Jerzy Drozd: Nasz stadion to wczesne lata komuny

Stadion Kolejarza Opole znajduje się w kiepskim stanie. Choć to obiekt miejski, ratusz nie przewiduje w tym roku remontów, z czego niezadowoleni są działacze klubu. Jerzy Drozd stadion określa "wstydliwym i najgorszym w Polsce".

Tegoroczny budżet miasta nie ujmuje remontu stadionu Kolejarza. Jego działacze wysłali do prezydenta Ryszarda Zembaczyńskiego list z prośbą o interpretację niekorzystnej decyzji. Po kilku dniach otrzymali odpowiedź, że priorytetem dla ratusza jest... renowacja stadniny koni w Bierkowicah i kortów przy Oleskiej. - Trochę nas to zamurowało - przyznaje prezes Kolejarza Jerzy Drozd. - Liczyliśmy na dalsze remonty, a nawet na gruntowny plan przebudowy, który prezydent obiecał. Niestety musimy uzbroić się w cierpliwość i czekać. Dla nas to sytuacja nie do pozazdroszczenia, bo gdy zaostrzą się przepisy, to możemy nie otrzymać licencji. A prac na własną rękę nie możemy wykonać, gdyż obiekt należy do miasta.

Drozd zaznacza, że za wygląd stadionu jest mu wstyd i nie rozumie postępowania ratusza. - Mamy najgorszy obiekt w Polsce- komentuje prezes opolan. - Przypomina czasy wczesnej komuny lub jeszcze odleglejszych lat. Palę się ze wstydu przed gośćmi, którzy w drodze na trybuny muszą przebyć zabłoconą drogę dojazdową, a potem siadając uważać na wystające gwoździe w ławkach. Nie oczekujemy Bóg wie jakich luksusów. Prosimy tylko, by zagwarantować kibicom godziwe warunki do oglądania, takie jak na innych stadionach żużlowych. Dla miasta to widocznie zbyt duże wymagania.

W poprzednich latach na obiekcie Kolejarza m.in. zbudowano szatnie i wieżyczkę oraz wymieniono bandę. Jak podkreśla Drozd, te prace zostały wykonane niedokładnie. - Szatnie wyglądają w środku imponująco, ale zapomniano o naprawie dachu, który przecieka. Wieżę też było trzeba poprawiać. Doceniamy to, co zrobiło miasto, lecz były to remonty koniecznie, wykonane pod presją nieprzyznania licencji.

Nadal nie wiadomo, jak wysoka będzie dotacja dla Kolejarza z urzędu miasta. Z powodu błędów proceduralnych pieniądze na sport kwalifikowany nie zostały jeszcze podzielone. - To dla nas sytuacja bardzo trudna - nie ukrywa Drozd. - Na kilka dni przed rozpoczęciem sezonu nie wiemy, jaką kwotę otrzymamy. To ze strony miasta niepoważne. Spotykaliśmy się z prezydentem wielokrotnie. Rozmowy przebiegały kulturalnie i sympatycznie, ale nie usłyszeliśmy żadnych konkretów. Najgorsze, że nie wiemy, na czym stoimy. Gdyby prezydent powiedział, że na żużel przeznaczy mniejsze pieniądze, to zaczęlibyśmy działać i szukać finansów u innych źródeł. A tak jesteśmy w kropce.

W zeszłym roku Kolejarz otrzymał z ratusza 220 tysięcy złotych. Drozd przyznaje, że teraz z podobnej kwoty nie będzie zadowolony. - Nie można stawiać równości między tą sumą z poprzedniego a obecnego roku. Wszystko podrożało, nasze wydatki zwiększyły się. Dlatego te same kwoty mają różną wartość. Wspomniałem o tym prezydentowi i mam nadzieję, że weźmie to pod uwagę. Wierzę, iż niepotrzebnie się martwimy, a sprawa zakończy się dla nas szczęśliwie. Jednak nie rozumiem, po co zamieszanie, skoro można było to załatwić w cywilizowany sposób. Osobiście prezydenta lubię, ale razi mnie jego niekonsekwencja. Często chwali nas za działalność i utrzymywanie klubu, mimo to nie udziela wsparcia i czasami traktuje jak dzieci. Tymczasem my jesteśmy dorosłymi, poważnymi ludźmi, pracującymi na rzecz Kolejarza społecznie, a nierzadko dokładającymi do interesu. Szkoda, że ani pan Zembaczyński, ani kibice tego nie rozumieją.

Kolejarz stara się również o dofinansowanie z urzędu marszałkowskiego. - W czwartek mieliśmy rozmawiać z marszałkiem, ale spotkanie zostało przełożone - wyjaśnia Drozd. -Decyzja powinna zapaść niebawem. Myślę jednak, iż szanse na dotację większą niż z ubiegłego roku są spore.

Komentarze (0)