Mam nadzieję, że kibice będą mnie dobrze wspominać - rozmowa z Dariuszem Fijałkowskim, byłym żużlowcem

Dariusz Fijałkowski to ostatni wychowanek krakowskiej Wandy. "Zibi" licencję zdał w 1995 roku, a w swojej karierze reprezentował kluby z Krakowa, Częstochowy, Krakowa, Bydgoszczy, Grudziądza oraz Łodzi. Po sezonie 2008 zdecydował się zakończyć swą przygodę z żużlem. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl sympatyczny krakowianin podsumowuje swoją karierę, opowiada o tym co robi po jej zakończeniu oraz ocenia pierwszy rok startów na drugoligowych torach Speedway Wandy Kraków.

Bartosz Pogan: Od trzech lat nie oglądamy cię na żużlowych torach. Czym obecnie się zajmujesz?

Dariusz Fijałkowski: Tak, to już prawie trzy lata, które minęły bardzo szybko. Teraz pracuję w Danii dla znanego tunera Flemminga Graversena i wciąż jestem przy żużlu.

Po sezonie 2008 zdecydowałeś się zakończyć sportową karierę. Jak do tego doszło? Była to trudna decyzja?

- Była to bardzo trudna decyzja. Głównym powodem zakończenia kariery był brak odpowiednich finansów. Chciałem coś osiągnąć, a nie tylko jeździć na żużlu. Moja wola walki i ambicje nie przyciągnęły sponsorów, choć niejednokrotnie obiecywano mi "złote góry", ale na obietnicach się kończyło. Nie ukrywam, że chciałbym wrócić na tor, ale w obecnej sytuacji, bez odpowiednich środków nie jest to możliwe.

Na ligowych torach spędziłeś 13 lat i miałeś okazję posmakować jazdy na każdym szczeblu rozgrywek. Jak z perspektywy czasu oceniasz swoją karierę?

- Były wzloty i upadki, nie zdobyłem ważnych trofeów, ale miałem gdzieś tam swoją historię. Od początku mojej kariery do jej zakończenia było mi ciężko o sponsorów, a co za tym idzie, nie miałem odpowiedniego zaplecza sprzętowego. To przekładało się na moje wyniki. Miałem dużo ambicji i energii w sobie, lecz to nie wystarczyło, aby osiągnąć dobry wynik sportowy. Jeszcze także jako junior, gdy broniłem barw Włókniarza Częstochowa zdobyłem wraz z chłopakami medal MDMP. Mimo tego, mam nadzieję, że kibice zawsze będą mnie dobrze wspominać.

Po startach na drugoligowych torach w sezonie 2004 przyszedł czas na olbrzymi krok w przód i starty w Ekstralidze. Jak wspominasz okres spędzony w bydgoskiej Polonii?

- Była to szkoła profesjonalnego żużla dla mnie. Sezon w Bydgoszczy miał być dla mnie przełomowy. To, co wcześniej poznałem na torach, odbiegało daleko od tego co poznałem w Bydgoszczy. Ja, jako amator ekstraligowych torów, bo tak to mogę określić, szybko musiałem stać się profesjonalistą, by móc dorównać czołówce. Moja jazda była w kratkę, sezon rozpocząłem dobrze, potem był poważny upadek w Toruniu, znowu braki sprzętowe i finansowe. Były mecze, że punktowałem, a były też wpadki i upadki.

Potem przeniosłeś się do Grudziądza, gdzie wydaje się znakomicie się zaaklimatyzowałeś i podpisałeś dwuletni kontrakt. W sezonie 2005 plany pokrzyżowała jednak ciężka kontuzja barku, a sezon później również nie było łatwo. Jak ocenisz te dwa lata spędzone w Grudziądzu?

- To, czego nauczyłem się w Bydgoszczy procentowało już na torach pierwszoligowych. Sezon zaczął się dla mnie bardzo dobrze, wsparcie ze strony sponsorów i działaczy grudziądzkiego klubu, do tego wspaniałe przyjęcie przez kibiców. Ale niestety pechowy bieg i poważna kontuzja w meczu z Ostrowem pokrzyżował mi plany. Po szybkim powrocie na tor miałem nadzieję, że nadrobię stracone punkty, ale niestety kolejna kontuzja przekreśliła to. Kolejny sezon nie zaczął się najlepiej, ale szybko odnalazłem formę i przywoziłem cenne punkty dla Grudziądza. Myślę, że gdyby nie te kontuzje, to te dwa lata spędzone w Grudziądzu mogę uznać za udane.

W sezonie 2007 i 2008 startowałeś w barwach Orła Łódź. Pierwszy sezon miałeś niezły, a w drugim zaliczyłeś jedynie jeden mecz... Czy przenosiny do Łodzi nie były błędem?

- Tak, pierwszy sezon był nawet niezły, choć spodziewałem się po sobie więcej, ale miałem dużo defektów silnika. A kolejny rok był klapą dla mnie. To też pchnęło mnie do podjęcia tej decyzji o zakończeniu, jak również ciągłe problemy sprzętowe i finansowe.

Mimo, że nie startujesz już praktycznie od trzech sezonów, to i tak nadal jesteś ostatnim wychowankiem klubu z Krakowa. W sezonie 2010 została podjęta próba reaktywacji krakowskiego speedwaya. Jak oceniasz pierwszy rok startów Speedway Wandy Kraków na drugoligowych torach?

- Cieszę się, że żużel powrócił do Krakowa, lecz po przedsezonowych założeniach i wypowiedziach prezesów spodziewałem się trochę więcej. Pierwszy mecz pokazał, że może być dobrze, ale później czegoś zaczęło brakować. Mimo wszystko życzę im jak najlepiej.

Dziękuję za rozmowę.

- Również dziękuję i przy okazji chciałbym pozdrowić wszystkich kibiców!

Komentarze (0)