Zawodnicy byli na "lewych" etatach w zakładach - rozmowa z Henrykiem Jaskiem, trenerem Kolejarza Rawicz

Po spotkaniu prezesów klubów żużlowych w Gnieźnie odezwały się liczne głosy broniące zawodników. W rozmowie z naszym portalem trener Kolejarza Rawicz, Henryk Jasek, zwraca jednak uwagę na fakt, iż kiedyś żużlowcy ryzykowali swym zdrowiem i życiem za o wiele mniejsze pieniądze niż dziś. Ponadto wrocławianin odnosi się do niedzielnego meczu RKS-u w Lublinie.

Jarosław Handke: Jak pan się ustosunkowuje do zmian regulaminowych, o których zrobiło się głośno po spotkaniu prezesów klubów w Gnieźnie?

Henryk Jasek: Chodzi o te płatności za punkty i tak dalej?

Dokładnie.

- Szczerze mówiąc, nie zapoznałem się z tym wszystkim dobrze. Nie za bardzo wiem o szczegółach, nie rozmawiałem na ten temat z prezesem. Na to pytanie jeszcze nie odpowiem.

Spytam więc konkretnie o to, czy zakończenie sezonu po rundzie zasadniczej w drugiej lidze będzie dobrym rozwiązaniem?

- To jest złe i dobre. Najlepszym przykładem jest Gorzów, który jechał bardzo dobrze przez cały sezon, a nawet do półfinału się nie załapał. Jest to trochę krzywdzące. Z drugiej strony, górna czwórka ma o co walczyć. Rozwiązanie to ma i plusy, i minusy.

Czy sądzi pan, że zawodnicy mają dziś aż tak wygórowane żądania, by należało je ograniczać w sposób zaproponowany w Gnieźnie?

- Gdyby kluby nie godziły się na wygórowane żądania pewnych zawodników, to sytuacja by się unormowała. Nie trzeba by żadnych przepisów. Ustalenie, tak jak teraz, przepisów odgórnych dotyczących tej kwestii jest korupcjogenne. Pieniądze mogą iść pod stołem. Powinno być tak, że prezesi się dogadują, zawodnicy także zjeżdżają nieco z tonu żądań. Ja wiem, że każdy chciałby jak najwięcej zarobić, ale są jakieś granice. Nie wytrzymują kluby takiego obciążenia. Myślę, że to nie jest do końca dobre rozwiązanie z tymi maksymalnymi stawkami, bo może to w przyszłości stwarzać niepożądane sytuacje.

Ile pieniędzy zarabiali zawodnicy, gdy na torze jeździł Henryk Jasek? Oczywiście w przeliczeniu na czasy obecne.

- Oczywiste jest to, że zawodnicy jechali za dużo mniejsze pieniądze. Byli za to na "lewych" etatach w zakładzie. Przychodziła zima, każdy coś tam miał. To wszystko się liczyło do emerytury. Wyglądało to tak, że byłem normalnie zatrudniony, tylko do pracy nie chodziłem. Jeśli zawodnik był dobry, to był zatrudniony na kilku etatach. Takie to były czasy. Było to chore. Teraz dobry zawodnik odpowiednio zarabia, natomiast słaby kiepsko. Wiadomo, że sprzęt jest drogi. Dawniej nawet jeśli ktoś jechał kiepsko, to jakiś motor miał. Motory były bowiem klubowe.

Czy nie sądzi pan, że kilka tysięcy złotych za punkt dla juniora w Ekstralidze to nie zbyt duża kwota? Przecież to zwłaszcza młodzi ludzie podatni są na tak zwaną "sodówkę".

- To wszystko zależy od zawodnika. Każdy sobie zdaje sprawę z tego, że w takim przypadku to już są dość dobre pieniądze. Jeśli ta "sodówa" nie odbije, to można się jakoś w życiu "ułożyć". Jeśli taki zawodnik chce godnie żyć, kupić mieszkanie, to stać go na to. Jeżeli chłopak jest w miarę mądry, to myśli już w takim wieku o jakiejś przyszłości.

Zawodnicy z czasów pańskiej kariery nie mogli się więc szczególnie dorobić na ściganiu w lewo?

- Nieszczególnie. Było to na pewno jakieś dużo lepsze życie, jeśli ktoś dobrze jechał, w porównaniu z życiem jakiegoś zwykłego śmiertelnika. Nie były to jednak jakieś wielkie kwoty.

Wróćmy do teraźniejszości. W niedzielę Kolejarz jedzie w Lublinie, gdzie zdobycie 25 punktów będzie można uznać za sukces.

- Myślę, że tak, tym bardziej, że jedziemy w osłabionym składzie. Takie są realia. Wszystko opiera się na kasie. Gdyby koszty nie były takie, to byśmy jechali w najmocniejszym składzie.

Większe szanse rawiczanie mają 12 września, gdy zmierzą się z lublinianami u siebie.

- Powinniśmy się w tym meczu pokazać z dużo lepszej strony niż ostatnim razem, gdy podejmowaliśmy tego rywala.

Do I ligi awansuje klub z Łodzi czy Lublina?

- Myślę, że Lublin jest mocniejszą drużyną na wyjazdach. Łódź jest dość mocna u siebie, gdzie zawodnicy są dobrze spasowani na specyficznym torze. Gdyby wziąć pod uwagę siłę całej drużyny, to na pewno mocniejszy jest Lublin.

Komentarze (0)