Jarosław Galewski: Wystartowałeś już w dwóch turniejach cyklu Grand Prix. Czego nauczyła cię rywalizacja z najlepszymi zawodnikami świata?
- Lubos Tomicek: Zrozumiałem, jak wielkim przeżyciem jest dla każdego zawodnika jazda w cyklu Grand Prix. Jestem bardzo szczęśliwy, że było mi dane wystartować w dwóch tegorocznego rundach. Szczególne były dla mnie zwłaszcza zawody w Lesznie, które obejrzało niesłychanie wielu sympatyków czarnego sportu. Jazda w obu turniejach Grand Prix była dla mnie czymś niesamowitym. Przekonałem się, że w takiej stawce w każdym biegu trzeba jechać więcej niż na sto procent. Rywalizacja jest niesłychanie ciężka i wymaga od zawodnika wielkiej koncentracji.
Na pewno żałujesz nieco występu w Goeteborgu. Błąd w wyścigu z Nickim Pedersenem sprawił, że trzeba było odłożyć marzenia o awansie do półfinałów...
- Po każdych zawodach pojawia się wiele pytań typu: co by było gdyby...? Popełniłem wielki błąd i dlatego musiałem za to zapłacić stratą punktów. Mam tylko nadzieję, że wyciągnę z tego odpowiednie wnioski i taka sytuacja nie powtórzy się w przyszłości.
Z pewnością liczysz, że otrzymasz dziką kartę na Grand Prix Czech...
- Nigdy nie ukrywałem, że kocham i bardzo chcę jeździć dla mojego kraju i dlatego otrzymanie dzikiej karty na Grand Prix Czech byłoby dla mnie czymś wyjątkowym. Pracuję ciężko, aby zasłużyć na to wyróżnienie. W tej chwili ciężko przewidzieć, jak potoczą się sprawy. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać.
Porozmawiajmy o lidze polskiej. Jak na razie zespół z Opola spisuje się poniżej oczekiwań. Gdzie należy szukać przyczyn takiego stanu rzeczy?
- Myślę, że spora grupa zawodników z mojej polskiej drużyny dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków. Należy zauważyć, że przegraliśmy kilka spotkań niewielką różnicą punktów. Takie sytuacje zdarzają się w speedwayu. Opuściłem dwa niezwykle ważne spotkania swojego polskiego zespołu i bardzo tego żałuję. Niestety, nie mogłem pojechać na wyjazd do Krosna z powodu obowiązków względem czeskiej federacji i do Łodzi, ponieważ mój samochód uległ awarii. To naprawdę wielki pech, ale nie mogę już w tej chwili nic na to poradzić. Pragnę jedynie bardzo przeprosić kibiców i działaczy za zaistniałe problemy.
To twój pierwszy sezon w gronie seniorów. Czy trudno odnaleźć się w tej sytuacji?
- Niestety, nie wszystko w tym sezonie układa się tak, jakbym tego chciał. Nie jestem zadowolony ze swoich występów. Nie potrafię znaleźć przyczyn takiego stanu rzeczy, ale być może masz rację. Niewykluczone, że pierwszy sezon w gronie seniorów jest trudniejszy niż oczekiwałem. Wraz z moimi ludźmi pracuję ciężko, aby było znacznie lepiej. Powiem szczerze, że nigdy wcześniej nie wkładałem takiego zaangażowania w swoją pracę jak obecnie. Jest to spowodowane faktem, że bardzo chcę osiągać dobre wyniki, a to jak na razie mi się nie udaje. Startuję pod wielką presją, ale mam świadomość, że sam ją wokół siebie stworzyłem.
Niedawno miała miejsca pierwsza rocznica śmierci Michala Matuli. Jak wspominasz swojego rodaka?
- Pierwszy raz spotkałem Michala na żużlu. Później chodziliśmy do tej samej szkoły, a nawet do jednej klasy. Z tego powodu mogłem poznać go nieco bardziej. Był to niezwykle sympatyczny chłopak, który lubił speedway. Najbardziej smutne jest to, że stracił życie przez sport, który tak kochał...