolesie, poza Kołodziejem oczywiście, który nie awansował (ale na GP w Bydzi powinien dostać dzikusa, bo tam nam będzie potrzebny mocny zawodnik, żeby odbierał punkty najgroźniejszym rywalom Golloba i Hampela). W GP '2011 zobaczymy więc Artioma Łagutę (a i Grigorij by się przydał), Antonia Lindbaecka, i Fredrika Lindgrena.

To woda na mój młyn, bo przecież jeszcze przed GP Challenge w Vojens tak pisałem w naszym branżowym piśmie żużlowym w swej zapowiedzi tej imprezy:

"Tak naprawdę, coś nowego, ożywczego do cyklu GP mogliby wnieść jedynie Kołodziej, Łagutowie i Madsen. Zostawiłbym jeszcze Lindgrena, bo wciąż młody i perspektywiczny jest. Reszta już w tym cyklu była i szybko się zbyła. Taki dziadzio Zetterstroem za chwilę wyleci z GP na zbity pysk. No chyba, że znów mu się poszczęści w Challenge'u. To byłaby katastrofa dla światowego żużla jak i np. awans Gapińskiego. Nie, awans "Gapy" to byłby śmiech na sali i oznaka, że speedway jest na dnie. Jeśli chodzi o poziom. Jeszcze się zastanawiam nad Lindbaeckiem, bo choć on na ogół cieniuje u nas w lidze, to w GP czasem mu wychodziło. Jonasson i Harris to bardzo widowiskowo jeżdżący zawodnicy, lecz dla mnie za słabi na GP. I taki to będzie ten cały Challenge w Vojens. Na bezrybiu i rak ryba, jak to mówią kłusownicy z mazurskich jezior".

Teraz Tomek, potem Jarek

Hampel to mój wspaniały kumpel, nawet jestem nieoficjalnie w jego medialnym teamie. Ale on szanuje to, że jestem uczciwy i zawsze mówię to co myślę i czuję. A moje uczucia są takie, iż chcę, by w tym roku indywidualnym mistrzem świata wreszcie został Tomek Gollob, przy srebrnym medalu Jarka, a za rok, żeby było odwrotnie: pierwszy Hampel, drugi Gollob. I tej wersji będę się trzymał. A więc Panowie, powodzenia na wiosce w Gorican!

Bartłomiej Czekański

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×