Żużlowa granica z Ukrainą

Tragedia jaka dotknęła żużlowców Startu Gniezno być może nie miałaby miejsca, gdyby nie problemy z przekroczeniem ukraińskiej granicy. Po zapoznaniu się ze stanowiskami obu stron, SportoweFakty.pl poruszyły problem przejścia przez ukraińską granicę.

Pożar, w wyniku którego spaleniu uległy motory gnieźnieńskich żużlowców, być może nie miałby miejsca, gdyby nie problemy z przekroczeniem granicy. Przypomnijmy, że strona ukraińska nie dopełniła formalności dotyczących przejazdu. Okazuje się, że wystarczyła lista z numerami silników i ram poszczególnych motocykli. Tą można było zdobyć już dużo wcześniej i bez wątpienia jest to zaniedbanie ze strony gospodarza zawodów.

Okazuje się, że posiadanie niezbędnych dokumentów to nie jedyny problem, z którym borykają się polskie kluby żużlowe udające się na Ukrainę. Działacze innych klubów bez ogródek mówią, że nie da się przejechać spokojnie trasy, bez wręczenia odpowiednich łapówek. Anonimowy działacz z Krosna tak opisuje wyprawę na Ukrainę: - Tak naprawdę, żeby przekroczyć ukraińską granicę potrzebny jest spis motocykli z numerami silników i ram oraz pieczątki. Dużo pieczątek na każdym piśmie to jest to, co Ukraińcy lubią najbardziej. Nie da się jednak ukryć, że trzeba wręczyć również łapówki. Wiedzą o tym wszyscy ludzie, którzy musieli przekraczać granicę. Jeżeli nie dasz - od razu zaczną doszukiwać się problemów. Rozpoczyna się od brudnego silnika, a kończy na rzeczach, o których niektórym osobom nawet się nie śniło. Pamiętam wyjazd, podczas którego konieczne było wręczenie łącznie 500 zł na przejściu granicznym, żeby bez problemów wjechać na Ukrainę. Swego rodzaju paradoksem było wręczenie podwójnego mandatu znajomemu, który przekroczył prędkość, bo jak tłumaczyła policja... w samochodzie jechały dwie osoby, więc prędkość została przekroczona dwukrotnie - powiedział anonimowy informator.

O problemach z przejściem granicy na Ukrainie próbowaliśmy rozmawiać z kierownikiem zmiany Urzędu Celnego w Dorohusku. Przedstawiciel ukraińskiego sąsiada był rozmowny do momentu, kiedy nie dowiedział się, że pytania będą dotyczyły problemów, jakie spotkały drużynę Startu Gniezno. Wówczas osoba w miarę płynnie posługująca się językiem polskim zasłoniła się jego nieznajomością i odłożyła słuchawkę. Próby nawiązania kontaktu w języku rosyjskim nie przyniosły efektu.

Niestety informacje przekazane nam przez przedstawiciela krośnieńskiego klubu potwierdzają działacze innych klubów, które w przeszłości występowały na Ukrainie. Okazuje się, że polskie kluby jadące na Ukrainę muszą się bardzo starać, aby móc startować w polskiej I lidze. Czy nie powinno być odwrotnie?

Komentarze (0)