Adam Zasimowicz: Odkąd odszedłeś z Unii Leszno słuch o tobie "zaginął". Czym się aktualnie zajmujesz?
Sławomir Kryjom: W tej chwili mieszkam w Sopocie. W ostatnim czasie sytuacja w moim życiu uległa zmianie i pracuję na własny rachunek. Od zawsze chciałem otworzyć agencję menedżerską dla zawodników i wreszcie mogłem to zrealizować. Z początkiem listopada rozpocząłem współpracę z kilkoma zawodnikami krajowymi jak i zagranicznymi. W planach miałem także pracę w branży ubezpieczeniowej, jednak żużel nie chce mnie wypuścić i w związku z prowadzoną działalnością z dnia na dzień mam coraz mniej czasu i myślę, jak to połączyć. Jest to moje główne zadanie na listopad, żeby wszystko tak zorganizować, aby wszystko należycie funkcjonowało.
Czy będziesz nadal pracował w żużlu?
- Tak jak wspomniałem wcześniej moja firma Kryjom Sport Management to w tej chwili dla mnie najważniejsza sprawa. Po ogłoszeniu mojego odejścia z Leszna mój telefon nie milknął, co nie ukrywajmy, pokazało mi, że nie jestem osobą anonimową. Dlatego nawet jakbym zdecydował się na pracę w którymś z klubów, nikt z Unii nie powinien mieć do mnie pretensji, ponieważ nikt nie nalegał, abym zmienił swoją decyzję o odejściu. Siłą rzeczy będę związany z tym sportem. Ponadto posiadam międzynarodową licencję kierownika zawodów i jest wielce prawdopodobne, że podczas imprez międzynarodowych w Polsce będę pełnił tą funkcję. A tych imprez w Polsce w sezonie 2011 odbędzie się sporo. Wiele wskazuje na to, że również poza granicami naszego kraju będę miał okazję pracować przy imprezach międzynarodowych. Oczywiście jeśli Polski Związek Motorowy wyrazi na to zgodę. Do tej pory nie było z tym problemu, więc myślę, że tak będzie dalej.
Jeszcze nie można podpisywać kontraktów z nowymi zawodnikami, głośno jest ostatnio natomiast o zmianach regulaminowych. Jak je oceniasz, a w szczególności KSM?
- Myślę, że wprowadzenie KSM to bardzo dobry pomysł. Z pewnością wyrówna się siłę poszczególnych zespołów. Osobiście uważam, że bardziej powinni być promowani wychowankowie klubu, mam tu na myśli juniorów. Taki zawodnik w macierzystym klubie powinien mieć KSM na poziomie 2,50. Z pewnością taki zapis obudziłby faktycznie szkolenie młodzieży w klubach. Ciekawą sprawą jest nowa tabela biegów, która troszeczkę zmieni strukturę zespołów. W jednym roku prezesi zdecydowali się na polskich juniorów i to w dodatku na dwóch, którzy mają po trzy obowiązkowe starty. Do tej pory polski junior był zawodnikiem jednego biegu. Wyjątek tutaj stanowili Dudek, Janowski i Pawlicki. W innych zespołach regularnie startowali obcokrajowcy. Od sezonu 2011 w Ekstralidze będą startować zawodnicy świeżo po licencji, ponieważ nie wszystkie kluby są gotowe na to, aby wystawiać parę polskich juniorów. Być może warto było podzielić starty między tych zawodników w następujący sposób. Zawodnik z nr 14 i 6 - 4 starty, zawodnik z nr 15 i 7 - 2 starty i 3 raz możliwość startu jako rezerwa zwykła. Wtedy jeden dobry junior ma możliwość startu w czterech biegach i faktycznie może się pokazać trenerowi czy menedżerowi, że zasługuje na start w biegach nominowanych, ponieważ podobnie jak seniorzy ma 4 starty w meczu. Szczerze to nie zazdroszczę sytuacji w Zielonej Górze, gdzie jest świetny junior Patryk Dudek i w obecnej sytuacji któremuś z 5 mocnych seniorów trzeba zabrać bieg lub pozostawić Patryka z 3 biegami w meczu. Faktycznie nie można podpisywać nowych kontraktów, aczkolwiek można negocjować już z zawodnikami od czasu ich ostatniego meczu ligowego. Jak czytam niektóre wypowiedzi ludzi pracujących w sporcie żużlowym, to się zastanawiam czy kiedykolwiek mieli Regulamin Sportu Żużlowego w ręce. Można też podpisywać listy intencyjne w sprawie zawarcia kontraktu, ale z tego co widzę nikt w Ekstralidze nie zdecydował się na taki ruch.
Wierzysz w to, że KSM i regulaminy finansowe doprowadzą do poprawienia kondycji finansowej klubów?
- Kondycję finansową klubów może poprawić tylko rozsądek ludzi w klubach, którzy odpowiadają za finanse. Jest KSM, są regulaminy finansowe, a z tego co obserwuję z boku, rozmowy trwają w najlepsze. Zawodnicy ostro negocjują, prezesi budują ponownie mocne ekipy, które mają walczyć o najwyższe cele. Póki co nie widziałem nigdzie wypowiedzi, żeby ktokolwiek poświęcił sezon 2011 na uzdrowienie sytuacji w swoim klubie. Mamy kolejny okres transferowy i cały czas jest tak samo. Już niedługo kluby będą pisać wnioski o przyznanie licencji i zobaczymy jak to wszystko będzie wyglądać.
Zapewne śledzisz okres transferowy. Jak odbierasz doniesienia o zmianach klubu takich zawodników jak Crump, Holta czy Jonsson?
- Przed każdym nowym sezonem dochodzi do kilku ciekawych transferów, które mają istotny wpływ na układ sił. Póki co są to tylko fakty medialne niepotwierdzone w klubach. Osobiście jestem przekonany, że Crump będzie jeździł w Rzeszowie. Prezes Marta Półtorak już wcześniej zapowiadała że chce zawodnika z Top 3. Gollob i Hampel zostają w swoich klubach, więc Crump idealnie pasuje do tej układanki. Z tego co wiem to Jonsson i Holta przebywają poza granicami Polski i dopiero od połowy listopada rozpoczną negocjacje. Wg mojej oceny w tym okresie transferowym dojdzie do wielu zmian ze względu na wprowadzony KSM.
Ostatnio głośno jest o braciach Pawlickich. Co ty, jako były dyrektor Unii doradziłbyś teamowi Pawlickich – starty w Lesznie czy Gorzowie?
- Nie ma co tutaj ukrywać, że sytuacja jest patowa. Przemek ma ważny kontrakt do 2012 roku i tak de facto bez zgody Unii Leszno nie ma pola manewru. Z drugiej jednak strony z niewolnika nie ma pracownika, więc zatrzymywanie i zmuszanie go do jazdy w Lesznie jest bez sensu. Ojciec zawodników wielokrotnie wspominał, że od sezonu 2011 bracia będą jeździć razem. Nie wiem jakie jest stanowisko zarządu klubu w tej sprawie na dzień dzisiejszy, bo nie pracuję już w Lesznie. Jedno jest pewne. Tą sprawę może rozwiązać tylko kompromis. Pytanie tylko czy jest szansa na to, że obie strony potrafią się porozumieć. Szkoda, że tak się potoczyła sprawa z Pawlickimi, bo niewątpliwie są to nietuzinkowi młodzieżowcy i z pewnością byliby wzmocnieniem Unii Leszno w momencie kiedy karierę zakończył Leigh Adams. Poza tym nie wiem jak będzie wyglądał skład Unii, ponieważ KSM nie jest sprzymierzeńcem tej drużyny. Jestem ciekaw, jak to będzie wszystko zorganizowane. Kibice w Lesznie zasługują na drużynę, która będzie walczyła o najwyższe cele. Póki co nie wygląda to zbyt różowo.
Unia Leszno ostatnio gościła u prezydenta miasta, a także podziękowała sponsorom. Na obu spotkaniach próżno było szukać ciebie. Dlaczego?
- Faktycznie nie było mnie na tych spotkaniach. Jak wiadomo "sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą" i proszę mi wierzyć, że nigdy nie byłem traktowany jako odpowiedzialny za sukces. Z lokalnych mediów dowiedziałem się, że zostały przyznane wyróżnienia. Z perspektywy czasu wiem, że niektórym osobom związanym z klubem moje odejście było na rękę. Mam teraz dużo innych obowiązków na głowie. Ja nie palę za sobą mostów. Pożegnałem się w odpowiedni sposób z zarządem i pracownikami klubu. Zawodnicy, kiedy się dowiedzieli o tym, że odchodzę, nie mogli w to uwierzyć. To co usłyszałem od każdego z chłopaków było bardzo miłe i świadczyło o naszej bardzo dobrej współpracy. To na zawsze pozostanie w mojej pamięci i jest dla mnie największą wartością.
Twój największy sukces i porażka podczas 10-letniej przygody z Unią to...
- Największy sukces to z pewnością mistrzowski tytuł z 2007 roku. Wtedy Unia Leszno nie była najsilniejszą ekipą, a pokonaliśmy w finale Unibax. Sezon życia mieli wtedy Damian Baliński i debiutanci Troy Batchelor oraz Jurica Pavlic. Największa porażka to z pewnością sezon 2002. Wtedy byliśmy murowanym kandydatem do tytułu. W decydującym meczu w Bydgoszczy prowadziliśmy już różnicą 8 punktów. Niestety frajersko przegraliśmy końcówkę tego meczu i musieliśmy uznać wyższość ekipy Tomasza Golloba. Wtedy naprawdę niewiele brakowało, abyśmy byli mistrzem Polski.