Łukasz Czechowski: Sezon 2011 będzie twoim piątym rokiem startów w stolicy Wielkopolski. Dlaczego zdecydowałeś się podpisać kontrakt z PSŻ Poznań?
Norbert Kościuch: Będę jeździł tu już piąty sezon, więc znam doskonale to środowisko, mam poukładane wszystkie sprawy, mam sponsorów, więc nie bardzo miałem ochotę cokolwiek zmieniać. Widać też, że w Poznaniu wszystko idzie w dobrym kierunki. Wprawdzie ten rok nie był dla nas zbytnio udany - po dobrym początku wszyscy spodziewaliśmy się, że będziemy w górnej czwórce bez większych problemów, ale życie zweryfikowało nasze plany. Taki jest sport - raz, drugi powinęła nam się noga i skończyliśmy na 6. miejscu. Ale po jednym takim sezonie nie można odwracać się od klubu. Brakowało nam odrobiny szczęścia i mam nadzieję, że w przyszłym roku słońce zaświeci dla poznańskiego żużla.
Miałeś propozycje z innych klubów?
- Jak kończył się sezon, to nie nastawiałem się na jakieś szczególne rozmowy z innymi klubami. W Poznaniu od razu dostałem ofertę, a i sam nie bardzo chciałem zmieniać otoczenia. Jakieś sygnały były, były drobne zapytania, ale do żadnych szczegółowych rozmów nie doszło.
Jakie kluby były zainteresowane?
- Nie chcę tego mówić, niech to zostanie między nami.
Norbert Kościuch na torze w Rybniku
Rozważałeś w ogóle starty w ekstralidze?
- Raczej nie. Nie chciałbym się porywać z motyką na słońce. Nie czuję się jeszcze na to gotowy, więc nie było sensu się pchać, bo to mogłoby się źle odbić na mojej dalszej karierze.
Do podpisania umowy w Poznaniu nie zniechęcił cię fakt, że przed rundą finałową poznańscy działacze zmusili zawodników, w tym również ciebie, do obniżenia kontraktów?
- Na pewno nie była to miła sytuacja. W trakcie gry nie powinno zmieniać się zasad, a nas, zawodników, nie tylko zresztą w Poznaniu, postawiono pod ścianą. Za naszymi plecami, po raz kolejny, coś wymyślono. Teraz wprowadzane są jakieś regulaminy wynagradzania, a to przecież jest wtrącanie się w nasze prywatne firmy, bo przecież my jesteśmy zawodowcami. Dla mnie wprowadzanie jednolitych stawek jest chore. Jeśli klub jest bogaty i go stać, niech płaci, a prezesi niech takie sprawy rozgrywają między sobą, a nie ustalają stawki, za które nie da się jechać. A wracając do pytania - wiem przecież, że nie tylko w Poznaniu są problemy, w innych klubach I Ligi także, nawet w ekstralidze nie wszędzie jest dobrze, a z deszczu pod rynnę też nie chciałem wpadać. Wiem, że w Poznaniu nic złego nie powinno mi się zdarzyć, a teraz są w klubie ludzie, którzy chcą ratować żużel, wynosić go na wyższy poziom. Myślę, że z biegiem czasu powinno to przynieść wyniki.
W klubie nie ma prezesa, kieruje nim trzyosobowy zarząd. Nie przeszkadza ci to?
- Przewrotnie mogę zapytać - a do czego prezes jest potrzebny? Oczywiście nie krytykuje prezesów w innych miastach. W obecnej chwili w Poznaniu nie ma sensu wybierać na siłę prezesa tylko po to, żeby ktoś się tak nazywał. Ważne, żeby klub dobrze funkcjonował. A czy prezes jest koniecznie potrzebny? Gdyby tak było, to pewnie któryś z wiceprezesów by nim został. Jeśli teraz trzy osoby są w roli prezesa i pracują, to niech tak będzie.
Przed chwilą krytykowałeś regulamin finansowy. Ty jednak podpisałeś umowę przed wejściem jego w życie. Ograniczenia ciebie więc nie dotyczą.
- Zgadza się, podpisałem kontrakt w poniedziałek, 8 listopada, więc jestem na starych zasadach. Oczywiście nie mogę zdradzić szczegółów, ale on nie jest wygórowany. Jest na normalnych, zdrowych zasadach, odzwierciedla to, co potrafię i moją formę. Zresztą ja przyjąłem ofertę zarządu, za dużo nawet nie negocjowałem, bo mi się podobał i szybko został podpisany. Na pewno nie jest to milion za sezon, ale normalne pieniądze, które się na naszą pracę należą. Co do regulaminu wynagradzania, to brak mi słów.
Przy twojej średniej biegowej, na przygotowanie do sezonu mógłbyś otrzymać maksymalnie 60 tys. zł. To kwota wystarczająca, by przygotować się na takim poziomie, by zdobywać średnio 2 punkty na bieg?
- Nie. Jeśli ktoś myśli, że żużlowiec zarabia tyle pieniędzy, że może się w nich kąpać, to zapraszam - każdy przecież mógł wybrać swoją drogę i zostać zawodnikiem. Ja nie mówię, że żałuję, bo kocham to co robię, co nie zdarza się często, no i sam sobie taki zawód wybrałem. Prezesów zapraszam, niech się trochę pościgają i zobaczą, jakie to są koszty. Czytałem na waszym portalu podliczenie wydatków żużlowców, ale to był "śmiech na sali". Tam wiele rzeczy było zaniżonych i 60 tys. zł naprawdę nie wystarczy - dzisiaj jeden silnik kosztuje 20 tys. zł, nie ma sensu wyliczać dalej. Jak ja mam zarobić 3 tys. zł na czysto miesięcznie, to wolę iść do normalnej pracy, a nie narażać zdrowie i życie, to byłaby przesada. A przecież trzeba pamiętać, że my do końca życia nie będziemy jeździć na żużlu, musimy tyle zarobić, żeby po zakończeniu kariery ułożyć sobie życie. A za 3 tys. to wolałbym normalnie pracować, nie martwić się niczym, bo pieniądze pierwszego byłyby na koncie. Żużlowcom nie jest tak łatwo, jak się co poniektórym wydaje. Ja sobie jakoś radzę od kilku lat, jakoś mi to wychodzi i będę robił to dalej, ale nie za takie stawki, jakie zaproponowali prezesi, bo to nie starczy nawet na bułki, a trzeba jeszcze kupić masło i obkład.
Norbert Kościuch na Golęcinie
Prezesi argumentują, że w ligach zagranicznych jeździcie za dużo mniejsze pieniądze i jakoś wam się to opłaca.
- A czy działacze widzieli jakiś kontrakt albo może sami jeździł w ligach zagranicznych? Ja wiem za ile ja jeżdżę za granicą i jeśli by mi się to nie opłacało, to bym tego nie robił. Proste. Gdybym miał dokładać do interesu, to bym siedział w domu. Żużel ma nas cieszyć, ma cieszyć kibiców, ale też mamy przy tym zarabiać. I ja to tak traktuję. Jeśli ja miałbym w dwie strony przejechać 2 tys. km, żeby zarobić 500 zł to bym takiej umowy nie podpisał, bo na tyle durny nie jestem. A prezesi może tak mówią, bo ktoś im kontrakt pokazał? Ale to był chyba jakiś słaby kontrakt. Ja bynajmniej mam taki, że jestem finansowo zadowolony.
No ale chyba nie powiesz, że w Szwecji jeździsz za takie same pieniądze, jak w Polsce?
- One nie są na takim poziomie, ale nie odbiegają tak znacznie jak się uważa. To nie jest tak, że jeździmy za 40 proc. tego co w kraju. Na pewno tak nie jest.
Działacze zabrali żużlowcom także powierzchnie reklamowe na kevlarach i obszyciach motocykli. Wyobrażasz sobie sytuację, że twoi sponsorzy, aby zasponsorować ciebie, muszą udawać się do klubu?
- Nie wyobrażam sobie tego, bo Speedway Norbert Kościuch ma jednego prezesa i jednego właściciela - jest nim Norbert Kościuch, i on decyduje, co, gdzie i za ile. Jak już mówiłem wcześniej - my jesteśmy zawodowcami i nas denerwuje, że coś dzieje się za naszymi plecami. Tak samo jest z tłumikami, nikt nas nie zapytał o zgodę, mimo że gołym okiem widać, że one się nie nadają. Tak samo jest ze stawkami. My oczywiście doskonale wiemy, że jest kryzys, ale dlaczego nikt nas nie zapytał, jakie my mamy pomysły. Dzisiaj my jesteśmy od czarnej roboty, a prezes jeden z drugim siedzą w fotelach i ma radochę. Obcinają nam stawki, ale każą nam kupić nowy tłumik za 1 200 zł. Albo musimy jeździć na trzech oponach, a w innych krajach jeździ się na jednej. W Danii na cały mecz jest jedna opona, a na biegi nominowane można założyć nowy bok. Dlaczego tutaj nie szukamy oszczędności? To wszystko, co teraz dzieje się wokół żużla na pewno nie pomaga tej dyscyplinie. Jest duży niesmak, a to na pewno nie sprzyja frekwencji. Takie sprawy w ogóle nie powinny wychodzić na zewnątrz, a być załatwiane w naszym gronie. A wracając do sponsorów - dziękuję moim sponsorom za to, że są ze mną.
Kolejny argument prezesów za wprowadzeniem regulaminu finansowego, to to, że będziecie zarabiać mniej, ale będziecie dostawać pieniądze na czas i do końca.
- Nie wierzę w to. Naprawdę. Chciałbym wierzyć, ale jeżdżę już 10 lat na żużlu i trochę widziałem.
Norbi na prezentacji przed sezonem, z tyłu Mateusz Szczepaniak
Czyli nie wierzysz, że twój dobry kontrakt w Poznaniu zostanie zrealizowany do końca i wszystkie pieniądze zostaną ci wypłacone?
- Chciałbym w końcu po zakończonym sezonie wyjechać na wakacje, odpocząć, nie myśleć o żużlu przez dwa-trzy tygodnie. Teraz niby sezon skończyłem, ale żużel ciągle chodzi mi po głowie. Odpoczywam fizycznie, ale problemy we mnie siedzą. Nikt przecież nie lubi jak nie otrzymuje wynagrodzenia za wykonaną pracę. A my przecież musimy jeszcze inwestować, żeby poprawiać swoje wyniki, bo zaraz ktoś powie: "Panie Kościuch, pan już się chyba do niczego nie nadajesz, czas do II Ligi pójść".
A jak oceniasz wprowadzenie KSM-u?
- Cieszy mnie to, aczkolwiek dolny KSM bym jeszcze podniósł (wynosi 30 - dop. red.), bo wydaje mi się, że taki Miszkolc w tym sezonie by się załapał. Z drugiej strony zdaje sobie sprawę, że im wyższy dolny KSM tym trudniej zbudować drużynę, a w przypadku kontuzji któregoś zawodnika prawie niemożliwe byłoby znalezienie zastępstwa. Ale jednak o 2 punkty bym podniósł, bo mecze muszą być widowiskowe. Nie możemy pozwolić, by powtarzały się mecze jak z Miszkolcem, które były do jednej bramki i nikt nie chciał tego oglądać. Dla kibica jest najlepiej, gdy mecze rozstrzygają się w ostatnich biegach.
W drugiej części wywiadu, który opublikujemy w niedzielę o godz. 17., Norbert Kościuch opowie o współpracy z Mirosławem Kowalikiem, planach startów w Elitserien i pierwszym roku startów w Elite League.