Mogę być zadowolony z debiutu w Grand Prix - rozmowa z Juricą Pavlicem przeprowadzona po GP Chorwacji w Gorican

Jurica Pavlić przez niektórych uważany był jako "czarny koń" Grand Prix Chorwacji, wszak nikt inny nie znał tego obiektu tak dobrze jak wychowany na tym torze Chorwat. 5 punktów nie wystarczyło Pavlicowi do awansu do półfinału. Mimo wszystko 21-latek zawody uznał za udane. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl przyznał, że debiutancki turniej w jego rodzinnym mieście był ogromnym wydarzeniem dla Gorican.

W tym artykule dowiesz się o:

Rozmawiamy po debiutanckiej Grand Prix Chorwacji na Twoim domowym torze. Chyba nie do końca jesteś zadowolony z osiągniętego wyniku, choć półfinał był faktycznie na wyciągnięcie ręki...

- Z jednej strony nie jestem zadowolony, a z drugiej cieszę się z tego, co osiągnąłem. Przecież to były zawody Grand Prix, w których startuje 15 najlepszych żużlowców świata. Oczywiście, że mogłem znać lepiej ten tor niż oni, ale nie zapominajmy, że światowej czołówce wystarczy czasami jeden wyścig, by odczytać warunki torowe. Cieszę się, że w tak silnej stawce, nie odstawałem od nich, nie jeździłem 100 metrów za czołówką. W każdym wyścigu starałem się walczyć.

Do półfinału zabrakło dwóch punktów...

- Zgadza się. Gdybym wywalczył w którymś z wyścigów dwa punkty więcej, pojechałbym w półfinale i wówczas zawody można byłoby uznać za bardzo udane. I tak jednak cieszę się z tego co zrobiłem. Pięć punktów w tak wyrównanej stawce jak na debiutanta nie jest złym wynikiem.

Większość zawodników mówiła jednak, że ciężko było odczytać ten tor, który zmieniał się praktycznie po każdej serii...

- Może i tak, ale z drugiej strony było bardzo wiele linii do wyprzedzania. Można było jechać zarówno przy krawężniku jak i po zewnętrznej. Zawody mogły podobać się kibicom. Było dużo ścigania. Ogólnie cieszę się, że tak dobrze wypadło pierwsze Grand Prix na moim domowym torze.

Jednak pola startowe były wyraźnie zróżnicowane. Zdecydowanie lepiej jechało się z wewnętrznych pól. Tak zawsze jest na tym obiekcie czy tylko akurat po tych sobotnich opadach deszczu tak to wyglądało?

- Tylko w niedzielnych zawodach tak było i sam trochę się zdziwiłem tym faktem. Normalnie przecież można tutaj dobrze startować z każdego pola, a w Grand Prix faktycznie lepiej niosły wewnętrzne pola startowe. Nawet jednak kiedy przegrało się start, można było walczyć na dystansie. Cieszę się, że zawody były ciekawe.

Wracając jeszcze do sobotniego deszczu, czy miał on duży wpływ na to, jak przygotowany był tor w niedzielę?

- Myślę, że nie. Słońce szybko go wysuszyło. Tor był bardzo fajny. Tak jak wspomniałem, można było się na nim ścigać, a o to przecież chodzi w żużlu.

Grand Prix w Gorican to chyba duże wydarzenie dla tej miejscowości. Zadowoleni jesteście z frekwencji czy spodziewaliście się jeszcze więcej kibiców?

- Bardzo dużo kibiców przyjechało na zawody. Gorican to bardzo małe miasto. Żużel nie jest u nas tak popularny jak w Polsce czy Szwecji. Cieszymy się, że tylu ludzi nas dopingowało. Dziękuję im za obecność i żywiołowy doping.

W przyszłym roku też będziecie chcieli zorganizować Grand Prix?

- Czas pokaże. Jesteśmy po debiucie. Nauczyliśmy się na pewno bardzo dużo. Zobaczymy. Najważniejsze, że pierwszy krok już zrobiliśmy.

Myślisz o tym, by w niedalekiej przyszłości startować w Grand Prix jako pełnoprawny uczestnik cyklu?

- Najpierw muszę przejść przez kwalifikacje. Awans do finału Grand Prix Challenge nie jest wcale taką prostą sprawą, a żeby znaleźć się wśród trzech żużlowców, którzy otrzymują przepustki do Grand Prix, musi w finale wszystko zagrać. Potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby dołączyć do Grand Prix. Nie chcę jeździć w tym cyklu jako statysta. Jak już się w nim znajdę, zamierzam tam namieszać. By to jednak osiągnąć, muszę jeszcze zbierać doświadczenie. Debiut w Grand Prix na torze w Gorican był dla mnie świetną lekcją. Mogłem skonfrontować się z najlepszymi na świecie. To nie to samo co jazda z nimi w lidze.

Komentarze (0)