Albo Start albo ekstraliga - rozmowa z Kacprem Gomólskim, zawodnikiem Startu Gniezno

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Do meczu ze Speedway Miszkolc w Gnieźnie (3.06), Kacper Gomólski miał na swoim koncie jedynie dwa punkty zdobyte w czterech potyczkach ligowych! I prawdopodobnie to spotkanie, w którym jego plecy oglądał m.in. były uczestnik cyklu Grand Prix - Scott Nicholls, pozwoliło siedemnastolatkowi uwierzyć we własne umiejętności.

Od tego momentu forma Kacpra Gomólskiego szła w górę w niewiarygodnym tempie. Zaczął zdobywać sporo punktów dla Startu Gniezno w lidze, a ponadto osiągnął kilka spektakularnych sukcesów na innych frontach. Największe to bez wątpienia triumf z reprezentacją Polski w Drużynowych Mistrzostwach Europy Juniorów i brązowy medal Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. Osiągnięcia z drugiej części sezonu i zmiany w regulaminie ekstraligi dotyczące liczby polskich juniorów sprawiły, że aktualnie siedemnastolatkiem interesują się najlepsze kluby w Polsce! Kibiców z Gniezna frapuje czy wychowany w ich klubie junior zostanie, czy może skusi się na starty w najlepszej lidze świata.

Mateusz Klejborowski: Trzecie miejsce Startu Gniezno to sukces czy porażka?

- Myślę, że jako drużyna pokazaliśmy się z dobrej strony. Wygraliśmy większość meczów u siebie. Do tego dołożyliśmy zwycięstwa na wyjazdach. Sezon możemy zaliczyć do udanych, chociaż ciągle mam w głowie nasz mecz w Gdańsku. Gdybyśmy tam ugrali co najmniej remis, to walczylibyśmy o ekstraligę!

Z Gniezna komplet punktów wywiózł jedynie zespół z Rzeszowa, ale tylko jeden raz, bo w rewanżu to wy byliście lepsi...

- Niby wszyscy wiedzą, że mamy twardy tor, ale jakoś nikt nie umie sobie na nim poradzić. Rzeszowianom udało się tylko jeden raz, głównie przez to, że przez opady nie mogliśmy przygotować toru typowo pod nas. Szczerze mówiąc, to nie wiem, dlaczego inny zespoły mają u nas takie problemy. To jednak nie mój kłopot. Nasze motocykle są ustawione na beton.

Kacper Gomólski przed Lee Richardsonem

W tym sezonie w końcu odczarowaliście tory rywali. Kibice długo czekali na kolejne zwycięstwo Startu na wyjeździe, a przypomnę, że doszło do tego dokładnie 9 maja podczas meczu w Grudziądzu.

- To ważne, że zaczęliśmy wygrywać na wyjazdach. Gdyby nie punkty zdobyte w Grudziądzu czy Rybniku, to pewnie nie zdołalibyśmy awansować do pierwszej czwórki. Ja mam satysfakcję, że do każdej wygranej na wyjeździe, poza meczem w Daugavpils, kiedy byłem kontuzjowany, dołożyłem swoją małą cegiełkę. Okazało się, że jeden zdobyty przeze mnie punkt w Grudziądzu był punktem na wagę zwycięstwa (śmiech).

Najprzyjemniejszy moment związany z tym sezonem? Chciałbym zaznaczyć, że mam na myśli jedynie zmagania w lidze.

- Zdecydowanie drugi mecz z Marmą Rzeszów w Gnieźnie. Nie dość, że zrewanżowaliśmy się gościom, to jeszcze przedłużyliśmy nasze nadzieje na baraż.

A jeśli chodzi o wspomniane baraże. Ile było w waszych zapowiedziach kurtuazji, a ile faktycznej chęci osiągnięcia z zespołem czegoś wielkiego?

- Nie mieliśmy żadnych obaw, interesował nas baraż! Jaki sens miałoby celowe odpuszczenie rywalizacji, skoro każdy z nas marzy o ekstralidze? Przed meczem w Gdańsku wiedzieliśmy, co musimy zrobić, żeby znaleźć się w barażu. Jasne było, że o wszystkim zadecyduje forma dnia. No i niestety polegliśmy. Każdy próbował walczyć, dawał z siebie wszystko. Niestety taki jest sport. Momentami bardzo brutalny. Adrian (Gomólski) w pierwszym biegu miał taśmę, potem dostał tylko jedną szansę. Mirek (Jabłoński) i Krzysztof (Jabłoński) mieli problemy ze sprzętem. Złośliwość rzeczy martwych. W sporcie jest jak w życiu. Jak czegoś chcesz bardzo mocno, to zazwyczaj wszystko układa się dokładnie odwrotnie. W Gdańsku zapunktowało tylko czterech zawodników. To było zdecydowanie za mało, żeby wywieźć stamtąd przynajmniej remis.

"Gomóła" w pogoni za Joonasem Kylmaekorpim

Ty zdobyłeś siedem punktów, ale tylko dwa ostatnie biegi były takie, do jakich nas w tym sezonie przyzwyczaiłeś. Dlaczego motocykle dopasowaliście tak późno?

- W pierwszym biegu kompletnie nie trafiliśmy z przełożeniami. Na następny wyścig wziąłem drugi motocykl. Niby było lepiej, ale ciągle nie tak, jak oczekiwaliśmy. Do tego miałem problemy z goglami, przez co dwa ostatnie okrążenia pokonywałem bez nich. Wszystko zagrało tak jak powinno dopiero w wyścigach nominowanych. Szczególnie zadowolony byłem z czternastego biegu, który wygrałem. W kolejnym źle rozegrałem pierwszy łuk i byłem drugi. Być może gdyby trener postawił na mnie wcześniej, to ten wynik byłby jeszcze lepszy. Dziś są to jednak tylko spekulacje, przypuszczenia pozbawione sensu.

Patrząc na twoje wyniki, zastanawiające jest, dlaczego forma przyszła dopiero w drugiej części sezonu. Punktem zwrotnym było spotkanie ze Speedway Miszkolc, kiedy pokonałeś m.in. doświadczonego Scotta Nichollsa.

- Uważam, że to wynikało z małej ilości jazdy. Od połowy sezonu jeździłem praktycznie z zawodów na zawody. W tygodniu miałem turnieje dla juniorów, do tego normalne treningi z zespołem. Po jednym udanym meczu uwierzyłem w siebie i zacząłem jechać tak, jak należy. Nie miało dla mnie znaczenia czy spotkanie jest w Gnieźnie, czy na wyjeździe. Punktowałem wszędzie, bez względu na warunki.

W trakcie tej nieudanej części sezonu, pojawiły się nawet głosy, żeby zastąpić ciebie innym z juniorów Startu.

- Nie radziłem sobie w meczach, to fakt. Ale na treningach wygrywałem z kolegami z drużyny, więc widocznie trener uznał, że zasługuję na miejsce w składzie.

Miniony sezon to jednak nie tylko liga, ale też sukcesy w zawodach innej rangi. Trener Marek Cieślak powołał cię do młodzieżowej reprezentacji Polski, w której barwach zostałeś Drużynowym Mistrzem Europy do lat 19.

- Występy w kadrze to dla mnie ogromna satysfakcja i powód do dumy. Cieszę się, że szkoleniowiec postawił akurat na mnie. Myślę, że nie zawiódł się. W finale w Divisovie zdobyłem komplet punktów, mimo że jeździłem tam pierwszy raz w życiu. Żałuję tylko, że trener nie powołał mnie do kadry na finał Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów. Postawił na innych - trudno. Będę walczył o jego zaufanie w kolejnych latach!

Plecy siedemnastolatka oglądali m.in. liderzy Skorpionów

Później przyszedł nieoczekiwany sukces w postaci brązowego medalu Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. Chyba mało kto wierzył, że staniesz na podium. Sam widziałem ciebie w czołowej piątce, może czwórce. Twój medal wielu, także mi, sprawił sporo radości!

- Dziękuję (uśmiech). Szczerze mówiąc, to jechałem do Torunia z zamiarem wywalczenia miejsca w pierwszej piątce. Realnie oceniałem swoje możliwości. Przede wszystkim do momentu finału, w Toruniu jeździłem tylko raz w życiu, więc miejscowy tor nie mógł być moim atutem. Przed zawodami zrobiłem kapitalny remont silnika, który sprawdzałem dzień wcześniej na treningu w Gnieźnie. Muszę przyznać, że spisywał się wyśmienicie. Wszystko mi pasowało, wygrywałem starty i pędziłem do przodu. Aż do feralnego dziewiętnastego biegu...

No właśnie. Przez chwilę byłeś mistrzem Polski...

- Pewnie przez jakieś dziesięć sekund (śmiech). Wpadłem w koleiny, które dotąd były moim sprzymierzeńcem. Przyciągnąłem motocykl do siebie, ale na nic się to zdało. Uderzyłem w bandę. Tak skończyły się moje marzenia o złocie. Najwyraźniej tak miało być. Mimo że brązowy medal to mój sukces, to jednak pozostał niedosyt.

Najlepsza trójka MIMP. Kacper Gomólski (pierwszy z prawej) "tylko" z brązowym medalem

Zupełnie nie wyszedł ci za to finał Indywidualnych Mistrzostw Europy w chorwackim Gorican. Tam zająłeś miejsce pod koniec stawki.

- Założenia były inne. Chciałem być minimum w pierwszej ósemce. Nie poradziłem sobie z nowymi tłumikami, byłem wolny, do tego przegrywałem starty. Przed zawodami rozleciał mi się jeden silnik, który być może pasowałby akurat na tamten tor. Za rok spróbuję poprawić wynik z Gorican.

Do tego sezonu mówiło się o tobie, że jesteś zawodnikiem walecznym. Natomiast twoim mankamentem były starty. Ostatnie miesiące pokazały, że znacznie poprawiłeś także ten element żużlowego rzemiosła...

- Wiem jakie są moje słabe strony i ciągle nad nimi pracuję. Chcę być zawodnikiem kompletnym. Zawsze zazdrościłem mojemu bratu - Adrianowi - startów. On ten element opanował do perfekcji. Ja cały czas nad nim pracuję. Myślę, że pod koniec sezonu nie było źle, ale ciągle nie jest tak, jakbym chciał.

Koniec sezonu sprawia, że nie unikniemy pytania: co dalej?

- Na chwilę obecną mogę powiedzieć tyle, że jeśli zostanę w pierwszej lidze, to tylko w Gnieźnie. Innej opcji nie biorę pod uwagę. Natomiast czy będzie to Start czy ekstraliga - nie wiem. Ekstraliga kusi, tym bardziej, że lubię wyzwania. Chcę być coraz lepszym żużlowcem, a nie da się tego osiągnąć bez stałego kontaktu z najlepszymi na świecie. Na razie nic nie jest przesądzone. Wspólnie z tatą musimy rozważyć wszystkie za i przeciw. Na pewno nie jest tak, że chcę odejść z Gniezna za wszelką cenę. Powtarzam, jeśli wybiorę pierwszą ligę, to na pewno będzie to Start! Nowy kontrakt chciałbym podpisać na początku grudnia, więc wtedy wszystko będzie jasne.

Gomólski w barwach młodzieżowej reprezentacji Polski

Planujesz starty za granicą?

- Tak. W tym roku dzięki Adrianowi pokazałem się w Niemczech i już teraz mam zaproszenia na dwa turnieje, które zostaną rozegrane w nowym sezonie. Być może uda mi się też podpisać kontrakt z jednym z klubów Bundesligi. Ponadto planuję starty w pierwszej lidze w Szwecji.

Chciałbyś coś dodać?

- Przede wszystkim chciałbym podziękować moim rodzicom i bratu, że jakoś ze mną wytrzymują (śmiech). Ponadto dziękuję też sponsorom, bez pomocy których nie mógłbym osiągnąć tego, co osiągnąłem. Mam tu na myśli Andrzeja Hurysza z firmy Oskar, Krzysztofa i Annę Grenda, Piotra Bartza, firmy Woker oraz Pralbiel. Ponadto nie mogę nie wspomnieć o osobach z naszego teamu: Mariuszu Świdzińskim, Grzegorzu Kukawie, Łukaszu Związko i Mateuszu Klejborowskim. Zawsze mogłem też liczyć na pomoc Sławka Dudka. Ale żeby nie było wątpliwości, chodzi o mojego wujka, a nie o tatę Patryka Dudka (śmiech).

Źródło artykułu:
Komentarze (0)