- Mecz bardzo fajny. Szkoda, że tor nie był przygotowany do walki, tylko po to, żeby nas nie wiem - przestraszyć? Wydaje mi się, że gospodarze sami sobie troszeczkę strzelają w stopę, bo Falubaz naprawdę ma znakomitych zawodników, którzy potrafią walczyć. A tor czasami nie pozwala, tylko start i każdy próbuje utrzymać się na motocyklu. Dobrze, że Piotrkowi Protasiewiczowi nic się nie stało, bo jego upadek naprawdę mógł skończyć się gorzej - powiedział po meczu Maciej Janowski.
Junior Betardu WTS-u odniósł się do sytuacji z odebraniem sześciu punktów zdobytych przez Piotra Świderskiego. - Tak wyszło. Zdarza się w nerwach, czy w emocjach. Mechanik Piotrka wyprowadził jego motocykl. Wydaje mi się jednak, że powinno to być rozwiązane jakoś po sportowemu. Nawet lepiej jakby została za to nałożona finansowa kara niż odebrane tyle punktów. To nie jest runda zasadnicza, ani walka we wcześniejszej fazie ligi. Jesteśmy po całym sezonie i walczymy o finał. Nie powinno być czegoś takiego - ocenił.
Co było przyczyną słabszej dyspozycji wrocławianina? - Na pewno nie tor, bo był on dla wszystkich taki sam. Po drugim biegu już wszystko było OK. Delikatnie brakowało mi jeszcze ze startu, ale przed wyjazdem do trzeciego wyścigu zauważyliśmy, że rama w moim motocyklu była pęknięta i szybko musiałem wsiąść na drugi motocykl, który nie do końca był przygotowany tak jak powinien. Spowodowało to, że jak wjechałem na odsypaną część toru, to pojechałem prosto. Szkoda, że sędzia przerwał, bo już się zbierałem z toru. Czasami są takie dni: starałem się jak mogłem, a nie wychodziło - stwierdził Janowski.
Falubaz do stolicy województwa dolnośląskiego pojedzie z ośmiopunktową zaliczką. Dużo to, czy mało? - Lepiej by było, gdyby były tylko dwa punkty. Jest ich osiem i na pewno będziemy się starać i robić wszystko, co w naszej mocy, byśmy awansowali do finału - zakończył 19-letni żużlowiec.