- Były rozmowy z działaczami innych klubów, nie ukrywam. Warto spróbować wszystkiego. Czasami trzeba było szukać alternatywy. Ale zawsze jakoś zostawałem w Toruniu - mówi Wiesław Jaguś. - Przychodzili tu inni zawodnicy, zarobili, odchodzili, a ja tu byłem cały czas. Zdarzały się kłopoty z płatnościami, ale wolałem zagryźć wargi, przeczekać, i zawsze jakoś ostatecznie mnie spłacano. Teraz myślę, że chyba mi się to opłacało.
W tym sezonie toruńscy kibice często mieli pretensje do swojego zawodnika, że po spotkaniach wy chodził na tor podziękować im za doping. - To była sprawa ambicji. Zakodowałem sobie, że trzeba być najlepszym. Wcześniej przeważnie wygrywałem. Teraz nagle przyszły porażki. Najpierw pojedyncze, a pod koniec przegrywałem już wszystko. Zeszło ze mnie powietrze, miałem wrażenie, że cały świat obrócił się przeciwko mnie. Straciłem chęć do jazdy, przestała mnie bawić. Stwierdziłem, że trzeba zakończyć karierę. A kibiców chciałbym bardzo przeprosić, że do nich nie wychodziłem. Po prostu ciężko przeżywałem w tym momencie porażki w parkingu - wyjaśnił Jaguś.
Źródło: Nowości.