Głupot nie będę opowiadać - rozmowa z Mirosławem Kowalikiem, trenerem PSŻ Lechma Poznań

O nowych zawodnikach w składzie Skorpionów, poznańskich i Duńskich młodzieżowcach, przygotowaniach do sezonu, a także nadziejach i oczekiwaniach wobec poznańskiej drużyny rozmawialiśmy z Mirosławem Kowalikiem, trener PSŻ Lechma.

Łukasz Czechowski: Sezon 2011 będzie pana czwartym spędzonym w stolicy Wielkopolski.

Mirosław Kowalik, trener PSŻ Lechma: W Poznaniu dobrze czułem się już wcześniej. Przez jakiś dziwny przypadek się rozstaliśmy, ale teraz nie ma sensu do tego wracać. W ubiegłym roku pojawiła się propozycja i nie zastanawiałem się nad nią nawet przez 5 minut. Tutaj jest mi po prostu dobrze, mam nadzieję, że klub mam podobne odczucia.

Po poprzednim sezonie nie pojawiły się propozycje z innych ośrodków?

- Ja nie próbowałem niczego szukać, a i nikt inny nie próbował mnie zatrudnić. Jestem kojarzony z Poznaniem, jakby przypisany do tego klubu i bardzo się z tego cieszę.

Planów, by zatrzymać trzon zespołu z poprzedniego roku nie udało się zrealizować, bo Adam Skórnicki wybrał Unię Leszno. Był pan rozczarowany?

- Decyzja Adama pokrzyżowała nam plany, bo liczyliśmy, że zostanie i dalej będzie jednym z liderów. Wybrał jednak rozwiązanie, które wcale mnie nie dziwi - na jego miejscu również chciałbym wrócić do "domu". Przed nim pojawiła się taka szansa, a my musimy sobie radzić bez "Skóry". Wydaje mi się jednak, że znaleźliśmy całkiem przyzwoite zastępstwo.

Mirosław Kowalik w rozmowie z Norbertem Kościuchem

Porozmawiajmy więc o nowych zawodnikach. Wiemy, na co stać Norberta Kościucha i Roberta Miśkowiaka, a czego można spodziewać się po Słaboniu i Ljungu?

- Krzyśka Słabonia stać na bardzo wiele. Jeśli zgra się ze sprzętem, dobrze wejdzie w sezon, to na poziomie I Ligi będzie mocnym, pewnym punktem zespołu. Ljung to - myślę, że można tak powiedzieć - zawodnik klasy światowej, a na pewno jeden z lepszych Szwedów. Bardzo profesjonalnie podchodzi do sportu, jest dobrze przygotowany. Na tej czwórce będziemy opierać skład.

A o piąte miejsce będą walczyć Szewczykowski, Magosi i Facher, czy któryś z nich ma zapewnione miejsce w składzie?

- Nie chciałbym doprowadzić do sytuacji, że zawodnicy będą zabijać się na treningu, by znaleźć miejsce w składzie. Nie tędy droga. Z Magosim mamy taki układ, że jeśli będzie miał formę, jaką prezentował w zeszłym sezonie, to będzie jeździł. Jeśli nie, to ma moje słowo, że będzie mógł szukać sobie nowego pracodawcę, bez żadnych problemów z naszej strony. Ja jednak bardzo liczę na Adriana Szewczykowskiego. To jest zawodnik, który potrafi i chce walczyć na całej szerokości toru. Ma przed sobą trudny przeskok z wieku juniora, ale jeśli będzie miał dwa dobre motocykle i odpwoednio przepracuje zimę, będziemy mieć z niego pożytek. Może nie na samym początku sezonu, ale później już tak, jestem o tym przekonany.

Czego spodziewa się pan po poznańskich młodzieżowcach?

- Tak jak liczę na Szewczykowskiego, tak samo wierzę w Piotrka Świdzińskiego. Widać po tym chłopaku, że chce jeździć na żużlu - jest zaangażowany, dba o sprzęt. Dla mnie to są rzeczy podstawowe. Wystarczy mu tylko pomóc, dobrze pokierować. Pracowaliśmy ze sobą w zeszłym roku i myślę, że wiem, czego mu trzeba, a i mam wrażenie, że on rozumie, co ja chce mu przekazać. Z pracy w Gnieźnie znam Macieja Fajfera i wiem, że stać go na wygrywanie ze wszystkimi. On ma przyzwoity park maszyn, a my chcemy pozwolić mu rozwinąć skrzydła i dać trochę luzu. Na tej dwójce będziemy opierać naszą siłę juniorską.

Kowalik i Adam Skórnicki przed galą lodową w Toruniu

Co z dwoma Duńczykami?

- Nie widziałem ich nigdy na torze. O Rene Bachu słyszałem, ma pewne sukcesy, więc coś na pewno potrafi. Wszystko pokażą jednak sparingi i przedsezonowe treningi. Wtedy będziemy oceniać zawodników. Ale powtarzam - nie chcę doprowadzić do sytuacji, że będziemy między sobą rywalizować o miejsce w składzie.

Proszę opowiedzieć o przygotowaniach do sezonu.

- Z racji tego, że nie posiadamy - jako klub - zaplecza treningowego, każdy z zawodników sam przygotowuje się do sezonu. Nasi żużlowcy mają świadomość, że zimowe treningi to część ich pracy. Z tego co wiem, traktują to bardzo poważnie. Pod koniec lutego pojedziemy do Szklarskiej Poręby, gdzie będziemy się poznawać, pojeździmy trochę na nartach, ale pewnie wypijemy też kilka piw.

Na obóz pojadą wszyscy żużlowcy?

- Nie będzie z nami Ljunga, który zapewniał mnie - wydaje się, że szczerze - że bardzo chciałby pojechać, ale kilka dni później leci do Anglii i miałby za mało czasu na przygotowanie. Nie zjawi się raczej też Piotrek Świdziński, który ma ważne obowiązki szkolne.

Zaplanowaliście cztery sparingi. Wystarczy?

- Myślę, że to wystarczy, ale jeśli uznamy, że to za mało, zorganizowanie treningu punktowanego nie jest wielkim problemem.

Piotr Świdziński i Mirosław Kowalik

Na co więc stać PSŻ Lechma w sezonie 2011?

- Wydaje mi się, że skład, który skomponowaliśmy jest całkiem, całkiem. Są to zawodnicy, których my sobie wymyśliliśmy, a nie tacy, którzy zostali i podpisując z nimi umowy nie mieliśmy wyjścia. Skład powinien spełnić nasze nadzieje i sprawić parę niespodzianek. Nie chcę nosić głowy w chmurach i opowiadać głupot, że będziemy walczyć o awans do ekstraligi, bo jest kilka zespołów, które -przynajmniej na papierze - są od nas lepsze, ale będziemy na każdym kroku robić wszystko, aby utrudniać im życie.

Terminarz w tym roku jest tak skonstruowany, że dolna czwórka sezon skończy już w sierpniu. To pana dodatkowo mobilizuje czy raczej jest powodem do stresu?

- Nie zastanawiałem się nad tym zbytnio, ale wydaje mi się, że będzie to dodatkowa mobilizacja. Każdemu zawodnikowi będzie zależało, by jak najdłużej jeździć i pracować. Ale nie chodzi tylko o zarabianie pieniędzy, ale także o ambicje sportowe. Zakładam, że nie będzie łatwo awansować do pierwszej czwórki, ale sport jest nieprzewidywalny. W poprzednim sezonie byliśmy tego najlepszym przykładem - przed startem rozgrywek każdy widział nas w górnej połówce, a jeden przegrany mecz sprawił, że się tam nie znaleźliśmy. Teraz więc podchodzimy do tego ze spokojem.

Komentarze (0)